A A+ A++

Kiedy Marek Skubacz skończył opowiadać o swym pomyśle na start-up, na sali zapadła cisza. Zbliżający się do pięćdziesiątki Ślązak, do niedawna zarządzający fabryką okien, przyjechał do Warszawy, aby przekonać inwestorów, że potrafi zaistnieć na rynku zamawiania jedzenia przez internet. I to nie pierwszych lepszych inwestorów, tylko czołówkę polskich start-upowców – m.in. Michała Borkowskiego (Brainly), Marcina Kurka (Niania.pl) czy Grzegorza Kazulaka (Positionly). W dodatku robił to na spotkaniu zaaranżowanym przez swojego zięcia Mariusza Gralewskiego, współtwórcę GoldenLine, a potem także DocPlannera. Trudno wyobrazić sobie bardziej niezręczny układ. Ale po mniej więcej dwóch minutach ktoś wreszcie odważył się przerwać milczenie.

– K…, to może się udać – powiedział jeden z inwestorów.

Był 2012 rok. Ledwie dwa lata wcześniej Skubacz złożył w sądzie wniosek o upadłość firmy superOKNO. Jego biznes ugiął się pod naporem rynku i pokryzysowego spadku popytu. Przez kolejne miesiące spłacał dłużników, współpracował z syndykiem i szukał nowego sposobu na życie. Często dyskutował z zięciem o biznesie. Podczas jednej z rodzinnych kolacji rozmowa zeszła na platformy do zamawiania jedzenia online. Gralewski pozytywnie zaopiniował pomysł, a Skubacz zaczął pracować nad swym serwisem.

– Mariusz opowiadał o różnych biznesach internetowych i ich modelach, padały wyceny i wielkości inwestycji. To było coś zupełnie innego, niż znałem do tej pory. Czułem, że wzbiera gigantyczna fala, na którą trzeba jak najszybciej wskoczyć – wspomina Marek Skubacz.

Z tej rodzinnej kolacji – a także z późniejszego spotkania z inwestorami – zrodziła się jedna z najciekawszych polskich historii start-upowych. Serwis Skubacz.pl wprawdzie nie wygrał z Pyszne.pl ani z PizzaPortal, ale Marek Skubacz w porę się zorientował, że na jego podstawie może zbudować inny biznes – Restaumatic. To firma tworząca strony i aplikacje mobilne dla restauracji, dzięki którym mogą one samodzielnie obsługiwać zamówienia przez internet – bez udziału pośredników, bez konieczności budowania autorskich narzędzi, ze wsparciem marketingowym.

Uruchomiony w 2014 roku serwis okazał się jednym z przebojów czasu pandemii i ratunkiem dla restauratorów, których lockdown zmusił do ucieczki do internetu. Dziś Restaumatic współpracuje z około 4 tysiącami firm i obsługuje 360 tys. zamówień miesięcznie. W samym tylko maju 2020 roku osiągnął 1,1 mln złotych przychodu – wobec 350 tys. zł w lipcu 2019 r. Jest jednym z najszybciej rozwijających się polskich start-upów, wspieranym przez trzy liczące się fundusze venture capital: Xevin Investments, Inovo i INventures.

57-letni marek Skubacz to bezpośredni i sypiący anegdotami przedsiębiorca, który nie boi się mówić o swoich błędach. Wymyka się wszelkim start-upowym przyporządkowaniom nie tylko ze względu na wiek, ale również historię zawodową – przez większość jego życia rozgrywającą się z dala od świata nowych technologii. Skubacz to Ślązak w drugim pokoleniu, któremu – wydawało się – pisana była praca w górnictwie. On jednak wolał iść własną ścieżką. Zwłaszcza po tym, gdy w trakcie praktyk (studiował na Wydziale Mechaniczno-Energetycznym na Politechnice Śląskiej) trafił na linię produkcyjną jednej z zabrzańskich fabryk.

– Po trzech dniach myślałem, że oszaleję. Nie miałem jeszcze pojęcia, co chciałbym w życiu robić, ale wiedziałem, że nie będę wykonywał monotonnej pracy – wspomina Skubacz.

Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Skubacz był jednak uparty. Dlatego kilka lat później zrezygnował z mieszkania, jakie proponowała mu jedna z kopalń, i zatrudnił się w biurze projektowym, które wykonywało oprzyrządowanie do maszyn wytłaczających. Spędził tam półtora roku. Ale to nie było to.

– Zaczęły się lata 90., czas ogromnych przemian gospodarczych. Do Polski wchodziło mnóstwo firm zagranicznych. Musiałem się czymś wyróżnić, bo na rynku było wielu inżynierów o podobnych kwalifikacjach. Postanowiłem każdego dnia uczyć się przez dwie godziny słówek z niemieckiego, którego gramatykę nieźle znałem z liceum. I to się okazało strzałem w dziesiątkę – opowiada Skubacz.

Dzięki językowi wszedł – jak mówi – „na pas startowy”, czyli trafił do branży okiennej. Najpierw zdobył pracę w polsko-szwajcarskim Termoplaście, zajmującym się wytwarzaniem plastikowych okien i profili okiennych. Dostał tam pierwszą lekcję prowadzenia biznesu produkcyjnego. Potem zatrudnił się w austriackim ACTUAL Maschinenbau AG, sprzedającym maszyny do produkcji okien i wytłaczania profili.

Markowi Skubaczowi nie uśmiechała się rywalizacja z serwisami pokroju Pyszne.pl czy PizzaPortal, a z czasem dostrzegł wady modeli biznesowych tego typu. Postanowił więc przekształcić swoją firmę z internetowego pośrednika w dostawcę technologii dla restauracji Fot.: Getty Images

– Trafiłem w idealny moment, ponieważ technologia okien PCV dopiero wchodziła do Polski. Przez kilka lat spotykałem się z właścicielami i dyrektorami firm, dzięki czemu poznałem praktycznie całą branżę okienną i bardzo dużo się nauczyłem. A do tego pierwszy raz w życiu zacząłem zarabiać naprawdę przyzwoite pieniądze – mówi Skubacz.

Jednak nie wszystko mu odpowiadało. Choćby to, że rocznie pokonywał samochodem 50–60 tys. kilometrów. Dlatego po jakimś czasie postanowił przejść na swoje. Przeżywający trudności ACTUAL Maschinenbau AG zalegał mu z wypłatą, więc część długu oddał w postaci maszyn. Skubacz dostał też od Austriaków sprzęt na kredyt. Resztę elementów niezbędnych do uruchomienia produkcji skompletował sam.

W 1994 roku wystartował z firmą superOKNO. Szło mu nieźle. Jego fabryka produkowała około 200 okien dziennie, w 2008 r. uzyskała ponad 10 mln złotych przychodu, przynosiła kilkusettysięczne zyski. Ale pot … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPasieki Sadowskich. Zyskowne miodobranie pszczelarzy ze Srebrnej
Następny artykułSundose. Sam zrób sobie suplement