A A+ A++

– Czułem się, jakby panewka wyskoczyła z biodra. To takie uczucie, że coś wystrzeliło i wróciło na swoje miejsce. Myślę sobie: co jest grane? Próbowałem zrobić krok i nie mogłem. Wołam więc do technika: grze się. A on pyta, czy to żart? Odpowiedziałem mu, że to nie jest żart, bo już to wiedziałem. Strasznie bolesna rzecz w pierwszej fazie zdarzenia – mówi o swojej kontuzji w niedzielnego meczu Lecha Poznań z Górnikiem Zabrze arbiter Jarosław Przybył.

Niedzielny mecz Lecha Poznań z Górnikiem Zabrze miał wyjątkową dramaturgię – dwukrotnie był przerywany na sześć minut, decydujący gol padł w 99. minucie. Jedna z tych przerw była efektem kontuzji sędziego głównego tego spotkania Jarosława Przybyła z Kluczborka. Zastąpił go Albert Różycki, arbiter techniczny, który do tej pory nie prowadził żadnego meczu w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Andrzej Grupa: Była 66. minuta meczu Lecha z Górnikiem, chwilę wcześniej wznowił pan grę po kilkuminutowej przerwie spowodowanej zadymieniem boiska. I znów ją przerwał, gdy piłkę chwycił Filip Bednarek. Co się stało?

Jarosław Przybył: – Doznałem urazu, najprawdopodobniej mięśnia przywodziciela uda, bo tak brzmi pierwsza diagnoza lekarzy z Poznania. Jutro o godz. 8.30 jestem umówiony w klinice w Nieborowicach na analizę USG i pewnie dr Smolik postawi ostateczną diagnozę, co tam się wydarzyło.

Wyglądało to tak, jakby od razu pan mówił swoim asystentom i sędziemu technicznemu, że nie ma szans na dalsze sędziowanie meczu. Nawet nie chciał Pan pomocy ze strony sztabu medycznego Lecha?

– Tak, mamy klimat jaki mamy, nie zmienimy tego. Druga rzecz – mieliśmy przerwę spowodowaną zadymieniem boiska. Sześć, siedem minut staliśmy i marzliśmy na boisku, bo były 2-3 stopnie Celsjusza. W takich warunkach organizm się szybko wychładza, potem wrócił do obciążeń i od razu po gwałtowny ruchu coś strzeliło.

CZYTAJ TAKŻE: Lech Poznań wygrywa z Górnikiem Zabrze. Kontuzja sędziego Przybyła

Czułem się, jakby przysłowiowa panewka wyskoczyła z biodra. To takie uczucie, że coś wystrzeliło i wróciło na swoje miejsce. Myślę sobie: co jest grane? Próbowałem zrobić krok i nie mogłem. Wołam więc do technika: grzej się. A on pyta, czy to żart? Odpowiedziałem mu, że to nie jest żart, bo już to wiedziałem. Strasznie bolesna rzecz w pierwszej fazie zdarzenia.

To chyba jakiś większy problem u arbitrów w tym czasie, bo przecież kontuzji doznał też arbiter w meczu Śląska Wrocław z Cracovią Michał Pierściński. Tam doszło do zmiany asystenta.

– Asystenci mają inną specyfikę pracy. Mięsień brzuchaty łydki to mięsień sprinterski, a to specyfika pracy asystentów: mają krótkie biegi i szybkie starty. U mnie to typowa kontuzja wynikająca z przemieszczania się. Właśnie wracam z Poznania i pogłębiam swoją wiedzę w tym zakresie, mam możliwości poczytania jak wygląda mięsień i co powoduje jego kontuzję. To zmiana pozycji, grząskie boisko, a w Poznaniu boisko nie pomagało, zmiana kierunku biegu, czyli bieg w jedną stronę, zatrzymanie i rotacja na nodze stabilizującej. A później obrót i próba szybkiego startu w drugą stronę.

Zmęczenie nie miało tu znaczenia? Dla Pana było to już piąte spotkanie w grudniu, do tego jeszcze dwa mecze w roli arbitra VAR.

– Nie, to nie ma żadnego znaczenia. Jesteśmy na tyle przygotowani, mamy rehabilitację, fizjoterapię i inne takie rzeczy. Taki już pech, ja to zakładam na poczet tego zastania, tych 7-8 minut przymarznięcia, bo było zimno, mięśnie zastygłe, szybko się wychłodziły. A nie schodziliśmy do szatni … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTomografia dla palaczy. Bezpłatne badanie w szpitalu
Następny artykułBiałoruska blogerka Wolha Takarczuk skazana na 1,5 roku łagru