A A+ A++

Pacjent niby ma obowiązek odwołania wizyty gdy nie może się na nią, ale prawo nie przewiduje za to sankcji. Często nawet jeśli chce anulować wizytę, to nie ma jak tego uczynić gdyż w placówce medycznej rejstratorzy nie odbierają telefonów.

Sezon chorobowy w pełni a do przychodni czy do poradni specjalistycznej nie jest łatwo się dostać. Pacjenci przychodzą, wzajemnie się zakażają oraz przy okazji dzielą się swoimi infekcjami z towarzyszami w autobusach czy pociągach. Niby są umówieni na godziny, ale w praktyce osoba przychodząca  np. w przyszpitalnym ośrodku zdrowia na godz. 8 00, dostaje się do gabinetu lekarskiego dopiero o godz. 12 00. Taka jest rzeczywistość w wielu placówkach medycznych w styczniu.  Kolejki pogłębiają się też przez to, że niektórzy pacjenci zapisują się na wizytę w gabinecie lekarskim, po czym nie przychodzi, nie informując o tym wcześniej. 

Obowiązek odwołania bez sankcji

Tymczasem zgodnie z art. 20 ust. 9 ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, w przypadku gdy pacjent nie może stawić się w placówce medycznej, jest zobowiązany niezwłocznie powiadomić o tym świadczeniodawcę. Tyle teoria. Praktyka jest jednak taka, że za nieodwołanie wizyty nie ma sankcji a czasem choremu brakuje możliwości aby ją anulować.

Owszem, zgodnie z opublikowanym niedawno stanowiskiem Rzecznika Praw Pacjenta, pracownicy rejestracji w przychodni muszą odbierać telefony. W praktyce zainteresowany dzwoniący do rejestracji trafia często w próżnię. Trudno dlatego winić pacjentów, że wizyt nie odwołują. Co ciekawe, z tym problemem lepiej radzą sobie małe placówki

-W przychodniach czy innych mniejszych placówkach medycznych jest to łatwiejsze. Na 24 godziny przed wizytą wysyła się sms-y, dzwoni aby potwierdzić itd.Szpitale nie są jednak na razie w stanie dostosować się do tych rozwiązań, nie mają takich możliwości. To wszystko kosztuje. Duże nadzieje pokładamy jednak w rozwoju platformy P1  i centralnych rejestrach jakie ona wprowadzi- mówi Ewa Książek-Bator, wiceszefowa Polskiej Federacji Szpitali. 

Eksperci wskazują, że dużym ułatwieniem byłoby wprowadzenie możliwości odwołania wizyty, np. poprzez system internetowy, połączony z grafikiem przychodni. Wówczas klika się w systemie i termin automatyczne się zwalnia. Rozwiązanie jest proste i nie wymaga dzwonienia, w nadziei, że ktoś go w końcu odbierze. Na razie w dużych podmiotach to jednak pieśń przyszłości. 

System nie zachęca do uczciwości

-Dziwi mnie teza, że pacjenci mają obowiązek tak uczciwie i ze szlachetnością traktować system, który to ich traktuje źle – bo wrzucanie pacjenta w chaos czy kilkumiesięczną kolejkę nie jest uczciwe ani szlachetne. Ciekawe jest też to, że z taką łatwością mówimy o karaniu pacjentów za nie odwoływanie wizyt, a nie mówimy o karaniu „systemu” za to, że terminy wizyt są tak odległe- wskazuje Milena Kruszewska, prezes fundacji Watch Healtch Care.

Dodaje, że brakuje analizy tego, jak długo trwało oczekiwanie na wizytę i dlaczego pacjent się nie pojawił -Widać np. w statystykach zgonów, że wielu pacjentów trafiło prosto na cmentarz, a nie do lekarza. Nie wiemy, w jakich kolejkach stoją ci niepojawiający się pacjenci. NFZ nie pyta ich, dlaczego w końcu nie dotarli i nie zgłosili tego. Może trafili do systemu prywatnego? Może ich stan zdrowia pogorszył się tak, że trafili do innej kolejki? A może po prostu dali sobie spokój? Nikt tego nie bada- dodaje Milena Kruszewska. 

Inna sprawa jest taka, że czasem to nie wina pracowników rejestracji, oczywiście zakładając, że sumiennie wykonują swoje obowiązki, że telefony milczą. Ale tego, że często jest ich za mało w stosunku do obowiązków tj. odbierania telefonów i obsługiwania pacjentów na miejscu). To problem na szczeblu organizacji pracy przychodni. 

Jak wynika z danych, udostępnionych przez Ministerstwo Zdrowia, w 2019 roku pacjenci nie stawili się na umówionych wizytach aż 17 mln razy. Oznacza to co piątą nieodwołaną wizytę, więc skala problemu jest naprawdę ogromna. Najbardziej dotkliwe są nieodwołane wizyty w przypadku specjalistów,  których brakuje np. endokrynologów, kardiologów. Ktoś musi czekać miesiącami, nie dostanie się w kolejkę a osoba zapisana na dany dzień nie stawi się

-Tu jest jeszcze inny problem. Gros osób niepotrzebnie w ogóle trafia do diabetologa czy kardiologa. Skoro ktoś ma ustawione leczenie, to kontynuować je może lekarz rodzinny. Duże nadzieje pokładamy tu w rozwoju opieki koordynowanej i budżetu powierzonego w POZ, dla pacjentów kardiologicznych, diabetologicznych czy pulmunologicznych- dodaje Ewa Książek-Bator

Kilka miesięcy oczekiwania do specjalisty

Z ostatnich danych Watch Health Care wynika, że kolejka do diabetologa w grudniu wynosiła 2,9 miesiąca. Wcześniej było to ok. 2 miesiące. Do okulisty wynosiła prawie 9 miesięcy a było ok. 4 miesiąca. Prawie 9 miesięcy czekała 36-letnia kobieta z bólami w oczodołach. 

Na udrożnienie tego systemu przyjdzie pewnie jeszcze poczekać. Eksperci podkreślają, że  nie wypracowaliśmy niestety jeszcze jako społeczeństwo takiej kultury pracy i wzajemnego zaufania, by po prostu przy objawach przeziębienia móc spokojnie zostać w domu; by nie oszukał pracownik, by uwierzył pracodawca, i by lekarz nie musiał za każdym razem takiego pacjenta oglądać tylko po to, by wystawić zwolnienie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBezpłatne szkolenia dla fachowców w Castoramie
Następny artykułJakie przekąski można jeść na diecie keto?