A A+ A++

W Armenii mamy do czynienia z próbą wojskowego zamachu stanu, choć precyzyjnie należałoby napisać o wywieraniu presji przez wyższych oficerów na premierze Nikole Paszynianie, którzy wezwali, aby ten podał się do dymisji i rozpisał przedterminowe wybory. Wojsko, póki co, pozostaje w koszarach, mamy więc do czynienia z polityczną, na razie, fazą konfliktu.

Międzynarodowe reakcje

Najpierw warto zwrócić uwagę na międzynarodowe reakcje, bo one pokazują zmiany w układzie sił na południowym Kaukazie. Moskwa najprawdopodobniej wpadła w panikę obserwując rozwój wydarzeń, o czym świadczą jej nerwowe reakcje. Najpierw do Erywania zadzwonił, do swego odpowiednika, minister obrony Szojgu, potem minister spraw zagranicznych Ławrow, a następnie odbyła się rozmowa Władimira Putina z Nikołem Paszynianem. Rzecznik Kremla, Pieskow, komentując jej przebieg powiedział, że Rosja „z trwogą” obserwuje rozwój wydarzeń w Armenii oraz podkreślił, iż ma nadzieję na rozwiązanie kryzysu „w ramach obowiązującego prawa”. Już sam fakt rozmowy telefonicznej Putina z Paszynianem w dzień „puczu” może być odczytywany w kategoriach wsparcia dla ormiańskiego premiera, a dalsza część wypowiedzi Pieskowa potwierdza tym bardziej, iż głównym kryterium obecnej polityki rosyjskiej będzie dążenie do stabilizacji sytuacji w Armenii.

Otwarcie napisał o tym Sergiej Markedonow, rosyjski analityk, pracownik naukowy MGiMO, jeden z głównych rosyjskich specjalistów od tego obszaru. W jego opinii, opozycja w Armenii jest zbyt słaba, aby obalić Paszyniana, a w związku z tym, podgrzewanie nastrojów prowadzić może w gruncie rzeczy do destabilizacji kraju. Jednak nawet jeśli udałoby się jej doprowadzić do zmian na szczytach władzy, to alternatywa polityczna jest niejasna, a z rosyjskiego punktu widzenia być może nawet niebezpieczna. Nie chodzi przy tym o rzekomą „antyrosyjskość”, ale o deklarowaną po wielokroć przez liderów anty-paszynianowskiej opozycji niechęć do warunków zawieszenia broni kończącej wojnę z Azerbejdżanem. Gdyby zatem przeciwnicy, znacznie dziś politycznie słabszego, niźli po Aksamitnej Rewolucji, Paszyniana doszli do głosu, to nie można wykluczyć wzrostu napięcia z Azerbejdżanem. A to dziś nie jest Moskwie na rękę.

Co mówi Rosja?

W Rosji mamy też do czynienia z odmienną na temat wydarzeń w Armenii narracją. Otóż jej zwolennicy są zdania, wskazując na powiązania Paszyniana i innych polityków z jego formacji z fundacjami Sorosa, że obecny premier Armenii w istocie chce „po cichu” zmienić geostrategiczną orientację Erywania i „obrócić go na Zachód”. Jego polityka miałaby być w tym ujęciu uzgadniana z amerykańską ambasadą i w związku z tym, zwolennicy tej szkoły myślenia z entuzjazmem zapewne przyjęliby zmiany w Erywaniu. To, że na Kremlu, mimo oczywistej niechęci do wyniesionego do władzy przez rewolucję Paszyniana, zdecydowano się na razie wspierać ormiańskiego premiera, świadczyć może o tym, że Moskwa, przede wszystkim, chce w regionie stabilizacji.

