A A+ A++

Czy drogie i energochłonne sposoby ochrony drogocennych dzieł sztuki są niezbędne? Odkrycie krakowskich naukowców pokazuje, że niekoniecznie. Wszystko dzięki badaniom starych warstw malarskich.

– Być może niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę, ale wśród instytucji publicznych nowoczesne muzea są w czołówce, jeśli chodzi o zużycie energii. Zużywają jej nawet więcej niż szpitale – mówi prof. Łukasz Bratasz, kierownik zespołu naukowców z Instytutu Katalizy i Fizykochemii Powierzchni im. Jerzego Habera PAN w Krakowie, którzy dokonali odkrycia.

Dlaczego fizykochemicy zajęli się sztuką? Jak się okazuje, to dla nich nic nowego – krakowski instytut już w latach 80. ubiegłego wieku, kiedy to powietrze było wyjątkowo zanieczyszczone, prowadził badania nad opracowaniem skutecznych metod ochrony kamiennych rzeźb i elementów architektonicznych przed korozją. Od tego czasu w instytucie wciąż prężnie działa grupa fizyków, chemików i inżynierów materiałowych zajmujących się materialnym dziedzictwem kulturowym, a sam prof. Bratasz przez siedem lat był szefem laboratorium w Muzeum Narodowym w Krakowie, kierował też pracami Laboratorium Konserwacji Zrównoważonej Uniwersytetu Yale w Stanach Zjednoczonych. Teraz, wspólnie ze współpracownikami z PAN, zajął się określeniem własności mechanicznych starych warstw malarskich. Badania przeprowadzono w ramach międzynarodowego projektu finansowanego przez Komisję Europejską “CollectionCare” we współpracy z z Królewską Duńską Akademią Sztuk oraz Politechniką w Walencji na warstwach malarskich wyprodukowanych ponad trzydzieści lat temu w Instytucji Smithsona w Waszyngtonie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułКадрові зміни в уряді: новопризначений заступник міністра оголосив завдання
Następny artykułBadania kliniczne – krąży o nich wiele mitów