A A+ A++

Spacerowicze podczas akcji „Pogrzeb praw kobiet” mieli podejść pod siedzibę Prawa i Sprawiedliwości przy ul. Dąbrowszczaków, zapalić symboliczny znicz i się rozejść. Protest jednak się przedłużył, a przed siedzibą partii rządzącej stanęły setki osób. Nikt nie przemawiał, organizatorzy nawoływali do rozejścia się i zachowania spokoju. Ostatnie osoby odeszły z miejsca demonstracji ok. godz. 21.

Z transparentem „Piekło kobiet” przyszła Karolina z koleżanką. Karolina jest młodą lekarką. Mówi, że gdy dowiedziała się o wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 22 października, czuła się ogłuszona. Przez kilka godzin nie dowierzała temu, co się stało. – Odebrano nam tzw. kompromis – przypomina. To, co dzieje się teraz w Polsce, przypomina jej scenariusz „Opowieści podręcznej”, serialu na podstawie książki Margaret Atwood o dystopijnej rzeczywistości, w której rządzą religijni fundamentaliści, a kobiety zmuszane są do rodzenia dzieci poczętych w akcie gwałtu.

– W pamięci mam teraz retrospekcje, w których pokazywano, jak po kolei kobietom i mniejszościom odbierano prawa. Bardzo mało osób protestowało i pewnego dnia wszyscy obudzili się w piekle – tłumaczyła kobieta.

Iza, jedna z osób spacerujących w sąsiedztwie biura Prawa i Sprawiedliwości, uważa, że takich protestów nie powinno być. – W każdym powinien być odruch, żeby drugiemu człowiekowi dać wybór. My, kobiety, wyboru nie mamy – tłumaczy.

Fot. Arkadiusz Stankiewicz / Agencja Gazeta

Michał, który na protest przyszedł z kilkuletnią córką, zwraca uwagę, że przerażające jest, jaką drogę przez ostatnie lata przebyła Polska. – Wcześniej mówiono o nas, że jesteśmy pierwszym krajem, któremu udało się pokojowo pożegnać komunizm, któremu coś się udało, a teraz jesteśmy pierwszym krajem wracającym do wieków ciemnych. Nie wiem, czy jest jakaś kategoria, którą można opisać to, co się dzieje. Kobiety sprowadzone są do roli inkubatora bez prawa do niczego.

Zagrożenie dla rodzin – brak aborcji

Karolina wspomina o badaniach prenatalnych. Czy również ich rząd zakaże, skoro w niektórych przypadkach ich wyniki mogą wskazywać na wady płodu? – Chyba że badania prenatalne będą robione po to, by takie kobiety kontrolować, czy jednak nie dokonają aborcji.

Lekarka dodaje: – W szpitalach widzę dzieci, które są głęboko niepełnosprawne. Widzę zazwyczaj samotne matki, które nieustannie zajmują się tymi dziećmi. Matki, które nieodwracalnie straciły swoje życie. Matki, które płacząc, zastanawiają się, co będzie, kto zajmie się ich dziećmi, jeżeli one umrą przed nimi. Matki, które chciałyby mieć wybór.

Lekarka wspomina, jak dużą radością dla kobiety są narodziny zdrowego dziecka. Przyznaje, że nie jest sobie w stanie wyobrazić, jak będzie wyglądał poród dziecka, które zaraz po nim umrze, dziecka z nieodwracalnymi wadami uniemożliwiającymi mu przeżycie.

– To jest trauma dla personelu i dla rodziców, głównie dla  matek. Przez to będą się rozpadać związki. To jest zagrożenie dla polskich rodzin – przekonuje Karolina.

„Polki chcą emigrować do normalności”

Osoby zgromadzone na ul. Dąbrowszczaków często podkreślały, jak duży i negatywny wpływ na to, co dzieje się w państwie, ma Kościół katolicki.

Iza: – Powinien być rozdział państwa od Kościoła. Czy to sprawiłoby, że będzie w Polsce normalniej? Nie wiem, czy w ogóle da się żyć normalnie. Nie wiem, czy najlepszym wyjściem nie będzie spakowanie walizek i wyprowadzenie się – zastanawia się kobieta.

– Zastanawiam się nad emigracją – mówi kolejna z uczestniczek akcji.

