A A+ A++

Wspaniałe jest to, że „polityka Unii lepiej służy Polakom” niż polityka Polski. To wszak wstęp do tego, żeby żadnej polityki Polski nie było.

Prof. Radosław Markowski, dyrektor Centrum Studiów nad Demokracją SWPS Uniwersytetu Humanistycznospołecznego i były członek zarządu Fundacji im. Stefana Batorego, zdaje się od dawna „robić w rozrywce” zamiast uprawiania nauki. Nowa porcja rozrywki przychodzi tuż przed sylwestrem, żeby na skromnych i ograniczonych liczebnie imprezach nie było zbyt smutno. Rozrywką jest komentarz do badania „zespołu” profesora (współkomentuje jeszcze Piotr Zagórski), opublikowany 28 grudnia w „Gazecie Wyborczej”. A dotyczy on „stosunku Polaków do UE i do grudniowego szczytu Rady Europejskiej, na którym decydowano o wejściu w życie zasady ‘pieniądze za praworządność’”. Oczywiście w ramach „fali” badań „na temat społecznych i politycznych skutków pandemii”.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Niepoważne! Epidemia trwa, a prof. Markowski mówi: Aktualne protesty powinny trwać. Namawiam do wielu rozproszonych inicjatyw

Z punktu widzenia metodologii obowiązującej w naukach ścisłych czy przyrodniczych takie badanie byłoby uznane za absolutną hochsztaplerkę i kpinę. Ale nie w tzw. badaniach społecznych, gdzie najpewniejsze jest uzyskanie wyniku zgodnego z tym, co się zakłada. Wystarczy odpowiednie tzw. podprowadzenie. Konkretny rozkład nie ma większego znaczenia. Tym bardziej że w często stosowanej metodzie CAWI (na 700-osobowych próbach) od razu eliminuje się tych, którzy nie mają dostępu do Internetu lub nie chcą tracić czasu na wątpliwą rozrywkę zwaną internetowym badaniem społecznym. Zresztą w takim badaniu i tak nie wiadomo, kto te ankiety wypełnia i na ile bawi się ze zleceniodawcą badań.

Skoro jesteśmy w konwencji rozrywki, to nie pozostaje nic innego jak się pobawić. Na początek w stosunek do UE. I z zabawy ma wynikać, że mamy „wzrost eurosceptyków do 17 proc. i kilkuprocentowy spadek euroentuzjastów, zwłaszcza wśród ludzi młodych, w wieku 18-24 i 25-35 lat, gdzie odnotowujemy jednocześnie znacznie niższy poziom entuzjazmu do UE – zaledwie 35 i 42 proc.”. W poprzednich „falach” entuzjazm wykazywało odpowiednio 43 i 46 proc. O zgrozo, „odsetek wątpiących w projekt europejski jest „dość znaczny wśród ludzi z wyższym wykształceniem i mężczyzn”.

Gdy się podaje grupy wiekowe, to od razu widać, że ktoś mający 18-35 lat raczej nie jest starcem, ale widocznie komentujący zakładają odpowiednio niski poziom kompetencji czytających, więc dopowiedzenie, że to „ludzie młodzi” pewnie jest konieczne. Podpowiedzmy prof. Markowskiemu, że jakaś część tych, którzy stracili czas na wypełnienie jego ankiety może mieć wyższe wykształcenie i być mężczyznami, więc może mieć ochotę zademonstrować swoje wątpliwości w unijny raj, nawet gdy generalnie z takich ankiet robi sobie jaja. Szczególnie z „podprowadzania”, że powinno się kochać UE, bo jak się nie kocha, jest się cymbałem, a przynajmniej nie dorasta do aspiracji wyrażanych przez Fundację Batorego i „Gazetę Wyborczą”. Czyli jest się ciemniakiem. Albo ćwokiem.

Bycie ciemniakiem, ćwokiem i cymbałem w kwestii miłości do UE nie przekreśla jednak delikwenta. Musi on tylko zdać egzamin z praworządności. A to nie jest trudne, gdy „zły stan praworządności nie pozostawia złudzeń ani polskim autorytetom prawniczym, ani licznym organizacjom eksperckim oceniającym stan demokracji i praworządności na świecie”. No, jak autorytety i organizacje mówią, że jest źle z praworządnością, to nawet cymbał, ćwok i ciemniak ma szansę się nawrócić i uznać, że jest źle. Dziwi zatem w profesorskim komentarzu stwierdzenie, że „zaskakująco wysoki jest odsetek Polaków skłonnych zgodzić się na silne powiązanie praworządności (ogólnej zwłaszcza) z otrzymywaniem funduszy unijnych”. Nic tu nie jest zaskakujące, skoro autorytety i organizacje z jednej strony, a niechęć do bycia cymbałem, ciemniakiem i ćwikiem z drugiej.

