A A+ A++

Jeśli chodzi o znaczenie historyczne, to chociaż powinniśmy ostrożnie wydawać osądy, uważam, że 24 lutego 2022 roku nastąpił definitywny koniec okresu, który rozpoczął się wraz z upadkiem muru berlińskiego i Związku Radzieckiego.

Najważniejsze jest teraz pytanie, co jeszcze możemy zrobić, aby naprawdę pomóc Ukraińcom, którzy heroicznie stawiają opór militarny i cywilny.

I jaka jest odpowiedź?

– Prezydent Zełenski daje nam odpowiedź na Twitterze. Mówi tam codziennie o wsparciu militarnym, sankcjach oraz możliwości dołączenia do Unii Europejskiej.

W każdym z tych trzech aspektów nadal możemy zrobić jeszcze więcej. Udzieliliśmy już imponującego wsparcia militarnego. Nie jestem zwolennikiem brytyjskiego rządu, ale dość wcześnie przeszkolono ponad 20 tysięcy ukraińskich żołnierzy i przekazano broń przeciwpancerną. Dużego wsparcia udzieliły USA i Polska.

Na pewno stać nas na więcej, jeśli chodzi o sankcje. Po pierwsze, już w 2014 roku trzeba było nałożyć poważne sankcje na brudne rosyjskie pieniądze w tak zwanym Londongradzie. To naprawdę szokujące, że oligarchowie i cała reszta mają wystarczająco dużo czasu, aby sprzedać swoje majątki. Druga kwestia to ropa i gaz. Trzeba jasno powiedzieć, że niemieccy i włoscy obywatele, płacąc rachunki za ogrzewanie, tak naprawdę opłacają wojnę terrorystyczną Władimira Putina. Trzeba koniecznie znaleźć jakieś rozwiązanie jeszcze przed kolejną zimą.

A po trzecie… Czyż nie jest zdumiewające, że w środku wojny, gdy prezydent Zełenski ryzykuje życie, bo polują na niego rosyjskie oddziały zamachowców, on nadal mówi o możliwości dołączenia do Unii Europejskiej? Ostatnie spotkanie unijnych przywódców w Wersalu było dla mnie ogromnym rozczarowaniem. Unia Europejska jest ekspertem w udawaniu, gdy mówi „tak”, to tak naprawdę mówi „nie”.

W 2005 roku po pomarańczowej rewolucji zapytałem José Manuela Barroso, czyli byłego przewodniczącego Komisji Europejskiej, dlaczego państwa członkowskie nie chcą Ukrainy w Unii. Powiedział, że przeciwne są dwa duże państwa: Francja i Niemcy.

Problem polega na tym, że 17 lat później sytuacja się nie zmieniła. Jeśli przywódcy wielu krajów zachodnich – w tym Francji, Niemiec i Holandii – mieliby być szczerzy, powiedzieliby, że nie chcą, by Ukraina dołączyła do Unii, zamiast mamić, że Ukraina należy do europejskiej rodziny.

W perspektywie krótkoterminowej zapowiedź przyjęcia Ukrainy do UE to ważny i symboliczny gest. W perspektywie średnioterminowej chodzi o potencjalne zakończenie tej wojny. Ciągle mam nadzieję, że wydarzy się cud nad Dnieprem, ale bardziej prawdopodobne jest to, że żadna ze stron nie wygra. W związku z czym pojawia się pytanie o warunki tego gorzkiego pokoju. Obawiam się, że Zełenski będzie musiał pójść na ustępstwa. Dał już do zrozumienia, że konieczne będzie zachowanie neutralności i rezygnacja z NATO, a może również pewne ustępstwa terytorialne. Obietnica, że Ukraina może zostać państwem kandydującym do Unii, byłaby przynajmniej jednym dużym sukcesem dla tego kraju.

A w perspektywie długoterminowej byłaby to odpowiedź na pytanie, jak ma wyglądać przyszłość Europy za 10-20 lat.

W przeciwnym razie będzie to oznaczać nową konferencję jałtańską. Ostatecznie Unia Europejska będzie musiała zaakceptować nowy podział Europy wzdłuż wschodniej granicy Unii i NATO. Kraje takie jak Białoruś, Mołdawia, Ukraina i Gruzja pozostaną poza Unią, w niepewnej strefie. A tego nie chcemy.

