A A+ A++
Recenzja gry 26 października 2020, 15:00

Ukończyłem właśnie naprawdę świetną pierwszoosobową grę polskiego studia osadzoną w dystopijnym, futurystycznym mieście. I wcale nie mówię o Cyberpunku 2077 – jeszcze przed jego premierą czeka na Was znakomity Ghostrunner.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:

  1. każdy zamach mieczem wykonuje się z rozkoszą;
  2. płynny model poruszania się wzbogacany sukcesywnie o kolejne mechaniki;
  3. pomysłowo zaprojektowane poziomy i ich zawartość;
  4. do samego końca twórcy zadbali o różnorodność etapów oraz przeciwników;
  5. ponury cyberpunkowy klimat, uzyskany dzięki świetnej grafice i angażującej ścieżce dźwiękowej;
  6. niezła fabuła napędzająca akcję i zachęcająca do poznawania sekretów świata przedstawionego;
  7. kilka oryginalnych walk z bossami – w tym jedna szczególnie zapadająca w pamięć;
  8. wysoki, acz uczciwy poziom trudności – każda śmierć motywuje do dalszej zabawy.

MINUSY:

  1. martwe otoczenie – na ulicach nie widać nikogo oprócz przeciwników;
  2. parę niedoskonałości mechanicznych utrudniających w pełni kontrolowane przebieganie po ścianach;
  3. gra potrafi się wykrzaczyć w losowych momentach.

Szczerze przepraszam deweloperów z rodzimego studia One More Level, że już na starcie porównuję ich najnowszą produkcję – Ghostrunnera – do czekającego gdzieś za rogiem Cyberpunka 2077. Trudno jednak o powściągliwość, bo nie dość, że obydwa te dzieła są bliźniacze stylistycznie, to jeszcze daty ich premier sąsiadują ze sobą w kalendarzu. Po ukończeniu tego pierwszego tytułu jestem jednak pewien, iż rozmawiamy o dwóch kompletnie innych reprezentantach cyberpunkowego nurtu.

Powiedziałbym nawet, że Ghostrunnera łączą z grą „Redów” jedynie pozory – o wiele bliżej jest mu do paru innych wytworów cyfrowej kultury. Wywijanie na prawo i lewo mieczem, a także kilka rozwiązań mechanicznych przywodzi na myśl Katanę ZERO, dynamiczny parkour od razu kojarzy się z pamiętnym Mirror’s Edge, a przyjemność, z jaką eliminuje się wrogów przy pomocy broni białej, porównałbym z odczuciami towarzyszącymi nam podczas obcowania z serią Shadow Warrior.

I tak oto ten miks znajomych motywów i rozwiązań złożył się na wysokiej jakości produkt, który wciąga jak diabli, budząc w graczu prawdziwy zew krwi i nieustanną chęć parcia przed siebie. Bo uwierzcie, zatrzymanie się choćby na chwilę nie wchodzi w rachubę, gdy obok głowy, podczas powietrznych akrobacji, przelatują pociski, a pod nogami znajduje się jedna wielka nicość, przed którą uratować może tylko umiejętne bieganie po ścianach. Ten tekst kieruję przede wszystkim do ludzi spragnionych adrenaliny.

Szklana armata

Trudno jest mi podać jedną konkretną cechę, która czyni Ghostrunnera tytułem wartym sprawdzenia. Bo tak naprawdę współgra tu ze sobą wiele świetnych elementów, rzucających razem graczowi nie lada wyzwanie. I to chyba właśnie ono tak mocno mnie pochłonęło. Fakt, potrzebne jest jedno celne cięcie, aby zakończyć żywot oponenta, ale z drugiej strony wyzywające nas prymitywy z bronią palną mają nie tylko przewagę liczebną – im również wystarczy pojedynczy strzał, aby nas powalić i zmusić do wyrzynania ich od nowa.