Najlepsze dopiero przed nami, czyli „najzabawniejszy dowcip świata” czasem nazywany też „zabójczym” (lepszy od tego z pierwszego odcinka „Latającego Cyrku Monty Pythona”). Nie dość, że bawiący się w ankietę są za praworządnością, to jeszcze wymagają od UE, żeby „poważnie broniła swych aksjologicznych fundamentów”. Czyli nie może być tak jak poza Fundacją Batorego i „Gazetą Wyborczą”, gdzie broni się wartości absolutnie kluczowych dla ludzkości, więc tym bardziej „wolności, demokracji, równości i praw człowieka”. Kto tego nie popiera, jest c, c i ć do sześcianu. Jest wręcz heroizmem ankietowanych i dowodem ich bardzo wysokiej świadomości domaganie się wstrzymania wypłat „niezależnie od tego, czego naruszenia te dotyczą”. Wstrzymują sami sobie w imię wartości. Nie ma chyba wyższego stopnia samoświadomości (Bewusstsein an sich).

Łzy wzruszenia

Łzy wzruszenia leją się litrami, gdy okazuje się, jak wielu jest w Polsce ludzi gotowych na zabój bronić wartości, a jeszcze bardziej skłonnych do potępienia (51 proc.) unijnych instytucji za „pobłażliwość i brak należytej reakcji na fakty łamania praworządności i praw człowieka w takich krajach jak Węgry i Polska”. Łez są już cysterny, gdy zważyć, iż 48 proc. badanych uważa, że „dogadywanie się szefostwa UE z politykami PiS to policzek wymierzony protestującym polskim kobietom, osobom LGBT+, mniejszościom etnicznym i kulturowym, ofiarom pedofilii etc.”. Nawet eurosceptyczne cymbały, ćwoki i ciemniaki zdają egzamin z cywilizacji i postępu. Duma. A byłaby jeszcze większa, gdyby więcej niż 40 proc. uznało, że „UE nie jest środkiem politycznej i kulturowej kolonizacji naszego kraju, zmuszania Polski m.in. do wprowadzenia małżeństw homoseksualnych z możliwością adopcji dzieci oraz aborcją i eutanazją na życzenie”.

Dlaczego UE miałaby nas do czegoś zmuszać, skoro sami uznajemy, że to wszystko jest dobre dla Polski samo z siebie (sąd syntetyczny a priori Kanta)? Co by oznaczało, że już stoimy w przedsionku raju i nasiąkamy wartościami. Jest już wstyd, że instytucje UE wchodzą w konszachty ze złymi ludźmi i nie są wystarczająco pryncypialne („32 proc. uważa, że UE odstąpiła od bezwzględnego bronienia wartości, na jakich została powołana, i przez to traci wiarygodność”), ale prawdziwym przełomem byłby wstyd, że badani nie czekają na wszystkie instrumenty postępu i emancypacji, jakie już w UE są dostępne. Profesorze Markowski, to trzeba załatwić w kolejnym badaniu. Nie ma się co obcyndalać.

Wspaniałe jest to, że „polityka Unii lepiej służy Polakom” niż polityka Polski. To wszak wstęp do tego, żeby żadnej polityki Polski nie było. Wtedy nie będzie też odstępstw od wartości i powodów do karania. Skoro już 44 proc. badanych opowiada się za „polityką ścisłego nadzoru nad praworządnością w naszym kraju i konsekwentnym stosowaniem procedur zawieszających przyznawanie funduszy unijnych”, jesteśmy o krok od ideału. W następnym badaniu wyjdzie, że to już tylko kroczek. A potem będzie już tylko nowy wspaniały świat eurokołchozu, którego oczekuje 200 proc. badanych. Czekamy zatem na nowe optymistyczne wyniki. Nauki społeczne to jednak potęga, skoro są w stanie udowodnić wszystko, co chcą, żeby było udowodnione. Co było do udowodnienia (CBDU).

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMiasto oddało do użytku dwie nowe ulice w Cisowej. W całości zbudowano je z kostki betonowej
Następny artykułŻużel. Okiem senatora Dowhana: Rentgen jego kręgosłupa mnie przeraził. Teraz życzę mu sukcesów w innej roli (felieton)