Od dziesięciu lat kolejne rządy gotują podatników na wolnym ogniu. Jest jak w dowcipie z żabą w garnku, która nie odczuwa miarowego wzrostu temperatury wody, aż ta zaczyna wrzeć.
Najlepiej widać to na przykładzie PIT-u. Niby nic od lat się nie zmienia – stawki i kwoty są te same – a jednak zmienia się bardzo wiele. Od 2009 r. ani poprzednia, ani obecna ekipa rządząca nawet nie zająknęły się o waloryzacji kwot ustalonych w progach podatkowych. A przecież dziś 85,5 tys. złotych dochodu, po których stawka podatkowa niemal się podwaja z 17 na 32 proc., to nie te same pieniądze co ponad dekadę temu.
Wówczas średnia płaca dopiero co przekroczyła 3 tys. zł, a dziś niemal tyle sięga płaca minimalna (2,8 tys. zł), podczas gdy średnia dobiła już do 5,2 tys. zł. Znaleźliśmy się więc w sytuacji, w której drugi próg podatkowy zaczyna obejmować osoby zarabiające ledwie półtorakrotność przeciętnego wynagrodzenia. Tak się fiskalizuje społeczeństwo bez podnoszenia podatków.
Nowe podatki „dobrej zmiany”
Nieźle radził sobie w tym zakresie już premier Donald Tusk, ale do perfekcji sztukę tę doprowadził Mateusz Morawiecki. Ma sporą umiejętność tworzenia nowych danin, które n … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS