A A+ A++

Gen. Kazimierz Sosnkowski, wówczas członek Rady Obrony Państwa, szacował w lipcu 1920 roku, że do połowy sierpnia Wojsku Polskiemu skończy się amunicja. Gdyby Polacy mieli się opierać jedynie na własnych zasobach, w kluczowym momencie zmagań pod Warszawą polscy żołnierze nie mieliby czym strzelać do bolszewików. Los Polski zostałby wówczas przypieczętowany.

Na szczęście stało się inaczej i 12 sierpnia 1920 roku do Skierniewic dotarł długo wyczekiwany pociąg z amunicją z fabryki Manfreda Weissa w Budapeszcie. Polacy błyskawicznie przeładowali 22 mln pocisków i dowieźli brakującą amunicję w te miejsca frontu, gdzie najbardziej jej brakowało.

Na innych naszych sąsiadów Polska nie miała co liczyć. Rządy Niemiec, Austrii i przede wszystkim Czechosłowacji robiły wszystko, by storpedować wysiłek wojenny Polaków. Nie tylko nie było z ich strony mowy o sprzedaży broni i amunicji, ale również tranzyt takich materiałów przez ich terytorium był wykluczony. Dlatego węgierski pociąg z amunicją dojechał do Polski przez Rumunię.

W innych krajach Polacy również nie mogli liczyć na zrozumienie. Pracownicy portowi w Wielkiej Brytanii i we Włoszech odmawiali załadunku statków z pomocą wojskową dla walczącej z bolszewizmem Polski, natomiast dokerzy z Gdańska odmawiali rozładunku takich transportów.

Ta kwestia wyglądała zupełnie inaczej z perspektywy Budapesztu. W 1919 roku Węgrzy na własnej skórze doświadczyli komunizmu. W kraju tym przez 133 dni rządził reżim Beli Kuna (od 21 marca 1919 do 1 sierpnia 1919). „Węgry, które w 1919 roku przeżyły doświadczenie proklamowania tam i urzeczywistnienia bolszewickiej ideologii republiki rad, z czerwonym terrorem włącznie, pragnęły w dobrze pojętym interesie własnym nie dopuścić do powtórzenia się tej sytuacji latem 1920” – podkreśla prof. Grzegorz Nowik.

„Nie wiemy, co uczyni Koalicja, ale my musimy być gotowi, aby stanąć po stronie Polski. Los Polski jest naszym losem” – pisano w tamtym okresie w węgierskim piśmie chrześcijańsko-narodowym „Nowe Pokolenie”.

Węgierskie władze postawiły wówczas wszystko na jedną kartę, rozumiejąc, że upadek Polski pod nawałą bolszewicką będzie równocześnie oznaczał upadek Węgier.

„8 lipca 1920 r. węgierski Minister Honwedów (Obrony Narodowej) gen. dyw. István Sréter nakazał przekazać w trybie natychmiastowym cały zapas amunicji armii węgierskiej i zarządził, by przez następne dwa tygodnie fabryka amunicji Manfreda Weissa pracowała wyłącznie na potrzeby Polski” – czytamy w książce „Dwa bratanki. Dokumenty i materiały do stosunków polsko-węgierskich1918–1920”.

Czytaj także:
Rocznica Bitwy Warszawskiej. Na PGE Narodowym powstaną okopy

Łącznie Węgrzy wysłali do Polski ponad 100 mln pocisków karabinowych. Polska miała zapłacić za nie później węglem.

Gen. Tadeusz Rozwadowski, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w czasie bitwy warszawskiej, tak skomentował wówczas tę sprawę w rozmowie z płk. Józsefem Takách-Tolvayą z węgierskiej misji wojskowej w Polsce: „Byliście jedynym narodem, który naprawdę chciał nam pomoc, wsparcie Francuzów nadeszło dopiero po wielkich naciskach, a nawet wtedy, jakież to było wsparcie? Anglicy układali się przeciw Polsce z Litwinami i Niemcami, ci ostatni z kolei zmawiali się z Czechami”.

(pw)

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTarnobrzeg: Remont ul. Mickiewicza na finiszu
Następny artykułCo warto wiedzieć o zaciąganiu długów przez małżonków