A A+ A++

W końcu można grać w najnowszy dodatek do Final Fantasy XIV. Square Enix znów kazało fanom czekać – w przypadku Endwalkera wpływ na wydłużoną produkcję miała ponoć pandemia. Natomiast jeśli chodzi o Dawntraila, słyszało się, że otrzymamy go dwa i pół roku po poprzednim DLC, bo twórcy szykują coś specjalnego. Zdaniem części fanów miał być największym rozszerzeniem w historii, nowym otwarciem, efektem doświadczenia zebranego na przestrzeni lat. Co prawda deweloperzy wprost tak tego nie określili, ale nie można dziwić się oczekiwaniom. Wielkie zamknięcie sagi w Endwalkerze zrobiło swoje.

To, co dostaliśmy w dniu premiery dodatku, nie wskazuje jednak, żebyśmy faktycznie mieli do czynienia z ogromnym projektem. Jest po staremu.

To na to czekaliśmy tak długo?

Teraz będę się czepiał, ale trudno tego nie robić w tej sytuacji. Osoby grające w Final Fantasy XIV mają świadomość tego, że cykl życia każdego dodatku wygląda identycznie – jest główny wątek fabularny, kilka dungeonów oraz extreme triale, które na początku służą jako jedno z podstawowych źródeł zdobywania sprzętu. Z jednej strony to dobrze, bo wiadomo, czego się spodziewać. Jednak w przypadku Dawntraila to za mało, biorąc pod uwagę, ile musieliśmy czekać. Tymczasem nie ma ani zapowiadanego joba beastmastera, ani mechaniki Cosmic Exploration – jedne z największych nowości dodatku pojawią się w bliżej nieokreślonym czasie. Skoro zatem jego start wygląda tak jak wszystkich poprzednich, czemu musieliśmy czekać tak długo?

Na razie Dawntrail jest tak podstawowy, jak tylko mógłby być dodatek do Final Fantasy XIVwedług mnie to zbyt mało jak na nowe rozpoczęcie po zamknięciu sagi Hydaelyn oraz Zodiarka; finał historii był epicki i twórcy zawiesili sobie wysoko poprzeczkę. Tu była szansa na podjęcie ryzyka na miarę drugiego A Realm Reborn.

Natomiast gracze czekający na nowe joby nie powinni być zawiedzeni viperem i pictomancerem. Ich unikalna rozgrywka, stawiająca na łączenie combosów, mnie przypadła do gustu.

Viper to pierwszy w pełni unikatowy job w serii Final Fantasy XIV i spełnienie marzeń graczy o postaci, która wykorzystuje w walce dwa ostrza. Potężniejsze umiejętności sprawiają, że łączymy obie bronie w jedną. W trakcie starć czuć zwinność i szybkość postaci; na tym zresztą opiera się rozgrywka nią, podczas której choćby jedno ze wzmocnień skraca czas pomiędzy autoatakami.

Viper jednak nie wyróżnia się tak bardzo jak pictomancer. Ten debiutujący w Final Fantasy VI job wykorzystuje w walce farbę i sztukę malowania; najbliżej mu do black mage’a, ale kolorowe skały, lód lub ogień wizualnie wybijają się na tle reszty. Jednocześnie to pierwsza postać używająca magii, która tak mocno stawia na synergię pomiędzy umiejętnościami.

Solution Nine jest zbyt sterylne jak na mój gust.Final Fantasy XIV: Dawntrail, Square Enix, 2024.

Oba joby znajdą swoich entuzjastów. W trakcie rajdów na maksymalnym poziomie na pewno nikt nie będzie się nudził, ale współczuję osobom grającym DPS-ami, bo kolejki do dungeonów i rajdów zdecydowanie się wydłużą.

Gorzej wygląda zaliczanie aktywności z poprzednich dodatków – aż do A Realm Reborn. Wtedy możemy spodziewać się gameplayu polegającego na naciskaniu jednego klawisza, co kojarzy się z tzw. rotacją maga z oryginalnego World of Warcraft z 2004 roku, sprowadzającą się do klikania Frostbolta. Słowem: nuda. To niestety częsty problem w przypadku jobów dodanych do Final Fantasy XIV znacznie później.

Jeśli chodzi o te starsze, nie ma co oczekiwać rewolucji. Już od dawna dostajemy tu kosmetyczne zmiany – kilka nowych umiejętności na krzyż lub ulepszenie istniejących. Ewidentnie będzie wymagane całkowite przemeblowanie wszystkich ról, bo nie da się tak działać w nieskończoność. Potrzeba trochę ryzyka.

Fabuła Dawntraila rozwija się tak wolno, że ja szybciej stoję

Ja bardzo lubię historię z Final Fantasy XIV. Główny wątek fabularny A Realm Reborn poznałem jeszcze przed jego skróceniem, dobrze się przy tym bawiąc (co niektórym może wydać się nieprawdopodobne), natomiast Stormblood bardzo mnie wynudził. Dawntrail niestety plasuje się bardzo blisko niego. Pierwsza część nowej opowieści rozwija się nieprawdopodobnie wolno.

Wszystko jest ospałe, swojskie, rodzinnie. Oczywiście występuje tu pewna intryga, ale taka raczej niegroźna. Momentami miałem wrażenie, że bohaterowie zaraz zaczną mówić o sile rodziny i przyjaźni, która pokonuje wszystkie przeszkody, a ja zorientuję się, iż oglądam film Pixara. Dopiero po czasie opowieść nabiera tempa i jak to w Final Fantasy – zaczyna poruszać ważne oraz czasem drażliwe tematy, co pozwala zaangażować się w dalsze losy postaci. To jednak ma miejsce zdecydowanie za późno. W porównaniu z Shadowbringers i Endwalkerem to zdecydowanie druga liga.

Cała historia rozpoczyna się wielkim turniejem, którego zadaniem jest wyłonienie następcy tronu Tural. Na ten wątek nie przeznaczono za wiele czasu – szybko następuje kilka zwrotów akcji, które całkowicie wywracają opowieść do góry nogami. Mimo mojego znudzenia początkiem kampanii sylwetki i rozwój nowych postaci oceniam pozytywnie. Wszyscy mają jakieś motywacje i hołdują jakimś wartościom, a ich zachowanie do samego końca pozostaje spójne.

Wspomnę również, że w Dawntrailu powraca seria osobnych zadań dla specjalizacji; niestety dostajemy tylko cztery różne ścieżki zamiast pięciu z Endwalkera. Jednak nie to jest dla mnie problemem – chodzi o samą ich otoczkę, która okazuje się tak jednoznacznie komediowa, że aż karykaturalna. Może tylko mnie to razi, ale w przeszłości te zadania były naprawdę ciekawe i mocno związane z głównym wątkiem fabularnym, uzupełniając go i dodając coś od siebie. Teraz otrzymaliśmy coś kompletnie oderwanego tematycznie i – przynajmniej dla tanków – mało interesującego.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDwa samochody marki BMW zderzyły się czołowo. Obaj młodzi kierowcy poszkodowani
Następny artykułApple ma już tytuł filmu