A A+ A++

W dawnym prawodawstwie pojęcie sodomii było krzywdząco szerokie

Do niedawna powszechnie uważano, że homoseksualistów w dawnej Polsce nie było. Ten pogląd trzeba jednak zweryfikować: zachowały się źródła mówiące nawet o przypadkach stawiania sodomitów przed sądem i karaniu ich śmiercią. Pytanie tylko: co dokładnie rozumiano pod pojęciem „sodomia”?

Należy zacząć od tego, że w spisanym przez Cesarza Karola V kodeksie „Constitutio Criminalis Carolina”, zaadaptowanym później przez prawnika Bartłomieja Groickiego i wdrożonym w polskich realiach, homoseksualistów należało karać śmiercią. Problem polega na tym, że homoseksualizmu nie odróżniano od szeregu zboczeń, takich jak choćby zoofilia, wrzucając wszystkie osoby o nie-heteroseksualnych zamiłowaniach do jednego worka.

Gdzieby kto takowy nalezion był, żeby abo z bydlęciem, abo chłop z chłopem przeciw przyrodzeniu sprawę miał, takowi mają na gardle być skarani a według obyczaja ogniem mają być spaleni, bez wszelakiego zmiłowania i łaski, ponieważ to chaniebny i sromotny grzech jest i ma być srodze karan

– czytamy w XVI wiecznych przepisach. Co ciekawe, mimo surowego prawa, wygląda na to, że procesów o homoseksualizm zakończonych egzekucją było stosunkowo niewiele w porównaniu na przykład do tych dotyczących zoofilii czy gwałtów…

Proces sieradzki

Co ciekawe, przeświadczenie o niekaralności homoseksualistów w Polsce utrzymuje się nawet w naukowych opracowaniach.

W Polsce homoseksualizm nigdy nie był karalny (co nie oznacza, że społeczeństwo go aprobowało, choć z tenoru znanych nam wzmianek źródeł narracyjnych wnosić można, że było wobec homoseksualistów tolerancyjne), nigdy nie wytaczano homoseksualistom procesów sądowych, nie wtrącano ich do więzień, nie było więc powodu do tworzenia dokumentacji na ten temat

– czytamy w artykule na łamach Przeglądu Historycznego z 2007 roku. Tymczasem, przepisy dotyczące sodomii nie były całkiem martwe…

Zniszczenie Sodomy i Gomory, John Martin, 1832

Najsłynniejszym, zdaje się, przypadkiem skazania na śmierć pary homoseksualnej w Polsce jest Proces Sieradzki z 1633 roku. Wówczas to mistrz piekarski Marcin Gołek odbywał potajemne stosunki ze swoim uczniem, Wojciechem ze Sromotki – latem za murami miasta, a zimą w ustronnych miejskich zakamarkach.

Zgodnie z zeznaniami Wojciecha, jego mistrz zniewalał go będąc pod wpływem alkoholu, a później płacił za milczenie. Wszystko wyszło na jaw, kiedy piekarz wyjawił intymne tajemnice gospodyni. Młody Wojciech zaczął wtedy oskarżać Marcina przed sądem, stając w pozycji oskarżyciela… Ale szybko sam stał się współwinnym.

Marcin, zeznając przed sędzią, opisał jak uczeń nakłaniał go do zdrożnych stosunków. Wojciech miał wcześniej spółkować ze zwierzętami na pastwisku. Ten oczywiście wszystkiemu zaprzeczył, uparcie twierdząc, że mistrz przymuszał go do stosunków. Konkluzji nie było, więc sąd skazał obu mężczyzn jako współwinnych sodomii. Spłonęli na stosie 9 listopada 1633 roku.

Co wolno szlachcie…

Czyny, które mogły pospolitą osobę zaprowadzić na stos, uchodziły płazem szlachcie. Dość dobrze znany jest przypadek licznych romansów księcia Janusza Aleksandra Sanguszki z młodymi chłopcami, których obficie obdarowywał upominkami. Jeden z nich, Kazimierz Chyliński, został za spółkowanie z księciem skazany na 12 lat więzienia. Od tego czasu Sanguszka nie obnosił się już ze swoimi kochankami.

Janusz Aleksander Sanguszko miał mieć wielu kochanków

Informacje na temat szlacheckiego homoseksualizmu zachowały się w źródłach znacznie mniej wiarygodnych. Podczas, gdy w przypadku Procesu Sieradzkiego mamy pewność, że prawo zostało wcielone w życie, opowieści o „mężolubstwie” uprzywilejowanej warstwy społeczeństwa to bardziej plotki.

