A A+ A++

Kiedy jesienią 1806 roku Napoleon wkroczył do poznańskiego, na granicy, w Bytyniu, powitała go samorzutnie zebrana polska gwardia honorowa, paramilitarna formacja honorowa, dowodzona przez płk Jana Umińskiego, a złożona z synów majętnych Polaków. Inicjatorem był oczywiście Jan Henryk Dąbrowski. W jej składzie znalazł się między innymi Dezydery Chłapowski, pierwszy „przewodnik” Napoleona w Polsce, a później jego adiutant. Był w niej także Andrzej Niegolewski, słynny uczestnik szarży w Somosierze.  

Warszawiacy nie chcieli być gorsi i podczas wjazdu Napoleona do Warszawy towarzyszyła mu warszawska gwardia honorowa, zorganizowana i dowodzona przez Wincentego Krasińskiego. Krasińskiemu zależało też, aby w przeciwieństwie do gwardii poznańskiej, gwardia warszawska stale towarzyszyła Napoleonowi. Stąd było już blisko do pomysłu tworzenia polskiej jednostki, znajdującej się blisko cesarza, ale niepodlegającej rozkazom Poniatowskiego. I propozycję utworzenia takiej jednostki przedłożył Napoleonowi, który z kolei przekazał ją do realizacji marszałkowi Berthierowi.

Formowanie pułku szwoleżerów gwardii rozpoczęto w kwietniu 1807 r. w koszarach Mirowskich przy ul. Chłodnej w Warszawie, „które już za dynastii Sasów służyły straży królów polskich przybocznej ciężkiej jazdy, a nazwisko tej straży pochodziło od jenerała Wilhelma Miera, jenerała wojsk polskich, który był ze Szkocji rodem”. Dziś stoi tam ich fragment otoczony zabudową osiedla za żelazną bramą. Do pułku kierowano najlepszych oficerów z najlepszych rodzin i najbardziej reprezentacyjnych żołnierzy. Od czerwca 1807 roku szwoleżerowie opuszczali stopniowo Warszawę kierując się przez Niemcy do Francji do zakładu pułkowego w Chantilly.

Przejście przez Niemcy i Francję pełne było rozmaitych wydarzeń, opisywanych potem przez pamiętnikarzy i pisarzy, np. przez Gąsiorowskiego. Mam na myśli wyczyny szwoleżerów we Frankfurcie nad Menen i interwencję Stadnickiego w obronie kolegów, co zakończyło się aresztem i… kilkunastoma stronami w „Huraganie”. To jednak też fragment legendy szwoleżerów, mniej może bohaterski, ale dobrze oddający atmosferę epoki. Niektóre z „przygód” szwoleżerów miały mieć jednak dość poważne konsekwencje.

Kiedy zastanawiano się, dlaczego Napoleon wysłał właśnie polskich szwoleżerów gwardii na armaty w Somosierze jednym z wyjaśnień miała być historia tzw. porwania Sabinek, czyli pewnego nieobyczajnego wykroczenia, którego jakoby mieli dopuścić się polscy żołnierze. Napoleon podobno w ten sposób chciał ukarać Polaków. Sprawa „porwania Sabinek” pozornie tylko anegdotyczna, mogła zdaniem niektórych, wpłynąć jednak na Napoleona w momencie podejmowania decyzji użycia szwoleżerów do szarży na armaty, a polemika na ten temat trwała jeszcze długo, m.in. na łamach krakowskiego „Czasu”.

Ten epizod, któremu nadano rozgłos niemal taki, jak szarży w Somosierze, jest oczywiście jednym z mitów krążących do dziś po bezdrożach epoki napoleońskiej, ale może nie ma dymu bez ognia… Czy Napoleon istotnie posłał lekkokonnych do szarży za karę za masowy wybryk z kobietami w przemarszu przez Châtellerault? Na umówiony sygnał Polacy jakoby obstawili tam bramy i usunąwszy siłą mężczyzn i starsze kobiety dopuścili się na młodszych i ładniejszych aktu porwania Sabinek. Afera ta zyskała taki rozgłos, że stała się tematem ówczesnej litografii przypisywanej bądź Bellagé’mu bądź Charletowi. Nie ulega wątpliwości, że w Châtellerault zdarzył się jakiś incydent z kobietami.

Jak sytuacja wyglądała naprawdę? Czy doszło do porwania Sabinek? Czy Napoleon ukarał właściwych winowajców? Oto jak sprawę „porwania Sabinek” wyjaśnia autor jednego z pamiętników napoleońskich, Henryk Brandt:

„W podróży naszej przejechaliśmy przez Châtellerault, z którym łączy się wspomnienie Polaków. Kiedy w lecie 1808 roku przechodził tędy polski 9-ty pułk piechoty (Księstwa Warszawskiego) w drodze do Hiszpanii, przyjmowano go bardzo przyjaźnie, a miejscy dostojnicy wydali bal na cześć jego dowódcy, księcia Sułkowskiego. Wychodząc Polacy chcieli się odwzajemnić i w miejscu spacerowym, leżącym w pobliżu miasta, na ich drodze urządzili wiejską zabawę. Pułk wyszedł przed wieczorem, poskładał broń i rozpoczęły się tańce przy odgłosie bardzo licznej i dobrej orkiestry pułkowej, a w czasie tańców roznoszono słodycze i chłodniki. Naturalnie nie brakowało tam nieproszonych gości i widzów, a wśród ciemności nocnych może się odbywały rzeczy, których surowa moralność nie mogłaby usprawiedliwić. W każdym jednak razie właściwe towarzystwo zachowywało się przyzwoicie. Pomimo to rozeszły się pogłoski, że w sąsiednim lasku odbywały się orgie, zakończony czymś w rodzaju „porwania Sabinek”. Taki był rzeczywisty przebieg tego balu, który narobił w całej Francji dużo hałasu. Słyszałem opowiadanie o nim z własnych ust księcia Sułkowskiego…”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJak rozliczyć ulgę B+R przy działalności strefowej
Następny artykułPoznań: Walka o legalną aborcję trwa