Kiedy 24 lutego Rosja dokonała otwartej agresji na Ukrainę, wydawało się, że to wydarzenie będzie nie tylko ukraińską tragedią, ale że zatrzęsie w posadach samą Rosją. Zachód w błyskawicznym tempie uchwalał sankcje o niespotykanej dotychczas sile, a tysiące międzynarodowych koncernów i marek opuszczało rosyjski rynek na znak protestu przeciwko inwazji na Ukrainę.
Gospodarce kraju-agresora wróżono rychłą zapaść. W pierwszych dniach wojny na ulice rosyjskich miast z protestem wyszły dziesiątki tysięcy ludzi. Świat zachodni, a nawet sami Ukraińcy chcieli zobaczyć, że Rosjanie masowo sprzeciwiają się wojnie, którą rozpętał Putin albo przynajmniej, że buntują się przeciwko konsekwencjom, jakie będą musieli ponieść, płacąc za geopolityczne miraże Kremla. A jeśli pogorszenie standardu życia miałoby nie zadziałać od razu, to spodziewano się, że wracające z frontu trumny z żołnierzami – synami, mężami i braćmi – wpłyną na nastroje społeczne.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS