A A+ A++

– Naszym problemem jest brak regularności – mówi Interii Jesus Imaz, piłkarz Jagiellonii Białystok przed piątkowym starciem Jagiellonia – Cracovia (godz.18). Hiszpan to specjalista od strzelania bramek “Pasom”. Marzy mu się kolejny dublet w starciu z tą ekipą.

Justyna Krupa, Interia.pl: Dużo się działo w pana życiu w ostatnim czasie i to nie tylko na poziomie sportowym. Najważniejszym wydarzeniem były oczywiście narodziny synka. Jak się pan odnajduje w nowej roli?

Jesus Imaz: – Na ten moment sobie radzę i jestem bardzo szczęśliwy. Jest to nowe doświadczenie, cały czas adaptujemy się z żoną do tego, czego mały Nico potrzebuje. Poznajemy się nawzajem. 

Ostatnie tygodnie to też zmaganie się z problemami związanymi z zakażeniami koronawirusem w drużynie Jagiellonii. Piłkarze różnie przechodzą COVID-19, niektórych na długo ścina z nóg, inni mają więcej szczęścia. Pan do której grupy się zaliczał?

– W moim przypadku to była ta lżejsza wersja. Nie miałem specjalnych objawów, czułem się jedynie zmęczony. Musiałem pozostawać w izolacji, ale nie straciłem smaku ani węchu, nie miałem też gorączki. Potrzebowałem jednak czasu na powrót do pełnej dyspozycji po przebyciu tej infekcji, bo jednak byłem przez trzy tygodnie wyłączony. Trzeba trochę cierpliwości, nabrania rytmu meczowego na nowo. Jako drużyna mieliśmy spore problemy z zachorowaniami na COVID-19, kilku graczy było z tego powodu wyłączonych. W efekcie jest to dla nas nieco dziwny sezon. Ale będziemy próbowali go podsumować w najlepszy możliwy sposób. A zacząć chcemy od zwycięstwa nad Cracovią.

“Pasy” to chyba pana ulubiony ligowy rywal, zdobył pan przeciwko tej drużynie już sześć goli w Ekstraklasie – w barwach Wisły Kraków i Jagiellonii.

– Trzeba przyznać, że “leży” mi ten zespół, zobaczymy, czy w piątek znów uda mi się im coś strzelić. Może tak, jak w przeszłości: dublet, 2-0 i kropka.

Pana pierwszy mecz po przerwie związanej z zakażeniem koronawirusem był udany, w debiucie nowego trenera Rafała Grzyba pokonaliście Lecha Poznań. Ale dalej już tak łatwo nie było. Ze Śląskiem przyszła już porażka. Wydaje się, że zwolnienie trenera nie było jednak lekiem na całe zło w Jagiellonii.

– Faktem jest, że nie zaczęliśmy tego meczu tak, jak powinniśmy. Musimy się w takich momentach jednak lepiej koncentrować. Wydaje mi się, że w drugiej połowie już graliśmy dobrze, zwłaszcza, że przez ostatni fragment spotkania radziliśmy sobie w dziesiątkę. Mogliśmy teoretycznie strzelić nawet więcej, niż jedną bramkę. Nie udało się jednak. Co do trenera Grzyba, od razu widać, że do niedawna jeszcze trener był czynnym zawodnikiem. Dobrze rozumie, co siedzi w głowie piłkarza, czego potrzebuje.

Podobno w jakimś sensie to dzięki zwolnionemu niedawno z Jagiellonii Bogdanowi Zającowi został pan jednak w Białymstoku i nie odszedł z klubu latem?

– To prawda. Latem miałem takie myśli, by zmienić klub. Na wiosnę nie byłem bowiem w takiej formie, w której powinienem był być. W pewnym momencie pojawił się jednak w Jagiellonii nowy szkoleniowiec, czyli trener Zając. Porozmawialiśmy, wyjaśnił mi wtedy swoją koncepcję pracy. Zdecydowałem się zostać. Wiedziałem, że będę musiał ciężko pracować nad powrotem na mój optymalny poziom. Dzięki jego zaufaniu pokazałem, że nigdy nie straciłem piłkarskiej jakości. I smykałki do strzelania goli dla drużyny. Mam nadzieję, że po tym okresie przerwy spowodowanej COVID-19, znów będę starał się wrócić na dobry poziom.

