A A+ A++

W poniedziałek w Katowicach wznowione zostaną rozmowy na temat umowy społecznej dotyczącej transformacji górnictwa. Poprzednie spotkanie, które odbyło się 13 stycznia, trwało zaledwie godzinę. Związkowcy przyznali po rozmowach, że projekt umowy przygotowany przez rząd jest dla nich nie do zaakceptowania, i ogłosili, że przygotują swoją wersję dokumentu.

Tomasz Czoik: Chyba największe emocje w przygotowanym przez związki projekcie umowy społecznej transformacji górnictwa wzbudził punkt mówiący o 120 tys. zł jednorazowej odprawy dla części górników. To sprawiedliwa propozycja?

Bogusław Ziętek: Nie chciałbym sprowadzać całego projektu umowy społecznej do tego jednego elementu. Rozumiem emocje, ale warto porównać te odprawy z świadczeniami z innych branż. Górnicy z kopalń węgla brunatnego otrzymali więcej, mogli też liczyć na akcje swoich przedsiębiorstw. 120 tys. zł to w przypadku wielu górników mniej niż dwuletnia pensja.

Jako związkowiec namawiałbym wręcz, żeby z tej formy świadczeń korzystało jak najmniej osób i żeby potraktować ją jako ostateczne rozwiązane. Są przecież jeszcze np. urlopy górnicze. Skorzystanie z jednorazowej odprawy to skok na głęboką wodę. W tej sytuacji trzeba mieć bardzo konkretny pomysł na swoją zawodową przyszłość.

Za czasów reformy górnictwa Jerzego Buzka wielu pracowników odchodzących z kopalń go nie miało.

– Boję się, że teraz będzie jeszcze gorzej. 20 lat temu wiele osób odchodzących z polskiego górnictwa wylądowało w czeskich kopalniach. Dzisiaj nie jest to już możliwe. Trzeba też dodać, że w dobie pandemii koronawirusa rynek pracy jest jedną wielką niewiadomą. Transformacja regionu dotknie nie tylko samo górnictwo, ale te działalności, które są z tą branżą związane, niekoniecznie nawet instytucjonalnie. Drobni przedsiębiorcy, którzy prowadzą np. sklep przy kopalni, nie będą mogli liczyć na żadną pomoc. 

Samo górnictwo to dziś ok. 80 tys. miejsc pracy, ale trzeba podkreślić, że firmy okołogórnicze i przedsiębiorstwa żyjące z górnictwa dają nam kolejnych 400 tys. miejsc pracy. A ci pracownicy mają jeszcze swoje rodziny na utrzymaniu.

W związkowym projekcie umowy społecznej nie ma jednak mowy o tym, jak ochronić miejsca pracy żyjące z górnictwa.

– Nie ma i boleję nad tym. Był pomysł, żeby wprowadzić zapisy regulujące konkretne formy pomocy dla firm okołogórniczych, wnioskowałem też o rozszerzenie programów wsparcia także o przedsiębiorstwa działające na terenie gmin górniczych, ale nie spotkało się to z zainteresowaniem moich kolegów.

Trzeba też przyznać, że rząd w ogóle nie interesuje się tym, co czeka cały region w związku z transformacją górnictwa. Mam wrażenie, że przedstawiciele rządu spoczęli na laurach, na każdym kroku przypominając o zapisie wrześniowego porozumienia, które mówi, że każdy górnik dopracuje do emerytury. My, jako związkowcy, musimy je oczywiście uszanować, bo to ważne postanowienie, ale blokuje nas to przy próbie wywalczenia kolejnych ważnych rozwiązań. Sytuacja negocjacyjna jest trudna, bo rząd może powiedzieć: “To my tu dajemy górnikom gwarancję zatrudnienia, a wy wymyślacie”. A wśród wielu związkowców nie widać jakiejś szczególnej woli walki.

Bogusław Ziętek, przewodniczący związku zawodowego Sierpień 80. Fot. materiały prasowe S80

W umowie wyraźnie brakuje mi też określenia roli samorządów w procesie transformacji górnictwa. Jest co prawda mowa o Śląskim Funduszu Rozwoju, ale ma on mieć jedynie funkcje nadzorcze, bardzo ogólne. Trudno będzie uzmysłowić rządowi, że bez przedstawicieli gmin trudno będzie o sprawiedliwą transformację regionu. Przedstawiciele PiS tego nie rozumieją, traktują samorządowców jako wrogi element.

