A A+ A++

Czytaj też: W Turowie Czesi udzielili Polakom lekcji polityki. Tylko, że Polacy długo na nią pracowali

Ceny prądu już wzrosły

W Polsce gospodarstwa domowe konsumują tylko 18 proc. zużywanej w kraju energii. Większość przypada na firmy, transport, urzędy i instytucje publiczne. Mieszkania w blokach zazwyczaj ogrzewane są ciepłem sieciowym, domy jednorodzinne – węglem i gazem. Bazując na danych GUS, można jednak przyjąć, że dwu-, trzyosobowa rodzina ogrzewająca trzypokojowe mieszkanie piecykiem dwufunkcyjnym płaci 100 zł za prąd i 150 zł za gaz. Tak przynajmniej było do tej pory.

Ceny prądu dla Kowalskich wzrosły już na początku roku o kilkanaście procent, z 63 do 70 groszy za kilowatogodzinę. Jednocześnie na rachunkach pojawiły się dodatkowe sumy: opłata mocowa, czyli rodzaj podatku, który miał zachęcić firmy energetyczne do inwestycji, a w rzeczywistości służy podtrzymywaniu przy życiu starych kotłów węglowych. Na rachunki wróciła też opłata OZE na wsparcie odnawialnych źródeł energii. W rezultacie rachunek przeciętnej rodziny wzrósł o około 11 zł przez droższy prąd i drugie tyle z powodu dodatkowych opłat.

Na początku 2022 r. czeka nas kolejna podwyżka. – Ceny energii dla klientów indywidualnych wzrosną o 20-25 proc. – prognozuje Bartłomiej Derski, ekspert serwisu wysokienapiecie.pl. Odczuwalny wzrost dla przeciętnej rodziny wyniesie 10-12 zł miesięcznie. Gospodarstwa domowe ogrzewające dom prądem albo korzystające często z kuchenek elektrycznych muszą się liczyć z podwyżką o kilkadziesiąt złotych miesięcznie.

Ceny prądu i gazu. Podwójny nelson

Na dniach czeka nas także znacząca podwyżka rachunków za gaz. Już trzecia w tym roku. W kwietniu państwowy monopolista PGNiG podwyższył ceny o 5,6 proc. W sierpniu o ponad 12, a na początku października – o kolejnych 7,4 proc. To skumulowana podwyżka o przeszło 30 proc. Wprawdzie większość gospodarstw domowych w Polsce gazu używa tylko do gotowania, ale jedno na siedem ogrzewa dom gazem ziemnym. Dla nich najbliższy sezon zimowy będzie o minimum 1-2 tys. zł droższy niż poprzedni.

Lokatorzy bloków ogrzewanych przez komunalne przedsiębiorstwa – a w takich mieszkaniach mieszka 40 proc. Polaków – też nie unikną podwyżek. W górę idą bowiem ceny węgla. Mało tego, spółka Wody Polskie, regulator rynku wody, przychyliła się do większości wnioskowanych przez samorządy podwyżek opłat za wodę i ścieki. Będą one wprawdzie o połowę niższe, niż oczekiwali wnioskodawcy, ale i tak rachunki pójdą w górę o 10-12 proc. Biorąc pod uwagę, że ceny paliw też wzrosły w ciągu roku o 30 proc. i nie zanosi się na znaczące spadki, sytuacja finansowa wielu gospodarstw domowych robi się nieciekawa.

A przecież wyższe rachunki za prąd czy gaz to tylko przygrywka do pośrednich podwyżek cen w całej gospodarce. – Dwa lata temu miesięczny rachunek za energię wynosił około 1,7 tys. zł. Dziś płacę 2,5 tys., a na horyzoncie kolejne znaczące podwyżki. To się już przekłada na ceny w menu – mówi pan Andrzej, franszyzobiorca w sieci pizzerii. W branżach energochłonnych firmy już zrewidowały cenniki i wkrótce zrobią to ponownie. Grupa Azoty, największy odbiorca gazu ziemnego w Polsce, zużywający 2 mln m sześc. (blisko 10 proc. krajowego popytu), cenniki zmienia dwa razy w miesiącu. Jednocześnie w ciągu roku o połowę podrożały opłaty za emisję CO2, które są nieuchronnym produktem ubocznym wytwarzania nawozów. Skutki drożejącego gazu i kosztów emisji widać od dawna na giełdach rolnych i w sklepach spożywczych.