Łukasz Michnik z młodzieżówki Wiosny trochę broni się przed rozmową, mówiąc, że lepiej pytać kobiety. Przyznaje jednak, że gdy Lewica będzie rządzić, to nie będzie się godzić na „antyludzkie, sprzeczne z prawami człowieka zmiany” wprowadzone przez PiS. – Tego nie można tak zostawić. Trzeba walczyć, protestować. Piekło kobiet kiedyś się skończy – mówi polityk.

Zwraca uwagę na brak zgody społeczeństwa na zaostrzenie przepisów antyaborcyjnych. – Władza w imię jakiegoś radykalnego kodeksu moralnego dokonuje zmian bez poparcia społeczeństwa. Polki wcale nie chcą zaostrzania prawa – przypomina Michnik.

Policja spisuje przypadkowe osoby

Co jakiś czas na ul. Dąbrowszczaków rozbrzmiewały hasła: „Mamy dość” „Je… PiS” czy „Moje ciało, moja sprawa”. Akcja przebiegała na ogół spokojnie, ale policjanci niektórych uczestników wylegitymowali. Jak mówił jeden z funkcjonariuszy, powodem kontroli był udział w nielegalnym zgromadzeniu.

Kilku policjantów otoczyło niepełnoletnią dziewczynę, która trzymała transparent z hasłem „Piekło kobiet”, odprowadziło ją na bok, a następnie wylegitymowało.

Spisywano także osoby, które stawiały znicze na chodniku. Powód? Zaśmiecanie. – Słyszałem rozmowę policjantów. Jeden pytał drugiego, ilu mają wylegitymowanych. Po tym, jak usłyszał odpowiedź, powiedział, że muszą wylegitymować jeszcze dwie osoby – mówi jeden z uczestników piątkowej akcji.

Fot. Arkadiusz Stankiewicz / Agencja Gazeta

Protest zabezpieczało co najmniej kilkudziesięciu policjantów, kilka policyjnych radiowozów, a także nieoznakowane samochody. Policjanci nagrywali manifestantów.

Policja źle się kojarzy

Agata Szerszeniewicz z Partii Razem mówi, że wielokrotnie przypomniała o formule akcji. – Miało to być przyjście, zapalenia znicza i rozejście się. Myślę, że gdy ludzie zobaczyli taką liczbę policjantów, mając w pamięci obrazy z Warszawy, to poczuli większą złość. Gdyby nie tyle policji, nie byłoby takiego tłumu – mówi działaczka.

Jednocześnie przekonuje, że olsztyńska policja zachowywała się wobec tłumu spokojnie. – Gdy zaczynało się robić gorąco, starałam się łagodzić sytuację. Jeden z mężczyzn, który zachowywał się prowokacyjnie, na moją prośbę oddalił się spod siedziby PiS – dodaje.

Ilu policjantów zabezpieczało akcję? Ile osób zostało spisanych? Jaki jest bilans policyjnych działań? Policja na razie nie odpowiada na te pytania. – Na tę chwilę jest za wcześnie, by o tym mówić, potrzeba czasu, podsumowań – mówi Andrzej Jurkun, oficer prasowy z Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie.

A gdyby tak udało się obronić TK…

Inicjatorzy akcji osobom wylegitymowanym przez policję rozdawali wizytówki prawniczki, która zgodziła się reprezentować ich w sądzie pro bono. – Rozdałam ich całą masę – przyznaje Szerszeniewicz.

Prawniczką jest Marta Kamińska, działaczka Komitetu Obrony Demokracji, która organizowała i prowadziła manifestacje przeciwko dewastacji wymiaru sprawiedliwości przez PiS. – Żałuję, że podobnej mobilizacji i tłumów nie było, kiedy odbywały się protesty przeciwko likwidacji Trybunału Konstytucyjnego. Gdyby wtedy był taki ruch społeczeństwa, być może udałoby nam się obronić Trybunał, co sprawiłoby, że takiego wyroku, jaki wczoraj zapadł, by nie było – mówi Kamińska. 

– Liczę na to, że w przyszłości będziemy patrzeć bardziej dalekowzrocznie i sprzeciwiać się wtedy, gdy PiS będzie rozmontowywać instytucje, które mają chronić nasze prawa, a nie dopiero wtedy, kiedy te rozmontowane instytucje wprowadzają zamach na nasze prawa.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWielkopolska: 1860 covidowych łóżek od listopada
Następny artykułWidzowie zdecydowali. Wieniawa nie spodziewała się takiego werdyktu