A teraz jak pan widzi swoją przyszłość? Powiększenie rodziny jakoś zmieniło optykę? Wolałby pan przenieść się gdzieś bliżej domu, ojczyzny, czy jednak priorytetem jest rozwój kariery w Polsce? Co się może wydarzyć w najbliższym okienku transferowym?

– Na pewno generalnie posiadanie rodziny sprawia, że jedne kraje stają się bardziej komfortowe do gry, niż inne. Mam przed sobą jednak jeszcze sporo lat kariery. Jeśli w tym letnim okienku transferowym pojawiłaby się oferta, którą klub by chciał zaakceptować i byłaby dla mnie odpowiednia, a moja rodzina by się na taki pomysł zgadzała, na pewno byśmy to rozważyli. Wciąż mam kontrakt z Jagiellonią ważny jeszcze przez rok. Staram się nie myśleć zbyt długofalowo, nie robić dalekosiężnych planów.

Pojawiały się też w pewnym momencie pogłoski o pana możliwym powrocie do Krakowa, do Wisły. Wyklucza pan taki scenariusz, czy jest taka opcja z tyłu głowy?

– To prawda, że latem i zimą pojawiały się takie plotki w temacie mojego ewentualnego powrotu do Krakowa. To oczywiste, że Wisła jest klubem, na który zawsze patrzę przychylnie. To Wisła dała mi szansę i zawsze to doceniam.  Ale mam ważny kontrakt w Jagiellonii i zobaczymy, co się wydarzy latem.

Śledził pan w ogóle, co się działo z krakowskim klubem po pana odejściu? I to, jak obecnie Wisła funkcjonuje?

– Tak, jestem cały czas w kontakcie z Vullnetem Bashą. On mi wszystko na bieżąco opowiada. Mam nadzieję swoją drogą, że uda mu się wyleczyć z tych problemów zdrowotnych i znowu zobaczymy go na boisku. Jak rozmawiam z Bashą, to o wszystkim po trochu. O byciu ojcem też, bo Vullnet ma dwójkę dzieciaków.

A jak pan patrzy na sytuację innego swojego znajomego, byłego klubowego kolegi z Wisły i do niedawna z Jagiellonii – Kamila Wojtkowskiego? Ten młody piłkarz wpakował się ostatnio w nie lada kłopoty, czego konsekwencją było rozstanie z białostockim klubem.

– Bardzo żałuję, że coś takiego się wydarzyło. Tym bardziej, że miałem dobre relacje z Kamilem. Wojtkowski przez jakiś czas pozostawał bez klubu, bez gry. Trafił w końcu do Jagiellonii. Chciał się skoncentrować na futbolu, na tej kolejnej szansie, którą dostał, odizolować się od problemów. Ale ostatecznie to mu się nie udało. Mam nadzieję, że to, co się wydarzyło otworzy mu oczy i uświadomi, że kroczy złą ścieżką. I że musi się zmienić. Bo jest jeszcze młody i jeżeli naprawdę zależy mu na futbolu, to są rzeczy, których naprawdę nie możesz w życiu robić.

Tym bardziej, że to już nie jest nastolatek i musi brać odpowiedzialność za swoje działania. 

– Dokładnie. To tak naprawdę już dojrzały chłopak i musi już zdawać sobie sprawę, co jest dobre, a co jest złe. I że wszystko, co robi, ma swoje konsekwencje. Nie jest już dzieciakiem.

Wydaje się, że Jagiellonia jest w tym sezonie zespołem bardzo nieregularnym. Były mecze, w których imponowaliście efektowną ofensywą. Ale były też takie, na które przykro było patrzeć.

– Rzeczywiście, ten brak regularności jest problemem. Co któryś mecz wygramy, to za chwilę remisujemy albo przegrywamy. Potrzebujemy większej koncentracji. Tak, by zaliczyć choćby trzy zwycięskie mecze z rzędu, co dałoby nam oddech, zastrzyk pewności siebie. Tak, by z … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUnijne miliony na rewitalizację dla dwóch gmin. Odnowią zabytkowe piwnice, wymienią oświetlenie
Następny artykułZbiórka na samochód dla Filipka z Legnicy