Puste magazyny

Cenowe szaleństwo na rynku energii zaczęło się od gazu. W Polsce podziemne magazyny tego paliwa zatankowane są pod kurek, ale na Zachodzie po długiej i stosunkowo chłodnej zimie sprzedawcy nie zdążyli odbudować zapasów. Setki miliardów euro i dolarów z budżetów i banków centralnych zaskakująco szybko postawiło gospodarki na nogi po pandemii i popyt na paliwa bardzo wzrósł. LNG, czyli skroplony gaz ziemny, rozwożony po świecie gazowcami, wykupiły kraje Azji. W efekcie w Europie paliwa zaczęło brakować, co natychmiast wywindowało ceny. Swoje dołożyli też finansowi spekulanci grający na zwyżki cen. Efekty są piorunujące. Przez ostatnie lata ceny gazu ziemnego regularnie spadały. W lipcu ubiegłego roku, w pandemicznym dołku, gaz ziemny na giełdach kosztował ok. 1,6 dol. za 1 mln btu (brytyjska jednostka ciepła). Dziś to 5,3 dolara. A że rynek energii to zespół naczyń połączonych, skutki gazowej paniki pojawiły się także w notowaniach węgla.

W krajach UE 20 proc. prądu powstaje w elektrowniach gazowych. Drastyczne podwyżki cen zmusiły część producentów do przeproszenia się z węglem. W ostatnich latach w UE produkcja prądu z węgla spadła o 40 proc., a rynek przejmowały odnawialne źródła energii i gazówki. Teraz trend się chwilowo odwrócił. Dlatego w portach ARA (Antwerpia, Rotterdam, Amsterdam), będących punktem odniesienia dla cen węgla, ceny od dołka z ubiegłorocznych wakacji wzrosły o 300 proc. – Jeśli zimą nadciągnie nad Europę arktyczny wyż, który poza niskimi temperaturami oznacza także brak wiatru, ze zbilansowaniem rynku energii w Europie mogą być problemy – mówi Bartłomiej Derski.

Krzepiący jest fakt, że Polacy wciąż są jednym z najbardziej energooszczędnych narodów Europy. Pod względem zużycia prądu w gospodarstwach domowych w przeliczeniu na głowę zajmujemy przedostatnie miejsce w UE. To zasługa dość powszechnego gotowania na gazie i ogrzewania domów węglem i gazem.

Ze statystyk GUS jeszcze sprzed pandemii wynika, że wydatki w gospodarstwach domowych na energię w przeliczeniu na głowę to ok. 1,2 tys. zł rocznie. Podwyżki najbardziej uderzą w województwa wschodnie, wciąż mniej zamożne.

Po nieudanej próbie sztucznego zamrożenia cen energii w wyborczym 2019 r. rząd przygotowuje teraz program finansowanych z budżetu dopłat do rachunków za prąd dla najuboższych, ale poza tym nie ma planu na walkę z podwyżkami cen energii. Paradoksalnie, pewną ulgę przynieść może uruchomienie gazociągu Nord Stream 2, który powinien nieco uspokoić nastroje na giełdach gazu. Stabilizująco na ceny może podziałać także polsko-duńsko-norweski gazociąg Baltic Pipe, który zacznie tłoczyć gaz do Polski w 2022 r.

Skutecznego sposobu na walkę z energetyczną drożyzną jednak nie mamy. Najskuteczniejszą receptą byłoby zwiększenie udziału bezemisyjnych źródeł energii.

Wiatr zmian

Niestety, nowela ustawy, która w 2016 r. wprowadziła faktyczny zakaz budowy nowych lądowych farm wiatrowych, utknęła na rządowych biurkach.