Tak na przykład barokowy pisarz satyryczny Walerian Nekanda Trepka opisywał wiele przypadków „sodomii” wśród panów: Jan Rogoziński miał jego zdaniem romans z szlachcicem Janem Andrekasem, a Mikołaj Sariusz Miniński oddawał się panu Piotrowi Krzysztoporskiemu; „obcował z nimi in posticum po turecku i nabawieł go france”.

Sodomia niejedno ma imię

Tak, jak wskazaliśmy na początku – w Polsce prawodawstwo nie rozróżniało zachowań homoseksualnych od realnych dewiacji i pojęcie sodomii stało się niestety niezwykle szerokie. W latach 40 XVIII wieku, jak dowiadujemy się z „Hultajów, złoczyńców, wszetecznic w dawnym Krakowie”, skazano wiele osób oskarżonych o sodomię. Litera prawa była nadal taka sama („[…] ogniem mają być spaleni, bez wszelakiego zmiłowania i łaski”), a wyroki wykonywano, co potwierdzają zapiski w rachunkach miejskich.

Dość ciekawym przypadkiem osądzonego i zgładzonego zboczeńca był Jan Witkowski z Wolborza, który najprawdopodobniej za namową spowiednika sam zgłosił się do ratusza by go osądzono. Zeznał, że

z małą dziewczynką, lat może dwanaście mającą miałem uczynek cielesny […], potem może ze trzydzieści lub czterdzieści razy miałem ten sam uczynek z kurami, nawet raz to i z gęsią […], mając pożądliwość cielska mojego tak z psem miałem kondlem […] uczynek cielesny może dwanaście razy lub więcej, co nikt nie widział, także w Piotrkowie ze świnią, raz jeden także z owcą […], z kotem tamże chciałem mieć sprawę cielesną i w pysk mu naturalia moje wkładałem, ale’effectus był nullus, podobnież z wiewiórką.

Templariusz całujący duchownego

Życzenie śmierci ze strony sodomity oczywiście sąd polecił spełnić.

Podczas, gdy w historii zapisało się parę podobnych przypadków, więcej procesów o homoseksualizm już nie znajdziemy. Przejawy takich preferencji seksualnych były oczywiście traktowane niechętnie i publicznie krytykowane (najczęściej z kościelnej ambony), ale powtórki z Procesu Sieradzkiego nie było.

Pozostaje pytanie, skąd właściwie wzięła się powszechna niechęć do homoseksualizmu? W końcu nie istniała zawsze, rozpowszechniła się dopiero w średniowieczu.

W wieku XIII w parze z coraz większą akceptacją współżycia seksualnego w ramach małżeństwa idzie· rozwój i precyzowanie norm prawnych i kanonicznych wymierzonych przeciw „przestępstwom” seksualnym. Wtedy to należy szukać źródeł nowożytnej niechęci do współżycia contra naturam, w tym zachowań homoseksualnych

– tłumaczy Skwierczyński w artykule na łamach Przeglądu Historycznego.

Współcześnie seks rozumiany jest jako zjawisko zachodzące pomiędzy dwojgiem ludzi, natomiast w kulturze średniowiecznej bardzo ważny był podział na stronę aktywną (męską) i pasywną (żeńską) — dlatego stosunki homoseksualne były niebezpieczne dla społeczeństwa, ponieważ zakłócały ten binarny podział. Podstawowym średniowiecznym rozróżnieniem „dobrego” i „złego” aktu seksualnego jest podział na seks reprodukcyjny i niereprodukcyjny.

Bibliografia:

  1. Kracik, J., Rożek, M., Hultaje, złoczyńcy, wszetecznice w dawnym Krakowie. O marginesie społecznym XVI – XVIII w. Wydawnictwo Literackie, Kraków, 1986.
  2. Skwierczyński, K., Vademecum średniowiecznej seksualności. Przegląd Historyczny 98/3, Muzeum Historii Polski, 2007.
  3. Wolnicka, A., Mężolubnicy i samcołożnicy. Co wiemy o homoseksualistach w dawnej Polsce? Tytus, 08.10.2018, dostęp: 22.07.2020.
  4. Wyrobisz, A., Tolerancja, nietolerancja i przesądy w Europie średniowiecznej i nowożytnej Badania nad historią homoseksualizmu, stosunkiem społeczeństwa do homoseksualistów i udziałem homoseksualistów w kulturze. Uniwersytet Warszawski, Przegląd Historyczny, 2007.
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBłędy w trakcie gotowania, które popełnia wielu z nas
Następny artykułUzbrojeni żołnierze patrolowali plażę. Turyści zszokowani