A A+ A++

Dieter Pawlik ma 82 lata. Urodził się i wychował zaraz obok stadionu, mieszka tu zresztą do dziś. Jego starszy o osiem lat brat Ginter był piłkarzem Górnika od momentu założenia klubu aż do 1953 roku. Zanim przeniósł się do Zawiszy Bydgoszcz, zdążył zagrać z Górnikiem w II lidze. Dieter z kolei jest… pierwszym trampkarzem w dziejach zabrzańskiego klubu.

Dieter Pawlik: – Urodziłem się sto metrów od stadionu w Zabrzu, przy dzisiejszej ul. Damrota [do 1945 roku Pfarrstraße, przyp.aut.]. W domu była jedenastoosobowa drużyna piłkarska: rodzice, siedmiu chłopaków i dwie dziewuchy. Wszystkich potrafię wymienić w ciągu trzech i pół sekundy (uśmiech)…

Dla Dietera Pawlika Górnik Zabrze to całe życie Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta

Od najmłodszego to: Peter, Siegfried, Gerd, Dieter, Heinz, Erika, Ginter, Ruth, Kurt, mama, papa [myślę, że wymienianie trwało najwyżej 2,5 sek., przyp. aut.]. Rodzinę utrzymywał tata, pracował w elektrowni [zbudowanej jeszcze w 1897 roku, w 1945 roku przejęła ją Armia Czerwona, zdemontowała i wywiozła urządzenia, a potem przekazała miastu, przyp. aut.].

Tata był za piłką?

– Tata nie, ale moich trzech braci i ja żyliśmy nią. Przed wojną istniał SV Deichsel [fabryczna drużyna piłkarska należąca do Fabryki Lin i Drutu Adolfa Deichsela, po II wojnie światowej przemianowanej na “Linodrut”. W 1933 roku Deichsel stał się klubem miejskim, a jego nazwę przekształcono na Hindenburg 09. Rok później awansował do śląskiej gauligi. Klub nie miał własnego boiska, rozgrywał mecze na jednej z bocznych płyt późniejszego stadionu Górnika. Do klubu należał m.in. Friedrich Laband, który w 1954 roku został mistrzem świata, przyp.aut.].

Grał w nim mój najstarszy brat Kurt. Kiedy miał 17 lat, zginął podczas wojny, na froncie we Francji. Nie ma nawet grobu, bomba rozerwała wtedy kilku żołnierzy.  Ojciec pisał do czerwonego krzyża, ale niczego się nie dowiedział.

Czy pamiętam Kurta? Mam w pamięci scenę, kiedy do naszego domu przyszedł SS-man, żeby zabrać najstarszego brata na front. Ojciec nie chciał go dać, ale kiedy ten przyłożył mu pistolet do głowy, musiał się zgodzić…

A jak pan trafił do piłki?

– Jako dziesięciolatek, już po wojnie zacząłem pomagać gospodarzowi klubu. Nazywał się Biernat, jego rodzina była ze Lwowa. Pomagałem, jak umiałem.

Jego żona czasem dawała mi do zjedzenia gołąbki. Na początku się zdziwiłem. Pomyślałem, że nie jestem królikiem, bo na Śląsku wtedy gołąbki nie były znane. Ale gołąbki były smaczne.

Górnik na początku miał siedzibę w willi na rogu ul. Sądowej i Wallek-Walewskiego. Pan Biernat tam mieszkał na boku, na parterze. Byłem w klubie tragarzem, w piwnicy czyściłem buty. Zanosiłem je też do szewca, przecież wtedy piłkarze nie mieli butów typowo piłkarskich.

Brało się więc buty kolarskie i zanosiło właśnie do szewca, żeby nabił korki. Bił te korki z zewnątrz, a w środku buta zaginał gwóźdź. W butach były wkładki filcowe. Kiedy pierwsi piłkarze Górnika kończyli mecze i ściągali buty, to te filce były całe we krwi.