Nie pomoże też elektrownia atomowa, do której państwo przymierza się od kilkunastu lat. Siłownię jądrową miały budować państwowe firmy energetyczne, ale zrezygnowały z tego projektu. Teraz za budowę zabiera się spółka kontrolowana przez państwo. Mowa jest o dwóch możliwych lokalizacjach: w Żarnowcu i Lubiatowie-Kopalinie. Jednak podawany przez rząd termin rozpoczęcia budowy w 2026 r., ukończenia pierwszego bloku o mocy ok. 1000 MW w 2033 roku i kolejnych co dwa lata jest więcej niż optymistyczny. Amerykanie budowę swojej elektrowni atomowej Vogtle w Georgii, złożonej z dwóch bloków o mocy 1230 MW każdy, rozpoczęli w 2009 r. i nadal nie mogą jej ukończyć mimo zwiększenia budżetu z 14 do 25 mld dolarów.

Problemu wysokich cen energii nie rozwiążą też zapewne SMR-y, małe, modułowe reaktory o mocy ok. 300 MW, do budowy których przymierzają się polscy miliarderzy: Michał Sołowow, Zygmunt Solorz-Żak i Sebastian Kulczyk. Dla kierowanych przez nich spółek liczy się przede wszystkim stabilny dostęp do energii po stałych cenach. Niewykluczone, że nadwyżki będą sprzedawane na rynku, ale nie zanosi się, żeby miało to znacząco zbić ceny.

W dłuższym terminie pozytywny wpływ na średnie ceny na rynku energii mogą mieć za to morskie farmy wiatrowe. Płytki i wietrzny Bałtyk to jedno z lepszych miejsc na świecie do ich budowy. Tylko trzy spółki: PGE, PKN Orlen i prywatna Polenergia mają podpisane umowy na przyłączenie do sieci 7,6 GW mocy z bałtyckich farm. Prąd z pierwszych instalacji ma popłynąć do sieci w 2026 r., ale nie ma gwarancji, że w początkowej fazie będzie on tańszy niż prąd z węgla. W rozporządzeniu ministra klimatu z marca maksymalną cenę za energię z morskich farm ustalono na 319 zł za MWh.

Zrób to sam

Dziś najlepszym sposobem na zabezpieczenie się przed rosnącymi cenami prądu i gazu jest fotowoltaika. W Polsce, w dużej mierze za sprawą budżetowych dopłat do montażu paneli (maksymalnie 3 tys. zł w 2021 r.), na dachach domów jednorodzinnych i firm powstało już 700 tys. takich instalacji.

Piotr Biłopotocki w instalację na swoim domu zainwestował 25 tys. zł. Ale dzięki temu jego roczny rachunek za prąd spadł z blisko 3 tys. zł do zera. No prawie, bo musi ponosić niewielkie koszty przyłącza. W przyszłym roku zasady rozliczania się z zakładami energetycznymi dla nowych instalacji zmienią się wprawdzie na niekorzyść drobnych producentów energii, ale za to mają się pojawić dopłaty do magazynów na prąd. Przydomowy magazyn o pojemności 20 kWh kosztuje wprawdzie kilkanaście tysięcy złotych, ale przy dobrych wiatrach pozwala uniezależnić się od dostaw prądu od zewnętrznych dostawców. Połączenie fotowoltaiki z magazynem energii i pompą ciepła do ogrzewania domu radykalnie obniża rachunki.

Dla przeciętnego właściciela zmywarki, pralki i kotła gazowego nowe technologie energetyczne to jednak rodzaj filmu science fiction. A jeśli zima będzie długa i mroźna, to odbierając rachunki za energię, możemy przeżyć prawdziwy horror.

Czytaj też: W Turowie Czesi udzielili Polakom lekcji polityki. Tylko, że Polacy długo na nią pracowali

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZUS ogłasza konkurs dla uczniów i studentów. Pula nagród to 35 tys. zł
Następny artykułO historii Kanału Elbląskiego [ Wiadomości ]