A A+ A++

Sędzia Igor Tuleya otrzymał medal za „zaangażowanie w praworządność w Europie” władz landu Nadrenii i Północnej Westfalii, tego samego, którego były premier optował za dokończeniem budowy gazociągu Nord Stream 2. Mieszkający w Niemczech polski historyk prof. Bogdan Musiał wskazuje na kontrowersje wokół działalności Stephana Holthoff-Pförtnera, który odznaczył polskiego sędziego.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: NASZ TEMAT. Niemieccy politycy nagradzają Tuleyę medalem i obrażają Polskę: ”Niezależność sądów jest zagrożona”

Stephan Holthoff-Pförtner podkreślał o istocie i ważności państwa prawa. Tymczasem sam Stephan Holthoff-Pförtner, gdyby w Niemczech funkcjonowało państwo prawa, miałby na pewno prokuratorskie zarzuty

— zauważa prof. Bogdan Musiał.

Miałem z nim do czynienia osobiście i chciał mnie po prostu oszukać. Ja go niestety poznałem osobiście jako prawnika, i jako prawnik chciał mnie po prostu za przeproszeniem „wyoutować”. To jest taki typ. Jest współwłaścicielem firmy i ma miejsce w rządzie Nadrenii-Westfalii. Okazuje się, że jego firma nielegalnie wywoziła rtęć – jeśli się nie mylę do Polski – a pobierali pieniądze za to, że wszystko było zgodnie z procedurami utylizowane, zabezpieczone. Jego wszyscy wspólnicy zostali oskarżeni i skazani, a jego prokuratura kompletnie nie ruszyła, a później, po umorzeniu ten prokurator wszedł do rządu. I my mówimy tu o państwie prawa w Niemczech?! On nas poucza?!

— nie kryje oburzenia.

Holthoff-Pförtner to jest w sumie przypadek do prokuratury, jeżeli państwo prawa by funkcjonowało. Tacy ludzie krytykują Polskę! To jest bardzo istotne

— zauważa historyk.

Za nim ciągnie się bardzo mocny smród korupcji. A że go osobiście poznałem, dlatego opisałem w jednej książce. I to jest człowiek, który panu Tulei daje nagrody i nawołuje do przestrzegania państwa prawa, ale to jeszcze nie jest wszystko. On jest jednym z członków Dialogu Petersburskiego, założonej w 2001 roku przez Gerharda Schroedera i Władimira Putina platformy do kontaktów biznesmenów, geszeftsmenów i rosyjsko-niemieckich intelektualistów, gdzie się spotykają, nawiązują kontakty

— dodaje wskazując, iż wspomniana organizacja „służy jako platforma do nawiązywania kontaktów między Rosjanami a Niemcami – oczywiście tam są motywy korupcji i oczywiście pan Stephan Holthoff-Pförtner jest jednym z prominentnych uczestników”.

Zawsze trzeba patrzeć, czy nie ma jakichś kontaktów z Rosją. Ten pan ma, zdecydowanie, a po drugie w mojej osobistej opinii jest bardzo nieuczciwy. Jeżeli państwo prawa by w Niemczech funkcjonowało, powinien – nie tylko w mojej opinii, ale też dziennikarzy, którzy się tym zajmowali – mieć zarzuty prokuratorskie, a tak nie jest, dlatego ponieważ ta prokuratura jest jednak upolityczniona. Może mniej niż w innych krajach, ale jest

— podsumowuje.

Dialog Petersburski

Prof. Musiał zwraca uwagę, że to niektórzy członkowie Dialogu Petersburskiego podpisywali listy do kanclerza Niemiec Olafa Scholza.

Dialog Petersburski służy do tego, żeby zacieśniać współpracę na różnych płaszczyznach: kulturalnej, politycznej, gospodarczej. Dziennikarze się wymieniali, były nawiązywane kontakty

— wyjaśnia ekspert wskazując, iż szczególnie istotna jest ta płaszczyzna gospodarcza.

Czyli rosyjscy oligarchowie szukali tu sobie partnerów i robili mniej lub bardziej ciemne geszefty. Rosyjscy oligarchowie to mafia, to są złodzieje, to nie są ludzie, którzy uczciwie zarabiają pieniądze, chyba że komuś się to zdarzy. My wiemy, że to nie są uczciwie zarobione pieniądze, czyli Niemcy służyły im jako pralnia brudnych, ukradzionych pieniędzy. Oni wszyscy stamtąd uciekają, wiedząc, że to, co nakradli, w każdej chwili może być im zabrane i usiłują inwestować, czy wyprać te pieniądze na Zachodzie i Niemcy byli dla nich bardzo istotnym elementem. Czyli ktoś, kto współpracował z rosyjskimi oligarchami, obojętnie jakiego koloru – czekistowskiego, partyjnego, czy wojskowego – to praktycznie służyło do prania pieniędzy. Te marże są ogromne i te pieniądze przyciągały niemieckich biznesmenów, ale tych intelektualistów jak muchy do miodu i oczywiście oni urabiali odpowiednio opinię publiczną w Niemczech – na modłę Schroedera, Merkel i Putina

— tłumaczy prof. Musiał.

Czy to jest możliwe, żeby w państwie, gdzie teoretycznie funkcjonują wolne media, nic nie pisać o wojnie na Ukrainie, od 2014 roku? To chyba trochę dziwne, jeżeli podobno są „wolne media”, a praktycznie nie było w Niemczech debaty na temat wojny na Ukrainie, która zaczęła się toczyć od 2014 roku. Do 2021 r. zginęło według wstępnych szacunków 14 tys. ludzi, Rosjanie wymordowali w obozach filtracyjnych i wrzucili do szybów kopalnianych, a my nie wiemy, ile tak naprawdę jest tam masowych grobów, bo nie mamy informacji, nie ma dostępu. I co? Niemieckie „wolne media” tego nie zauważyły? Musimy się zastanowić, kto daje nagrody i kto kogo poucza

— konstatuje.

aw

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułInspekcja Handlowa i straże gminne będą nakładać mandaty za wykroczenia skarbowe
Następny artykułZastępca szefa NATO: Gruzja oraz Bośnia i Hercegowina zagrożone rosyjską agresją