A A+ A++

Wiem, że część z Was wpada tu tylko sporadzicznie po praktyczne informacje przed podróżą (wiem, bo mówią mi to statystyki). Wiem też jednak, że bardzo duże grono moich czytelników na bieżąco śledzi co się dzieje w moim pojechanym życiu. Dzielę z Wami smutki i radości, opowiadam o spełnianiu marzeń i podejmowaniu trudnych decyzji. Niezależnie od tego, o czym piszę, staram się byście z moich osobistych historii mogli wyciągnąć dla siebie jakąś naukę, by zarówno moje sukcesy, jak i porażki dawały pozytywnego kopniaka w Wasze leniwe zadki. I to pewnie dlatego tak dużo czasu zabrało mi ułożenie sobie w głowie jak Was poinformować o tym, że jestem (znów!) tam da da dam tam tam: SINGIELKĄ. Uff… powiedziałam to! W końcu!

Ci z Was, którzy znają moją historię miłosną , pewnie rozdziawili właśnie buzię… Ja zaskoczona nie byłam, gdyż zajęło nam długie miesiące kłótni i rozczarowań dojście do wniosku, że happy endu nie będzie i że powinniśmy pójść każde swoją drogą, zanim zniszczymy radość z ponad dwóch wspaniałych, pełnych przygód lat, jakie razem przeżyliśmy. Szansę, że taki szalony związek dwojga zupełnie obcych ludzi, wyrwanych z dwóch zupełnie innych światów sprawdzi się na dłuższę metę, pewnie mieliśmy jedną na milion, ale… i tak bardzo wierzę, że warto było spróbować. Chociażby po to, żeby nie żałować, że się nie… spróbowało. Różnice w naszym podejściu do życia i do związku ujawniały się powoli, aż do momentu, gdy zabrakło codziennej dawki przygód i adrenaliny- wtedy posypały się prawdziwym gradem, a do mnie zaczęło docierać, że w imię miłości toleruję zachowania, jakich nigdy tolerować nie chciałam. Może dałoby się nad tymi różnicami pracować, gdyby była wola, dojrzałość i pewność, że się tego chce z obu stron, ale… tego zabrakło. Dokładnie pamiętam ten dzień, gdy pomyślałam sobie „on mnie już nie kocha”, a potem była już równia pochyła i długie tygodnie zastanawiania się co dalej, aż w końcu padło to sakramentalne „myślę, że powinniśmy się rozstać”. Jako, że wypowiedziałam te słowa już kilka razy w przeciągu kilku miesięcy, gdy je usłyszałam, nie miałam wątpliwości, że tak właśnie powinniśmy zrobić.

Wiedzieć, że coś jest słuszne, a chcieć tego, nie zawsze idzie w parze, dlatego początkowo nie było mi łatwo. Nauczona doświadczeniem pozwoliłam sobie na rozpacz i bezsilność. Płakałam, nie jadłam, nie myłam się i nie spałam, aż w końcu wyjechałam na Prowansję, gdzie z kieliszkiem wina w dłoni godzinami bezmyślnie gapiłam się na gaj oliwny. Bezmyślnie, bo to nie był jeszcze czas na podejmowanie kolejnych decyzji- rozumiałam to i starałam się do tego nie zmuszać, choć oszołomiony umysł podpowiadał plan ucieczki: powrót do Polski. Tam gdzie czekają na mnie wieloletni przyjaciele i rodzina, mieszkanie, praca- wszystko. Tylko, czy ja na pewno chcę uciekać? Czy jest przed czym?



W połowie marca mieliśmy się przeprowadzić razem do mieszkania w Annecy- przepięknego miasteczka nad jeziorem, otoczonego ośnieżonymi szczytami, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Tak bardzo chciałam w nim zamieszkać, dlaczego miałabym sobie to odebrać? Przeprowadziłam się więc sama. Bałam się tego jak diabli, bo od lat zawsze dzieliłam z kimś swój dom. A tu jeszcze nowe miasto, brak znajomych, brak znajomości języka (ciągle mi brakuje czasu na naukę francuskiego, a język ten jeszcze dodatkowo dość opornie wchodzi mi do głowy). A jednak przekraczając jego próg, ogarnęło mnie przeczucie, że będzie mi tu dobrze, jakby jakaś pozytywna energia biła w tym miejscu. A może ona była ukryta gdzieś we mnie?

Dałam sobie czas do końca czerwca na życiowe „ogarnięcie się”, powrót do pracy na pełnych obrotach, a przede wszystkim na rozeznanie się, czy jest mi tu, w tej Francji dobrze. Do tej pory byłam tak skupiona na ratowaniu swojego związku, że nie miałam czasu, okazji ani okoliczności, żeby przyjrzeć się swoim odczuciom w tym wciąż nowym dla mnie kraju. Początki były trudne- wpadałam w emocjonalne skrajności: od euforii z bycia singielką (imprezy, randki), po dołujące poczucie samotności (wieczory z pizzą i Bridget Jones). Ale taki okres też jest potrzebny i starałam się jak mogłam nie biczować za te słabości. Powoli zaczęłam odkrywać małe przyjemności dnia codziennego (szczególnie po tym jak kupiłam sobie rower- jaj!). Zaczęłam znowu trenować wspinaczkę, biegać i chodzić po górach, zdrowo się odżywiać (chyba Wam nie mówiłam, że kilka miesięcy temu pożegnałam się na dobre z mięsem?), znalazłam zajęcia z jogi po angielsku, na których poznałam świetne dziewczyny z Litwy, Włoch, Anglii i Dominikany. Mam coraz więcej znajomych, coraz więcej zajęć i zaczynam naprawdę lubić to miejsce i swoje tutejsze życie.

Codziennie rano chodzę z kubkiem kawy nad to turkusowe jezioro i uśmiecham się sama do siebie. Tak ładnie tu, tak przyjemnie. A ja, po jednym z fajniejszych okresów mojego życia, dostałam szansę na jeszcze lepszy. Czemu tak myślę? Bo jestem bogatsza o kolejne doświadczenia, jeszcze bardziej świadoma swoich potrzeb i zmotywowana by dbać o siebie i… swoje granice, które już dokładnie wiem gdzie leżą. Czy dalej wierzę w miłość? Jak najbardziej, ale myślę, że łatwiej będzie mi ją teraz odróżnić od pełnego namiętności i pięknych obietnic, ale jednak zauroczenia. A co z facetami? Pchają się drzwiami i oknami, bo czy jest coś atrakcyjniejszego niż zadowolona z wypchanego po brzegi życia, wolna a nie samotna, samodzielna kobieta, która niczego od nich nie chce? Tylko, że ja akurat jestem zajęta. Sobą.


Podoba Ci się? Daj lajka, podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.

Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? 


Artykuł pochodzi z serwisu .

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKONIEC złotej ery Wielkiej Brytanii! WYJAZD imigrantów z Wysp – kto zostanie, ten będzie…
Następny artykułJak gnijący trup walijskiego kloszarda pomógł aliantom zdobyć w czasie II wojny światowej Sycylię