A A+ A++

W każdej rozgłośni radiowej pod słońcem dzień rozpoczyna się od lektury porannej prasy. Żeby wiedzieć, co i jak w trawie piszczy. W gazecie wygląda się przez okno, żeby – jeśli w okolicy nic się nie dzieje – napisać przynajmniej o przysłowiowej pogodzie. Patrzymy zatem i widzimy smutną prawidłowość. Pandemiczną.

Widzimy… pustkę tam, gdzie zwykle coś jest. Chociażby takie płońskie słupy ogłoszeniowe. NIC na nich nie ma. Nie działa kino, Miejskie Centrum Kultury, nie ma wystaw, wernisaży, nic nie ma. Niewidzialny wirus wszystko zatrzymał. Tylko na niektórych słupach są jakieś wyblakłe ogłoszenia o pracy, typu: „praca dla magazynierów” czy „praca na produkcji”, itp.

Ta smutna prawidłowość, o której mowa, ma drugie, jeszcze smutniejsze dno. Bo o ile słupy są puste, o tyle miejsca na nekrologi… niestety pełne. Jak ta czarna tablica przy ulicy Grunwaldzkiej, nieopodal Ronda Solidarności. Cała wypełniona. Zakłady pogrzebowe czy rodziny zaczynają naklejać klepsydry w „starych” miejscach, bliżej sklepu „po schodkach”. Tyle jest tej śmierci tuż obok. Czy można się do tego przyzwyczaić? Czy w miarę wrażliwy człowiek przejdzie obok obojętnie? Nie, do śmierci nie można się przyzwyczaić. Do żadnej. A tym bardziej – na taką, jak dziś, skalę.

To już ponad rok. Ta paskudna zaraza. Jej skutki zaczynają powoli przypominać II Wojnę Światową, kiedy to nie było praktycznie rodziny, w której ktoś by nie zginął. Odliczamy w myślach tych spośród bliskich nam ludzi czy znajomych, którzy przez ten rok z powodu COVID-u odeszli. Liczymy tych, którzy zachorowali i wyzdrowieli. Ozdrowieńcy jako tako funkcjonują, choć na co dzień odczuwają „resztki” choroby, chociażby w postaci nadmiernego zmęczenia. Zapisujemy się na szczepienia, licząc na to, że specjaliści, lekarze wirusolodzy, nie mylą się i ten mały zastrzyk uchroni od zarażenia. Przecież „trudno nie wierzyć w nic…”, jak śpiewa zespół Raz Dwa Trzy.

Dobrze, że chociaż ta wiosna już powoli zaczyna nas otaczać. Ciut opornie jej w tym roku idzie, zupełnie jakby ona też bała się koronawirusa. Ale przychodzi. Dni dłuższe, ptactwo wije gniazda, nadchodzi nowy, oby lepszy czas. Niby to takie proste i banalne, ale chyba właśnie w tym ciężkim czasie z pozoru banalne i proste sprawy nabierają nowych znaczeń. Głębszych. I choć puste słupy ogłoszeniowe ziębią swoją szarością, a nekrologi kłują w serca, pewne jest to, że nowy, wiosenny czas niejako podskórnie, podświadomie podpowiada coś tak samo niewidzialne, a istniejące, jak wirus. Nadzieję.

 

Krzysztof Martwicki

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułW gminie Piekoszów zaoszczędzą na ogrzewaniu
Następny artykułReturnal z prezentacją bestii. Fragmenty rozgrywki pokazują potwory