A A+ A++

Po przekroczeniu bramy schroniska przy ulicy Kobylepole w oczy rzuca się kolorowy mural autorstwa poznańskiego artysty o pseudonimie Noriaki. Zwierzęta są na nim w większości wesołe, ale w oczach części z nich widać przerażenie i niepewność. Jedne i drugie emocje towarzyszą czworonogom, które tu trafiają. Te wydobyte z opresji, np. od katujących je właścicieli muszą długo przyzwyczajać się do tego, że ktoś mówi do nich ciepłym i spokojnym głosem oraz karmi je na czas. Te porzucone, przyzwyczajają się do boksu i towarzystwa innych psów. 

Tak czy inaczej – to jest miejsce, w którym już dzieje się coś dobrego dla tych zwierząt. Nawet jeśli spotkała je trauma, my chcemy im tu pomóc – tłumaczy na wstępie Katarzyna Frąckowiak ze schroniska dla zwierząt w Poznaniu.

W poprzedniej siedzibie już na wejściu przytłaczał wysoki mur i ciężka stalowa brama. Wewnątrz boksy psów i kotów usytuowane były ciasno jeden przy drugim. Musiało się w nich zmieścić po kilka czworonogów. Teraz jest znacznie więcej miejsca, a kocie boksy przypominają luksusowe pokoje dla zwierząt – wyposażone w półki, na które skaczą, fotel, na którym mogą się wylegiwać, duże okno, na którego parapecie chętnie się wygrzewają oraz zewnętrzny wybieg.

Przekonała się o tym biało-ruda kotka Amber, która niezwykle przyjaźnie reaguje na odwiedzających ją ludzi. Natychmiast łasi się też do żółto-niebieskiego mikrofonu. W boksie tuż obok mieszkają natomiast małe kocięta, które wręcz domagają się głaskania i piskliwie miauczą, kiedy oddalamy się od ogrodzenia ich zewnętrznego boksu.

Przeprowadzka schroniska to niezwykle trudne przedsięwzięcie logistyczne. Nie chodzi o transport wyposażenia biur czy sprzętu niezbędnego do czyszczenia boksów, ale o transport samych jego mieszkańców. Nie wszystkie czworonogi chętnie wchodzą do transporterów i samochodów. Niektóre trzeba przekonywać “smaczkami”, inne mimo przećwiczonego wcześniej wskakiwania do auta, kiedy czują, że czeka je podróż w nieznane – za nic w świecie nie chcą ruszyć w drogę. Choć trasa nie jest bardzo długa (droga z Bukowskiej, na drugi koniec miasta – Kobylepole zajmuje 40 minut do godziny) dla części psów to ogromny stres. Pracownicy schroniska starają się jednak, by zwierzęta mogły w przyjaznych okolicznościach przywyknąć do nowego miejsca. 

Krótki spacer, takie zadomowienie. Zaczynamy od wejścia do boksu od wewnątrz, potem wypuszczamy je na zewnątrz. Jak już tu są, to są bardzo zainteresowane – tłumaczy Katarzyna Frąckowiak.

W psich boksach zamieszkały już m.in. Keks, który bardzo boi się mężczyzn. Najpierw reaguje głośnym szczekaniem, później niepewnie się przygląda, ale gdyby posłuchać i przyjrzeć się tej sytuacji z boku – można odnieść wrażenie, że swoim szczekaniem już w zupełnie innym tonie – stara się nawiązać kontakt z jedną ze swoich opiekunek. Do schroniska trafił jako mały piesek, teraz to już jednak dorosłe psisko. Kilka boksów dalej mieszka Tori – czarny i niezwykle przyjazny psiak w typie labradora. Kiedy widzi przechodzących ludzi – natychmiast radośnie wskakuje na kraty, domagając się głaskania i obwąchując ludzkie dłonie. Jeszcze długo wlepia w nas wzrok kiedy odchodzimy od jego boksu.

Pod koniec lipca ruszają adopcje

Przed dwa ostatnie tygodnie adopcje zwierząt były wstrzymane, ze względu na przeprowadzkę i chęć ograniczenia dodatkowych bodźców stresujących zwierzęta. Lada chwila jednak wszyscy chętni będą mogli znów ubiegać się o adopcję psa czy kota. 

Nowa siedziba poznańskiego schroniska mieści się przy ulicy Kobylepole 51. Przeprowadzka z Bukowskiej w pełni zakończy się w niedzielę. 

Niedźwiedź atakował go przez tydzień. Historia jak z filmu “Zjawa”

Opracowanie:

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJesteśmy gminą gościnną
Następny artykułBenzema z pozytywnym wynikiem na koronawirusa