I choć wielokrotne powtarzanie skomplikowanych sekwencji z danych poziomów potrafi zirytować, to chyba nigdy nie poczułem się znużony. Bo studio One More Level stworzyło tytuł niesamowicie grywalny. Na podstawie materiałów promocyjnych wielu internautów nazwało model walki mało satysfakcjonującym, uznając, że waga trzymanego w ręku oręża w ogóle nie odgrywa w nim istotnej roli. Zarzut ten mija się z prawdą, delikatnie mówiąc. Ghostrunner nie oferuje znanej z Dooma masowej rzezi, tylko wyrafinowaną dekapitację bądź precyzyjne cięcie ciał na pół. Jeżeli mord można nazwać pewnego rodzaju sztuką, to tutaj da się ją praktykować bez wyrzutów sumienia.

Scrollujcie dalej, to tylko pojedynek jednego Ghostrunnera z trzema samurajami na rozpędzonym pociągu.

Z drugiej strony pojedynkowanie się nie smakowałoby tak dobrze, gdyby nasz tytułowy bohater był uziemiony. Niesamowitą robotę robi bowiem dynamiczny i wcale niełatwy parkour. Jeżeli ubolewacie nad tym, że CD Projekt RED zrezygnował z mechaniki biegania po ścianach w Cyberpunku 2077, to właśnie możecie przestać – wystarczy zamówić świeżutkiego Ghostrunnera. Bo nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem taką frajdę z odbijania się od poziomych czy pionowych powierzchni wszelkiej maści. Może nie powspinacie się tu po wysokich budowlach niczym w Assassin’s Creed, ale już na pewno przypomni się Wam Książę Persji. Ponadto dzięki użyciu cybernetycznych lin pobujacie się w powietrzu, bawiąc się lepiej od samego Spider-Mana, do dyspozycji dostaniecie także podniebne szyny znane chociażby z BioShocka Infinite.

A to zaledwie część możliwości przemieszczania się po mapie. Na samym początku nieco obawiałem się, że model rozgrywki szybko wyczerpie swój potencjał, ale z poziomu na poziom coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że twórcy nie wyłożyli od razu wszystkich kart na stół. Gdzieś w połowie gry doszło nagle parę nowych mechanik i znów należało uczyć się pewnych rzeczy od nowa. Podobnie zresztą z walką, bo tę urozmaicały kolejne rodzaje wrogów – od typowego mięsa armatniego, przez defensywnych tchórzy z ogromną tarczą, aż po jakieś wybuchowe pseudozombiaki ze skłonnościami samobójczymi (te poczwary zostały przeze mnie prędko znienawidzone). Jest tu co robić, o to nie musicie się martwić.

Recenzja gry Ghostrunner - jazda bez trzymanki po drodze do Cyberpunka - ilustracja #2

Jakieś rozmazane to zdjęcie, nieprawdaż? Cóż, zawroty głowy to jeden ze skutków biegania po ścianach.

UWAGA, TRUDNA GRA

Niektórzy twierdzą, że stopień trudności gry mierzy się częstotliwością punktów zapisu. Jeśli tak, to Ghostrunner jest banalną gierką dla niedzielnych pasjonatów cyfrowej rozrywki, zapisującą się automatycznie co dwie minutki. Ja mam trochę inne zdanie na ten temat, a Ghostrunnera nazwałbym produkcją sporo od nas wymagającą, ale i uczciwą. Licznik śmierci na każdym z poziomów wskazywał od kilkudziesięciu do stu zgonów, a fakt, że twórcy zadbali o to, byśmy po każdej trudniejszej sekwencji nie utracili postępów zabawy, uważam za niezbędny ukłon w stronę gracza, aby ten nie zalał się zanadto potem. Choć i tak bywa bardzo intensywnie, szczególnie ostatni poziom to prawdziwa droga przez mękę.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułM-Sport pojeździ w Belgii
Następny artykułRemont budynku Wiejskiego Domu Kultury w miejscowości Jurowce