Ewelina Gończ, współwłaścicielka bistro Czary Gary w Gdańsku: – Krążą słuchy, że nasza branża ma się otworzyć jako ostatnia, pojawiają się takie terminy jak kwiecień-maj. Nasze zasoby finansowe się wyczerpują, a nie możemy liczyć na pomoc ze strony państwa. Musimy postawić wszystko na jedną kartę.
Beata Kobrzyńska, prowadzi z synem pizzerię w Kościerzynie: – Lokal otworzyliśmy na początku zeszłego roku, kiedy w Europie było jeszcze spokojnie. Wyszło, jak wyszło. Pech ogromny, bo nie dostaliśmy żadnego wsparcia, nawet marnych 5 tys. zł. W końcu uznaliśmy, że nie mamy nic do stracenia.
Zupa gratis dla policji
13 stycznia Ewelina z mężem piszą w mediach społecznościowych: “Drodzy Goście, nadszedł moment, w którym wypisujemy się z tego maratonu żenady jakim są obecny lockdown i dociskanie butem polskiej gastronomii. Zgodnie z obowiązującymi przepisami ograniczenie wolności działalności gospodarczej jest niezgodne z Konstytucją. (…) Chcemy normalnie pracować, tylko tyle”.
I ogłaszają: “Od piątku 15 stycznia, z zachowaniem reżimu sanitarnego, można u nas zjeść w lokalu, przy stole, na talerzu. Na hasło ***** *** przez cały weekend obowiązuje 10 proc. rabatu przy zamówieniu na miejscu lub z odbiorem osobistym. Dla planujących nas odwiedzić funkcjonariuszy policji zupa gratis”.
Odzew jest ogromny. Do gdańskiego bistro spływają liczne głosy poparcia. Piszą ludzie z całej Polski, gratulują właścicielom odwagi. Koledzy i koleżanki z branży zapowiadają, że pójdą za przykładem małżeństwa. Zadowoleni są stali klienci, padają pytania o rezerwacje stolików. Głosów krytycznych jest mniej.
– Nie robimy tego wyłącznie dla siebie, żeby móc zacząć normalnie zarabiać, ale dlatego, żeby cała branża HoReCa [hotele, restauracje, catering – przyp. red.] stanęła na nogi. Za zamkniętą restauracją idzie mniejsza ilość dostaw, rosną ceny żywności. Prędzej czy później to zamknięcie dotknie każdego z nas – tłumaczy Gończ.
Beata Kobrzyńska robi podobnie. Frekwencja w pizzerii przechodzi jej oczekiwania. – Utargi znów wzrosły – cieszy się. – Będziemy zatrudniać kolejnych ludzi, bo mamy taki ruch, że nie wystarcza nam personelu.
Bunt przedsiębiorców. Czary Gary Bistro Fot. Bartosz Bańka / Agencja Gazeta
Bałtyckie veto
Interaktywną mapę “#otwieramy” wypełniają hotele, pensjonaty, restauracje, siłownie i kawiarnie. Dzieli je nieraz setki kilometrów, łączy – bunt przeciwko rządowym rozporządzeniom. Mimo obostrzeń otwierają się ponownie.
Andrzej Jeziorkowski, właściciel ośrodka wypoczynkowego pod Kołobrzegiem: – W portfelu mam 200 zł, a długu 300 tys. Pieniądze z wiosennej tarczy starczyły na krótko, do tego przepadły nasze oszczędności, po prostu tragedia. Biznes stoi. A grzać muszę, bo inaczej do pokoi wejdzie pleśń.
Jeziorkowski spędził na emigracji 15 lat, prawie pół życia. Odkładał zarobione pieniądze, żeby postawić wczasowy ośrodek nad Bałtykiem. – Odmawiałem sobie każdej drobnej przyjemności – wspomina. – Nawet poza sezonem obłożenie u nas sięgało 70-80 proc. Nie braliśmy żadnych kredytów. Każdą złotówkę z noclegów wpłacaliśmy hurtowniom i inwestowaliśmy w nowe lokale.
Obiecujący interes nie wytrzymał starcia z pandemią. Jeziorkowski skończył rok 2020 pod dużą kreską. Ośrodek był czynny w sumie przez trzy tygodnie, bo turyści bali się koronawirusa, a festiwal przełożono.
Zaraz po wakacjach zwolnił cały personel, w sumie trzech pracowników. Jak mówi, podupadł z żoną na zdrowiu.
Na początku stycznia do ośrodka zapukał komornik. Od dłuższego czasu małżeństwo nie regulowało rachunków za prąd, ogrzewanie i lokalne podatki.
Jeziorkowski – przekonuje – stanął pod ścianą. Dlatego przyłączył się do Bałtyckiego veta, nadmorskiej odsłony Góralskiego veta, które nieformalnie zrzesza niezadowolonych przedsiębiorców.