Stanowczo przeciw „puczystom” opowiedział się Azerbejdżan oraz, co jest pewnym novum oddającym zmiany na regionalnej szachownicy, również Turcja. Minister Mevlüt Çavuşoğlu, przebywający nota bene w Budapeszcie powiedział, że „Turcja stanowczo potępia każdy wojskowy zamach stanu lub próbę zamachu, niezależnie od tego gdzie ma on miejsce”. W podobnym tonie wystąpił prezydent Recep Erdoğan, a jeszcze bardziej stanowczy komunikat w tej sprawie sformułował Fahrettin Altun, odpowiedzialny za komunikację medialną prezydenta Turcji, który powiedział, że „Turcja zawsze staje po stronie demokracji i wolnej woli obywateli – gdziekolwiek na świecie mogą zostać zaatakowani”, co można nawet odczytywać jako groźbę interwencji. Ilham Alijew, prezydent Azerbejdżanu, na specjalnie zwołanej konferencji prasowej powiedział wręcz, że jeśli Armenia myśli o wojskowym rewanżu i dlatego niektóre jej siły polityczne chcą modernizować armię, to wkrótce „zobaczy tę pięść” wykonując przy tym wymowny gest. Swą wypowiedź uzupełnił informacją o nowych kontraktach na zakup broni i uzbrojenia od Turcji, oraz o tym, że chce aby armia jego kraju była miniaturą tureckich sił zbrojnych a także, że w 2016 roku, w czasie poprzedniej wojny, ówczesny prezydent Armenii Serż Sarkisjan prosił go o dwa tygodnia na to, aby móc wycofać ormiańskie siły zbrojne z Karabachu. Ta ostatnia wypowiedź ma znaczenie dla toczących się właśnie w Armenii dyskusji. Premier Paszynian obarczany jest odpowiedzialnością za przegraną wojnę przez zjednoczona opozycję, której tronem są ludzie obalonego przez obecny obóz Sarkisjana.

Stanowisko USA

Dla porządku trzeba odnotować jeszcze wypowiedź rzecznika amerykańskiego Departamentu Stanu w sprawie wydarzeń w Erywaniu. Ned Price powiedział, że „siły zbrojne nie powinny mieszać się do polityki wewnętrznej” oraz wezwał do poszanowania prawa, co oznacza ostrzeżenie pod adresem tych, którzy chcieliby przy użyciu siły obalić Paszyniana. Mamy zatem do czynienia, w praktyce, z „koncertem mocarstw” regionalnych zainteresowanych stabilizacją sytuacji w Armenii i zważywszy na reakcję na niskim szczeblu, zdystansowanym przyzwoleniem Stanów Zjednoczonych na tego rodzaju politykę.

W całej sprawie jest jeszcze jedna, ciekawa kwestia. Otóż obecne turbulencje w Erywaniu wywołane zostały wypowiedzią premiera Paszyniana, który na początku tygodnia pytany przez dziennikarzy miał powiedzieć, że jednym z powodów klęski Armenii w Karabachu było to, że rosyjskie Iskandery nie wybuchały, lub były sprawne w 10 %. Poproszony o komentarza zastępca szefa Sztabu Generalnego Tiran Chaczatrjan miał się długo śmiać a potem powiedział, że wypowiedź Paszyniana to bzdury. Premier urażony zdymisjonował Chaczatrjana, w którego obronie stanął szef sztabu Onik Gasparjan, którego Paszynian również zdymisjonował, choć nieskutecznie, bo póki co decyzji o jego zwolnieniu nie podpisał prezydent Armenii. W obronie dymisjonowanego szefa sztabu stanęła grupa, a jak twierdzą ormiańskie media, niemal wszyscy wyżsi rangą oficerowie, którzy wezwali Paszyniana do ustąpienia. Sprawa, która nie ma jeszcze swego finału, bo wiele wskazuje na to, że działania wojskowych uzgodnione były z liderami zjednoczonej opozycji, w tym byłym prezydentem Robertem Koczarjanem, którzy w ubiegłym tygodniu zainicjowali akcje polityczną mającą prowadzić do przyspieszonych wyborów parlamentarnych w Armenii, ma kilka dodatkowych ciekawych wątków. Warto przypomnieć, że Robert Koczarjan jest osobistym przyjacielem Władimira Putina, a jego walkę z obecnym rządem poparli również inni wysocy rangą przedstawiciele obalonego reżimu, tacy jak Jurij Chaczaturow, który był sekretarzem prorosyjskiego bloku wojskowego ODKB i po dojściu Paszyniana do władzy był nie tylko odwołany ze swej funkcji, ale również aresztowany. Jeśli teraz Moskwa, mimo oczywistych sympatii lokowanych po stronie przeciwników Paszyniana zdecydowała się go wesprzeć, to trzeba, jeśli oczywiście ta polityka nie zostanie zrewidowana, uznać to za istotną informacje co do natury nowej polityki Moskwy w regionie.