Do samego zabezpieczenia górników w naszym projekcie nie mam natomiast większych zastrzeżeń. Jedynie w przypadku kilku kopalń, takich jak np. Sośnica czy Bolesław Śmiały, można było pokusić się o przedłużenie ich działalności o kilka lat. Z kolei wiele innych kopalń ma jednak daty wybiegające dalej niż ich techniczne możliwości. Projekt przewiduje też dodatki wyrównawcze do pensji osób, które samodzielnie znajdą pracę poza górnictwem. Czyli np. przedsiębiorca, który prowadzi warsztat samochodowy i będzie chciał zatrudnić swojego kolegę odchodzącego z kopalni, otrzyma dopłatę do jego wynagrodzenia.

Duże zamieszanie w ostatnich dniach wywołała pana wypowiedź na temat kondycji finansowej Polski Grupa Górniczej. Stwierdził pan, że PGG nie ma pieniędzy na wypłaty czternastek i marcowej pensji. Spółka szybko to jednak zdementowała.

– Z dobrych źródeł wiem, że sytuacja jest tam bardzo daleka od kolorowej. Przy obecnej sytuacji PGG środki na wypłaty pochodzić mogą z dwóch źródeł: albo z pieniędzy, które energetyka zapłaciłaby za zakontraktowany, a nieodebrany dotąd węgiel albo pieniędzy z tarczy rządowej, o które spółka się stara. Nie zanosiło się na żadną z tych opcji, ale po oświadczeniu PGG jestem pewien, że wszyscy staną na głowie i pieniądze się znajdą. Z punktu widzenia górników to bardzo dobra wiadomość.

Nie tylko PGG ma jednak problemy. Ostatni rok znacznie pogorszył sytuację Jastrzębskiej Spółki Węglowej, która musiała sięgnąć po pieniądze z funduszu stabilizacyjnego, przygotowanego na “czarną godzinę”. Gdyby nie pieniądze z Polskiego Funduszu Rozwoju, kondycja tej firmy mogłaby być znacznie gorsza. Podobnie jest w kopalniach Tauronu Wydobycie, które utrzymują się już tylko dzięki zastrzykom finansowym spółki-matki.

Trudna sytuacja spółek węglowych może doprowadzić do rychłych protestów na Śląsku?

– Jeżeli w lipcu czy sierpniu Unia Europejska nie zgodzi się na program polegający na dopłacaniu do dalszego funkcjonowania górnictwa, albo zaakceptuje tylko część jego ustaleń, sytuacja może być bardzo nieciekawa. Jeśli do tego nadal nie zostanie rozwiązany problem z odbieraniem przez energetykę węgla, to część kopalń może zacząć upadać już za dwa-trzy lata. 

To będzie skutkowało katastrofą dla całego regionu. Na ten moment żaden inny pracodawca nie jest w stanie zaoferować takiego wynagrodzenia jak np. w PGG.

Nawet w przemyśle motoryzacyjnym, który miał być remedium na wcześniejsze etapy restrukturyzacji górnictwa, można liczyć na znacznie mniejsze pensje. A najgorsze jest to, że nadal nie ma żadnego pomysłu i dokumentu mówiącego o tym, jak tę dziurę załatać. Fabryka samochodów elektrycznych to tylko kropla w morzu potrzeb.

Budowana przez rząd otoczka dotycząca negocjacji umowy społecznej dla górnictwa i rozmów z Unią Europejską jest próbą gry na czas. Rządzący tak naprawdę szukają “frajera”, na którego będzie można zwalić winę za niepowodzenie rozmów. I potem pojawią się argumenty w stylu: “Myśmy chcieli dobrze, ale przyszli tamci i namieszali”. Jak dobrze wiemy, takie chwyty były bardzo często używane w rozmowach z innymi branżami.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGessler pochwaliła się obrączką. To małe cudeńko
Następny artykułWrócą bransoletki życia. Seniorzy wiosną mogą zapisać się do programu teleopieki domowej