Powinniśmy zrobić dla Ukrainy tyle, ile możemy, ale musimy ustalić granice zaangażowania w Ukrainie, biorąc pod uwagę, że znaczna większość obywateli Zachodu pewnie nie chce umierać za Kijów. Tak samo jak w 1939 roku nie chcieli umierać za Gdańsk.

– Ma pan rację. Bronisław Geremek mówił mi, że jako dziecko stał w tłumie pod ambasadą w Warszawie i bił brawo, gdy Wielka Brytania stanęła do walki w obronie Polski we wrześniu 1939 r. Potem przyszło gorzkie rozczarowanie. Ja sam, gdy wiele lat po wojnie zaczynałem przyjeżdżać do Polski, wciąż ciągle słyszałem: „Zdradziliście nas w Jałcie”.

Teraz Polska jest częścią Zachodu, ale nie jest łatwo zdecydować, co należy zrobić. Wystarczy spojrzeć na rozmowy dotyczące migów 29. Chciałbym, aby te samoloty już były w Kijowie, możemy jeszcze wysłać potężną broń przeciwlotniczą i przeciwpancerną oraz pomóc uchodźcom, ale strefa zakazu lotów na pewno nie zostanie ustanowiona, bo to oznaczałoby wojnę z Rosją, na którą NATO nie jest gotowe.

Niektórzy twierdzą, że to decydujący moment nie tylko dla Ukrainy i Rosji, ale dla całej Europy. Zgadza się pan?

– To koniec ery, która nastąpiła po zimnej wojnie. Koniec wszystkich naszych złudzeń na temat relacji z Rosją, przynajmniej w perspektywie krótko- i średnioterminowej.

Ludzie zaczynają rozumieć, że wolność nie jest procesem, tylko raczej nieustanną walką. Trzeba codziennie walczyć w sposób pokojowy, ale czasami również militarnie. To wszystko zmieni politykę Niemiec i zwiększy wydatki na obronę, co oznacza, że za 10 lat Niemcy będą mieć największą i pewnie najskuteczniejszą armię w Europie. Obecne wydarzenia zmienią też sposób myślenia o Europie, która powinna być potęgą ekonomiczną, kulturalną, ale też militarną. Dotrze do nas, że potrzebna jest jedność całego Zachodu, a nie tylko Europy. Obawiam się jednak, że zmiany te zajdą w myśleniu osób, które już są częścią Zachodu, a nie w przypadku wschodnich sąsiadów Polski.

Kilka dni temu napisał pan, że właściwą odpowiedzią na wojnę powinien być nie tylko opór, ale również inspiracja.

– Inspiracją są dla nas Ukraińcy, Wołodymyr Zełenski to ukraiński Winston Churchill. Odpowiedni człowiek w odpowiednim czasie.

Ale chciałbym, żeby inspiracja płynęła również w przeciwnym kierunku, gdyby Unia się odważyła i przestała reagować w swój typowy, biurokratyczny sposób. W tym historycznym dla Europy momencie powinna ogłosić wprost, że Ukraina jest państwem kandydującym do wspólnoty. Wiadomo, że to będzie długi proces, ale skoro Ukraińcy ryzykują życie, Unia powinna chociaż podjąć takie ryzyko.

Ta wojna jest szansą na odnowienie projektów europejskich? Nagle okazuje się, że warto walczyć o Europę, a nawet za nią umrzeć.

– Myślę, że tak. W perspektywie długoterminowej Putina może czekać coś zupełnie przeciwnego, niż chciał osiągnąć. Już udało mu się wzmocnić poczucie tożsamości narodowej i jedności Ukrainy. Dodatkowo zjednoczył Unię Europejską, wzmocnił siły NATO na jego granicy i w pewnym stopniu wzmocnił poczucie jedności całego Zachodu.

Ale trzeba podkreślić, że jest to szansa dla nas, czyli osób, które są bezpieczne w granicach NATO i Unii Europejskiej.

Swoją drogą, wyobraźmy sobie, w jakiej sytuacji byłyby Polska lub Estonia, gdyby nie należały dzisiaj do NATO i Unii. Nie słuchajcie nikogo, kto twierdzi, że obecne wydarzenia to wina rozszerzenia NATO. Naiwnie byłoby myśleć, że gdyby granice Sojuszu się nie poszerzały, miły pan Putin siedziałby sobie na Kremlu i spokojnie patrzył, jak po drugiej stronie granicy Ukraina staje się niepodległym i demokratycznym krajem.