Sprawa rosyjskich Iskanderów

Sama wypowiedź Paszyniana na temat rosyjskich Iskanderów, która oczywiście wpisuje się w trwającą od jesieni ubiegłego roku w Armenii gorącą debatę na temat przyczyn klęski w wojnie z Azerbejdżanem była dla Moskwy bardzo niezręczna, co najmniej z trzech powodów. Po pierwsze Iskandery, które Armenia otrzymała jako pierwsza z państw będących sojusznikami Rosji, są dumą tamtejszego przemysłu zbrojeniowego i armii. Jeśli lider państwa, które z niewiadomych przyczyn nie użyło posiadanych rakiet w trakcie ważnej dla niego wojny, mówi, że okazały się one nieprzydatne, to jest to duży cios prestiżowy. Co więcej Paszynian wyraził swą negatywną opinię na temat rosyjskich Iskanderów 23 lutego, a tego dnia w Rosji celebrowany jest „dzień obrońców ojczyzny” święto narodowe, pierwotnie ustanowione w rocznicę powołania Armii Czerwonej i świętowane we wszystkich krajach „przestrzeni postsowieckiej”. Symboliczny wymiar tej deklaracji, nawet jeśli uznać za prawdziwe komunikaty rosyjskiego MON, że według ich danych Iskandery w ogóle nie były w użyciu w czasie wojny Armenii i Azerbejdżanu, jest znaczący. I wreszcie wypowiedź Paszyniana miała miejsce w czasie, kiedy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich trwają targi broni i uzbrojenie IDEX 2021, jedna z najważniejszych, jeśli nie najważniejsza impreza z punktu widzenia rosyjskiego sektora wojskowo – przemysłowego. To co premier Armenii powiedział na temat jakości rosyjskich systemów nie może z pewnością być uznane za udzielenie dobrych referencji.

A jednak Moskwa zdecydowała się przełknąć te wszystkie „zniewagi” i nie postawiła, przynajmniej na razie, na wojskowe obalenie rządu Nikoły Paszyniana. Może dlatego, że nadal cieszy się on sporym poparciem społecznym. W świetle ostatnich badań opinii publicznej za jego odejściem opowiada się 44 % mieszkańców Armenii, ale przeciw temu jest 39 % ankietowanych. Nadal 19 % badanych nie ma w tej sprawie zdania i to ich głos może przesądzić w którą stronę pójdzie rozwój wydarzeń. Również wczorajsze „kryterium uliczne” w Erywaniu, gdzie zarówno zjednoczona opozycja 17 partii jak i obóz Paszyniana wyprowadzili swoich zwolenników na ulice pokazało, że obecna władza ma przewagę, bo zmobilizowała ponad, według niezależnych obliczeń, dwa i pół razy więcej zwolenników. Wszystko to razem wzięte raczej skłania siły zewnętrzne, w tym i Rosję, do powściągliwości. Zaangażowanie się w wewnętrzny spór może nie doprowadzić do zwycięstwa jednej ze stron, ale z pewnością zdestabilizować sytuację. A to nie musi wcale oznaczać zwiększenia wpływów Rosji w Armenii. Z tego też względu, przynajmniej na razie, Moskwa reaguje powściągliwie czekając na rozwój wydarzeń.

Analitycy estońskiego wywiadu w opublikowanym niedawno corocznym raporcie na temat bezpieczeństwa swego kraju oceniając politykę Rosji napisali, iż popadła ona w „pułapkę wielowektorowości”. Chcąc dużo ugrać w różnych punktach świata Moskwa rozproszyła swe siły, co zostało wykorzystane przez regionalnych rywali. Estończycy argumentowali, że sytuacja na południowym Kaukazie jest najlepszym przykładem co to w praktyce oznacza. Rosja nadal utrzymuje tam znaczące wpływy, ale już nie jest w stanie samodzielnie o wszystkim decydować i musi się liczyć ze zdaniem innych graczy. Ostatnie wydarzenia w Armenii i reakcje na to co się dzieje zdają się potwierdzać tę diagnozę.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKukiz uderza w celebrytów. “Biadolą teraz na Zanzibarze”
Następny artykułNadzwyczajny szczyt UE. Konrad Szymański w “Gościu Wydarzeń” [OGLĄDAJ] od 19.25