17 stycznia kołobrzeżanin otworzył ośrodek wypoczynkowy. – Nie boję się policji czy sanepidu, bo już nie mam nic do stracenia, musiałem coś zrobić – tłumaczy.
Paweł Gocławski pośredniczy w wynajmie prywatnych apartamentów w Juracie. Dwa miesiące temu jego kalendarz pękał w szwach od rezerwacji na czas świąteczno-noworoczny, równie obiecująco wyglądały styczeń i luty.
Też rzucił wyzwanie władzy. – Obostrzenia dla wynajmu krótkoterminowego nie mają sensu – skarży się. – Mamy apartamenty w różnych lokalizacjach i piętrach. Przemiał w nich jest dużo mniejszy niż w hotelach. Nie mówiąc o tym, że spotkanie żywej duszy w Juracie w styczniu graniczy z cudem. Mimo to właściciele apartamentów nie mogą prowadzić działalności, więc nie zarabiają.
Gocławski odebrał już kilkanaście telefonów z pytaniami o nocleg. – Liczę na ludzką solidarność – mówi.
Fortelem w przepisy
– Nie boi się pan policji i sanepidu? – dopytuję Gocławskiego.
– Jestem prawnikiem, korzystam z pomocy czterech kancelarii prawnych, w tym dwóch o zasięgu ogólnopolskim – odpowiada. – Mamy ustawę, która nam gwarantuje swobodę prowadzenia działalności gospodarczej i nic do tego rozporządzeniu.
Gończowie wpadli na pomysł użycia fortelu: wchodzący do bistro wypełniali deklarację wstąpienia do partii Strajku Przedsiębiorców, związanej z politykiem Pawłem Tanajną. W myśl przepisów w lokalu odbywało się spotkanie partyjne. – Można wtedy sobie spokojnie siedzieć przy stole, tak jak każdy minister. Sam rząd nam to umożliwił. Skoro oni mogą, to dlaczego nie my? – pyta retorycznie Ewelina Gończ.
Policjanci przyszli, sporządzili notatkę i wyszli.
Funkcjonariusze odwiedzili także pizzerię Beaty Kobrzyńskiej. Jak wspomina, nie robili problemów. – Potraktowali nas wyrozumiale. Zwrócili uwagę na brak maseczek, ale nie wystawiali mandatów – mówi.
Pomoc w imię tradycji
19 stycznia, sopockie molo. Obok siebie, ale z wymaganym dystansem, stoją samorządowcy z Sopotu, Pucka, Kołobrzegu, Darłowa oraz Krynicy Morskiej. Jacek Karnowski apeluje do premiera Morawieckiego i jego zastępcy Jarosława Gowina: – Ci wszyscy przedstawiciele gmin i przedsiębiorców mówią też po polsku, jak na południu kraju. To też są polscy przedsiębiorcy. Polski nie można dzielić na tę, która głosuje na PiS, i na opozycję. Apelujemy do obu premierów o spotkanie, bo do tej pory go nam odmawiano.
– Przejrzałam gminy z południa, które są wymienione w Uchwale Rady Ministrów, i znalazłam, że część z nich nie ma ani jednej restauracji, ani jednego wyciągu narciarskiego czy ani jednego hotelu. Więc dlaczego rządowe wsparcie otrzymują takie miejscowości, a nie branża turystyczna nad morzem? Apelujemy o takie samo wsparcie – prosi burmistrzyni Pucka Hanna Pruchniewska.
Samorządowcom wtórują przedsiębiorcy. – Wicepremier Gowin sprowadził zimową turystykę do trzech województw, a zapomniał, że ludzie jeżdżą do innych miejsc, np. nad morze lub do dużych aglomeracji – przypomina Paweł Gocławski. – Owszem, ludzie wolą góry zimą, ale to się zmienia, co widziałem chociażby po moich rezerwacjach.
– Górale mają większe plecy w rządzie, ale są w dużo gorszej sytuacji. Kolega z Szczyrku zbankrutował, na dodatek myśli o tym, żeby wyjechać z Polski – zauważa z kolei Andrzej Jeziorkowski.
Związek Miast i Gmin Morskich pisze do premiera Morawieckiego list. “Uważamy, że zapowiedź uruchomienia wsparcia jedynie dla gmin i powiatów na południu Polski, dotkniętych zakazem zimowej turystyki, jest rażąco krzywdząca dla samorządów z pozostałych części Polski”.
Odpowiedź od szefa rządu przyszła kilka dni temu. Czytamy tam m.in.: “Ministerstwo (…) zdaje sobie sprawę, że wielu regionom jest potrzebna długofalowa pomoc. Nie negujemy również, że turyści w sezonie zimowym wyjeżdżają nad morze. Jednak bezsprzecznie do tradycji należy spędzanie wypoczynku w gminach górskich, które w sposób szczególny odczuwają skutki obostrzeń spowodowanych pandemią. Dlatego też wobec ograniczeń budżetowych tym gminom rząd zdecydował się pomóc w pierwszej kolejności”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS