W ostatnich latach życia Jan III Sobieski coraz bardziej zapadał na zdrowiu. Nadworni lekarze bezradnie rozkładali ręce, przyglądając się powolnej agonii monarchy. Nawet kiedy zmarł, nie byli zgodni w kwestii diagnozy. Wśród możliwych przyczyn zgonu władcy wymieniali atak serca, chorobę nerek, syfilis, a nawet… morderstwo.
Jak kochał, to na zabój, jak się złościł… to też na zabój. Jan III Sobieski zdecydowanie nie słynął z umiejętności panowania nad emocjami. Z tego powodu nadworni medycy wróżyli mu śmierć z powodu wylewu krwi do mózgu (apopleksji) i kazali profilaktycznie upuszczać jej nadmiar z organizmu króla.
Jednak gdy 17 czerwca 1696 roku Lew Lechistanu faktycznie pożegnał się ze światem, okazało się, że krewki temperament był jego najmniejszym zmartwieniem. Kiedy przyszło do określenia przyczyny zgonu, liczne choroby, na które cierpiał u kresu życia, wprawiły lekarzy w nie lada konsternację. Do dziś trwają spory o to, co właściwie zabiło monarchę, uważanego za jednego z najwybitniejszych władców w historii Polski.
Okaz niezdrowia
Chociaż na pierwszy rzut oka Sobieski wydawał się niezniszczalny – silny mężczyzna, tryskający zdrowiem, obdarzony żołnierską krzepą i imponującą tężyzną fizyczną, to w rzeczywistości był mocno schorowany. Z jego bujnej korespondencji wynika, że przez większość czasu cierpiał z powodu rozmaitych dolegliwości. I nawet jeśli potraktować te listy z przymrużeniem oka, jako wyraz barokowej egzaltacji i drobnej hipochondrii monarchy, to niewątpliwie musiało w nich tkwić więcej niż ziarno prawdy. Karolina Stojek-Sawicka wylicza:
Od dzieciństwa nie cieszył się on dobrym zdrowiem i już wtedy pojawiły się u niego dolegliwości, które miały mu dokuczać przez wiele następnych lat. (…) Przyszły król w wieku zaledwie dziesięciu lat cierpiał już na ostre krwotoki z nosa i uporczywy katar (…). Drugą przypadłością, która dość wcześnie dała się we znaki Sobieskiemu były migreny.
Na tym problemy zdrowotne władcy bynajmniej się nie kończyły. Często skarżył się on na bóle zębów, katar czy gorączkę. Zmagał się też – jak wielu mu współczesnych – z podagrą. Poza tym dokuczało mu zapalenie zatok i nadciśnienie (to ostatnie schorzenie prawdopodobnie było „skutkiem ubocznym” otyłości Sobieskiego), a także reumatyzm, kamica nerkowa, puchlina wodna oraz nawracające owrzodzenie gardła.
A że leczono go głównie upuszczaniem krwi, nacieraniem wódkami oraz zażywaniem wód (najlepiej miały działać te zagraniczne!), trudno się dziwić, iż z czasem stan władcy tylko się pogarszał. Późną wiosną 1696 roku jego życie zawisło na włosku. I choć po wizycie wiejskiego znachora, który potraktował chorego ziołami, Sobieskiemu nieco się poprawiło, jednak poprawa okazała się chwilowa i wkrótce Jan III jeszcze bardziej zapadł na zdrowiu. Biskup Jędrzej Załuski tak opisywał symptomy występujące u króla w liście do lekarza Bernarda O’Connora:
Jego Królewskiej Mości stopy, podudzia, uda, jak i dolna część brzucha obrzękły. Zaczęło się to tego lata, obrzęki powiększają się z każdym dniem. Postępowi choroby nie przeciwdziałają nawet najsilniejsze środki, stosowane doustnie i zewnętrznie, i co szczególnego, że jeśli się naciśnie palcem na obrzęk, to nie poddaje się, jest bowiem twardy· jak żelazo i ciężki jak ołów.
Chory od stóp do głowy
Ten irlandzki doktor, który swego czasu przebywał krótko na polskim dworze jako jeden z nadwornych lekarzy i leczył Sobieskiego na puchlinę wodną, był zaskoczony takim obrotem spraw. Poprosił nawet o konsultację swoich londyńskich kolegów, nie zdążył jednak dojść do żadnego rozwiązania, gdyż w międzyczasie dotarła do niego informacja o zgonie władcy. Co ciekawe, pośmiertnie – i na odległość – medyk zdołał zdiagnozować byłego pacjenta. Jak referuje Stanisław Szpilczyński:
O’Connor nie zaprzestał rozważań i ostatecznie doszedł do wniosku, że zaszła rzecz „naturalna”, mianowicie spora ilość „części ziemistych” zaczęła osiadać w nogach króla i stąd ciężar; z drugiej strony ta sedymentacja wstrzymywała posuwanie się „mętów” (składników morfotycznych krwi) z obiegiem krwi w stronę serca (…).
Zdaniem O’Connora twardy obrzęk, utrudniając krążenie krwi, powodował przesuwanie się cieczy ku głowie. Z przypływem i naciskiem na mózg doszło do udaru mózgu (apoplexia), który spowodował zgon.
Problem w tym, że diagnoza O’Connora stała w sprzeczności z wynikami sekcji zwłok. Według protokołu podpisanego przez trzech lekarzy: H. