A A+ A++
  • Turecki atak na Rożawę rozpoczął się 9 października 2019 r., gdy Donald Trump zdecydował o wycofaniu amerykańskich wojsk z regionu
  • – Z domu wybiegliśmy w tym, co mieliśmy na sobie. Nie mieliśmy czasu zabrać czegokolwiek – mówi Ibrahim
  • Historii takich jak ta można by opowiedzieć tysiące. W samym obozie Qushtapa przebywa dziś ponad 8 tys. uchodźców. Niektórzy mieszkają tu od lat, bo wojna w Syrii trwa już dekadę
  • Rok temu oczy całego świata były zwrócone na Rożawę. Dziś o sprawie prawie nikt już nie pamięta, a losy uchodźców takich jak Siham i Ibrahim dawno przestały interesować prasę czy telewizję
  • Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Atak

To była czwarta po południu.

Dzień wcześniej po mieście chodziły plotki, że coś się zbliża, więc całą noc nie zmrużyliśmy oka. Czekaliśmy w napięciu, ale było cicho. Ale atak nadszedł niespodziewanie następnego dnia.

Siedzieliśmy w salonie z całą rodziną i piliśmy herbatę, gdy nagle usłyszeliśmy spadające bomby. Krzyknąłem do syna, żeby zabierał dzieci i uciekał. Protestował. Powiedział, że mnie zabiją, że nie cofną się przed niczym. Chciałem zostać, bo wiedziałem, że inaczej zabiorą nam wszystko, co mamy.

Nie wiedzieliśmy jeszcze, że zaczyna się wojna. Myśleliśmy, że to pojedynczy atak, że opuścimy miasto na kilka godzin i wrócimy. Ale na niebie pojawiły się samoloty, a na ulicach wojsko.

Obrazek na ścianie siedziby zarządu obozu Qushtapa

Obrazek na ścianie siedziby zarządu obozu Qushtapa

Foto: Anna Mikulska / Onet

Obrazek na ścianie siedziby zarządu obozu Qushtapa

Z domu wybiegliśmy w tym, co mieliśmy na sobie. Nie mieliśmy czasu zabrać czegokolwiek.

Ucieczka

Uciekliśmy z Serekaniye razem z innymi 15 km dalej, do Hasaki. Czekaliśmy tam z nadzieją, że niebawem będziemy mogli wrócić do domu. Część Arabów rzeczywiście wróciła, ale dla nas, dla Kurdów, to było zbyt niebezpieczne.

W Hasace nie znaliśmy nikogo, nocowaliśmy u obcych, niektórzy spali w szkołach. W końcu zrozumieliśmy, że dla nas nie ma już powrotu, że jeśli spróbujemy wrócić, to zamordują nas na pierwszym punkcie kontrolnym. Kto? Tureccy żołnierze albo syryjskie bojówki ekstremistyczne wspierane przez Turcję.

Słyszeliśmy wiele historii o ludziach, których właśnie tak zamordowano.

Ostatnie, co pamiętam z Syrii, to mocny powiew wiatru i dym, który unosił się wszędzie dookoła. Atak był jak burza, która niemal wyrywała drzewa i przed którą wszyscy uciekali. Była z nami kobieta, której po drodze zaginęło dziecko. YPG (Powszechne Jednostki Ochrony, kurdyjska milicja – przyp. red.) odnalazło je dopiero po dwóch dniach.

Konflikt

Mój syn i córka zamieszkali w obozie dla … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSzkoła Policji w Pile zmienia swoje oblicze
Następny artykułMorderczynie? Suchanow: “I co ja mam powiedzieć?”