Nie dało się tego uniknąć, mimo że szewc robił, co mógł, ubijał dobrze te gwoździe na płasko. Ale gwóźdź zawsze tę stopę jakoś uszkodził…

Trzy pokolenia Pawlików kibicują Górnikowi. Dieter z synem Piotrem i wnukiem KonrademTrzy pokolenia Pawlików kibicują Górnikowi. Dieter z synem Piotrem i wnukiem Konradem Archiwum Dietera Pawlika. Reprodukcja Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta

Warunki były trudne, na boisku były dziury, były bajora… A piłka? Przed meczami Górnika w deszczowe dni smarowałem ją w klubowej piwnicy specjalnym smarem, ale kiedy “napiła się” wody, to i tak potrafiła potem ważyć 1,5 kg. Jak to przyjąć na głowę? A piłki były wtedy sznurowane i zdarzało się, że te skórzane sznurowadła odciskały się boleśnie główkującemu na czole i zostawiały ślady…

Pomagał pan gospodarzowi i jednocześnie kibicował bratu.

– Ginter zaraz po wojnie grał w klubie Zjednoczenie Zabrze [powstałym w 1945 roku, który dostał stadion w dzierżawę. 14 grudnia 1948 roku nastąpiło połączenie zabrzańskich klubów sportowych Concordii, Zjednoczenia, Pogoni oraz Skry, w jeden, który przyjął nazwę Górniczy Zakładowy Klub Sportowy “Górnik Zabrze”, przyp.aut.]. Po połączeniu Ginter zaczął grać w Górniku. Wołali na niego “Cigla”.

Dobrze pamiętam tamtą pierwszą drużynę. Pierwszy bramkarz Ginter Procek mieszkał tu niedaleko na Chłopskiej.

Drużyna Górnika Zabrze z 1951 roku. W górnym rzędzie od lewej: Antoni Garus, Paweł Winderlich, Ginter Pawlik, Antoni Mnich, Józef Holesz, Henryk Czech, Manfred Fojcik, Eryk Nowara. W dolnym rzędzie od lewej: Antoni Franosz, Józef Kaczmarczyk, Henryk ZimmermannDrużyna Górnika Zabrze z 1951 roku. W górnym rzędzie od lewej: Antoni Garus, Paweł Winderlich, Ginter Pawlik, Antoni Mnich, Józef Holesz, Henryk Czech, Manfred Fojcik, Eryk Nowara. W dolnym rzędzie od lewej: Antoni Franosz, Józef Kaczmarczyk, Henryk Zimmermann Archiwum Dietera Pawlika. Reprodukcja Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta

Twardym obrońcą był Antoni Franosz, który ciągle pracował 8 godzin na dole i grał w Górniku. Nikomu nie odpuścił, grał twardo, ale fair. Dotrwał aż do pierwszych mistrzostw Górnika.

Mojego brata przyrównałbym do Alfreda Olka. Był do specjalnych zadań, miał obrzydzić życie najlepszemu zawodnikowi rywali. Kiedyś krył na przykład Gerarda Cieślika…

Grał na prawej pomocy, jak zresztą wszyscy Pawlikowie łącznie ze mną (uśmiech). Twardym obrońcą był Antoni Garus, późniejszy lekarz [przed wojną Ginter, w 1953 roku zrezygnował z uprawiania futbolu ze względu na studia medyczne, przyp.aut.], potem wyjechał do Niemiec.

W Górniku było wiele barwnych postaci. W latach 50. taki Henryk Hajduk grał w okularach i kiedy mu spadły, to prosił sędziego, żeby przerwał mecz, żeby mógł je znaleźć.

Z zewnątrz właściwie nikogo w tej drużynie nie było. To wszystko byli zawodnicy z Zabrza i okolic. Różnica między tamtymi a obecnymi czasami jest taka, że wtedy piłkarze nawzajem się szanowali. Wielu grało twardo, ale w ramach przepisów. Nie tak jak dzisiaj, świat się zmienił.

Wówczas nie grało się za duże pieniądze.

– Wie pan, jakie były premie? Za dobry mecz było 5 kilo mąki, kilo cukru i kilo słoniny…. Brat przynosił to do domu dwa razy w miesiącu w lnianym, białym worku. Ale to uciecha była, przecież po wojnie straszna bieda była… Nasze mamy piekły chleb w domu. Po wojnie w sklepach nic nie było.

Ginter Pawlik i trofea Górnika ZabrzeGinter Pawlik i trofea Górnika Zabrze Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta

Kiedy brat grał w pierwszej drużynie, ja grałem w trampkarzach Górnika. Tak się złożyło, że on, ja, zresztą wszyscy czterej Pawlikowie, którzy grali w piłkę, występowali na prawej pomocy, Heinz grał w Budowlanych Zabrze (uśmiech). Z tymi trampkarzami było tak: jako że ciągle byłem w klubie pod ręką, pierwszy kierownik drużyny pan Dolek Kamiński pewnego dnia zawołał mnie do siebie.