Ta wojna pokazuje, że rozszerzenie NATO było słusznym posunięciem oraz że musimy mieć odpowiedź dla reszty Europy, czyli krajów leżących pomiędzy UE a Rosją, a w perspektywie długoterminowej również dla Rosji. Bo zgodnie z wizją wolności i pokoju w Europie dlaczego demokratyczna Rosja nie miałaby zostać członkiem NATO.

Porównania historyczne bywają ryzykowne. Zgodziłby się pan, że Putin to Hitler naszych czasów, a Zełenski to nowy Churchill?

– Trudno uznać to, co się dzieje za bitwę o Anglię, bo przecież Wehrmacht nie wszedł do hrabstwa Kentu. Były przerażające bombardowania, ale kraj był w naszych rękach. Dlatego bitwa o Kijów bardziej przypomina mi obronę Warszawy w 1939 roku.

Porównania do Adolfa Hitlera pojawiają się od 77 lat, ale zawsze były przesadzone. Teraz po raz pierwszy powiedziałbym, że można porównać Putina do Hitlera, ale do Hitlera z 1939 roku, a nie z czasów Holokaustu, chociaż nie wiadomo, do czego Putin jest jeszcze zdolny.

Entuzjastycznie popiera pan dołączenie Ukrainy do Unii, ale co powiedziałby pan tym, którzy twierdzą, że argumentem przeciwko jest stan praworządności w Polsce i na Węgrzech? Czy na pewno potrzebny jest Unii kolejny wschodni kraj, który może zniszczyć cały ten projekt?

– Rozmawiałem z Francuzami, Hiszpanami i Włochami, którzy uważają, że przyjęcie Polski i Węgier do Unii Europejskiej było wielkim błędem. Gdyby nie wojna w Ukrainie, pewnie tematem naszej rozmowy znów byłoby osłabianie demokracji liberalnej w Polsce i na Węgrzech.

Przemówienie prezydenta Dudy z okazji 23. rocznicy przystąpienia Polski do NATO napełniło mnie nadzieją, że wreszcie nastąpi koniec hiperpolaryzacji polskiej polityki, która przez ostatnie lata była prawdziwą udręką. To moment, w którym Polacy powinni się zjednoczyć, ale to nie będzie możliwe bez przywrócenia demokracji liberalnej.

Obawiam się, że dramatyczna wojna i nowy kontekst geopolityczny sprawią, iż wiele osób w Europie Zachodniej i Unii stwierdzi, że nie ma sensu zawracać sobie głowy praworządnością w Polsce i na Węgrzech. Obawiam się, że łamanie europejskich zasad rządzącym może ujść na sucho. Dlatego musimy skupiać się również na kwestiach dotyczących praworządności, wolności prasy i demokracji liberalnej. Ale do tego potrzebne są silniejsze mechanizmy wewnętrzne w Unii Europejskiej, a kluczowe znaczenie mają dalsze starania, aby powiązać pieniądze unijne z unijnymi wartościami.

Kilka lat temu pytany o przyszłość Polski miał pan optymistyczne serce i pesymistyczny umysł. A jak pan widzi przyszłość Ukrainy?

– Absolutnie najlepszym scenariuszem, który dyktuje mi moje optymistyczne serce, jest cud nad Dnieprem. Scenariusz, jaki dyktuje mi głowa, jest niestety taki, że Putin będzie eskalował konflikt. Zimowa wojna fińsko-radziecka trwała wiele miesięcy, ale zakończyła się podpisaniem pokoju. Stalin przyznał, że oberwał, Finowie musieli pójść na bolesne ustępstwa, oddając 9 proc. swojego terytorium, ale kraj pozostał niepodległy i demokratyczny, chociaż neutralny. Wydaje mi się, że to nadal jest najlepszy scenariusz.

Z analogiami historycznymi zaleca pan ostrożność, ale czy wydarzenia na Ukrainie można porównać do rewolucji Solidarności w Polsce?

– 10 lat walki Solidarności zakończyło się aksamitną rewolucją, upadkiem komunistycznych rządów w Europie Środkowo-Wschodniej i zakończeniem zimnej wojny. Obawiam się, że dzisiaj trudno o taki sam optymizm. Możliwe, że powinniśmy przygotować się na coś jeszcze gorszego.

* Tekst powstał podczas LSE SU Polish Economic Forum 2022

Czytaj też: „W Putinie nie ma cienia człowieka. To postać ulepiona z KGB-istowskich wzorów niczym z plasteliny”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTylko przetrwać
Następny artykułMniej PR, więcej RP