To był bardzo fajny gość. Na imię miał “Adolf”, ale zaraz po wojnie nie wolno było tego imienia wymieniać na głos.

“Już AKS Chorzów i Huta Zabrze [późniejsza Stal, przyp.aut.] mają własne drużyny trampkarzy, a my jeszcze nie. Przyprowadź 15-20 kolegów i będziecie grali przedmecze”. To był 1950 rok. Chłopaków z całej okolicy namawiałem i… udało się. Na pierwszy nasz trening przyszedł Gerard Wodarz, który szkolił wtedy pierwszą drużynę Górnika [as przedwojennego Ruchu był trenerem Górnika w latach 1950-54, przyp.aut.]. Uczył nas, jak gasić piłkę na nodze albo jak wyskakiwać do główki.

Stadion, w którym teraz się znajdujemy, był w pańskim życiu zawsze.

– No tak! Na tym stadionie właściwie za bajtla się wychowałem, latało się tu na bosaka.  Tylko na bosaka, buty były na niedzielę do kościoła. Jedlimy “biedny kołocz”: W sieni pod kranem zmoczyło się sznitę i posypało cukrem. Jakie to było pyszne!

A na stadionie w Zabrzu po trybunie to my się ganiali. Była otwarta na co dzień, a płot był dziurawy, więc nie było żadnych problemów z wejściem na stadion. Był jeden stróż, starszy gość, miał z 70 lat…

Zaraz po wojnie stadion zajęła Armia Czerwona. Stacjonowali na płycie. Na murawie poustawiali ciężki sprzęt, czołgi, i ją zniszczyli. Za starą trybuną krytą było kąpielisko, sołdaci tam się kąpali.

Dieter Pawlik - pierwszy trampkarz Górnika ZabrzeDieter Pawlik – pierwszy trampkarz Górnika Zabrze Archiwum Dietera Pawlika. Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta

Który Górnik był dla pana najsilniejszy? Ten za Pohla i Kowala, ten za Lubańskiego i Szołtysika, a może ten za Urbana i Komornickiego?

– Największe wrażenie zrobiło na mnie, kiedy z CWKS-u przyszli Kowal i “Yła” Pohl. Ksywka “Yła” wzięła się podobno z… Irlandii. Słyszałem, że tam była jakaś osada górali, którzy na olej mówili “yła”. A przecież było wiadomo, że Ernest lubi oliwę… To był wspaniały piłkarz, bardzo honorowy. Mieszkał 60 metrów ode mnie. Nie dał sobie w kaszę dmuchać. Kiedy w Legii kolega z drużyny nazwał go “hanysem”, to mimo że był wyższy stopniem, Ernest napluł mu w twarz.

Zawsze kibicował pan Górnikowi?

– Zawsze. Pamiętam, jak kiedyś w pięciu bajtli poszliśmy na bosaka na mecz naszego Górnika do Knurowa. Mieliśmy wtedy może 12 lat… A w latach 50. jeździłem za II-ligowym Górnikiem na mecze wyjazdowe. Jeździliśmy “starciokiem”, czyli Starem 20 z otwartą plandeką. Na pace były trzy ławki, dwie po bokach, jedna w środku.

Ulice były w większości szutrowe, więc kiedy padał deszcz, po przyjeździe na mecz na przykład do Krakowa musieliśmy się najpierw umyć w Wiśle, bo byliśmy czorni jak kominiarze.

Pamiętnych dla mnie meczów było w ciągu tych lat mnóstwo. Tych znanych – jak z Romą, i tych mniej jak z Gruzinami z Tbilisi. Pamiętam, że u nich grał wtedy całkowicie łysy piłkarz o nazwisku Antadze. W Górniku gościnie wystąpił wtedy Jerzy Krasówka z Szombierek. W pewnym momencie po starciu Antadze leżał na murawie, a obok niego piłka. Krasówka się pomylił i chcąc odkopnąć piłkę, przypadkowo kopnął w głowę Antadze, bo myślał, że to piłka…

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWuhan: zakaz hodowli i konsumpcji dzikich zwierząt
Następny artykułCzym jest przyczepa BDF?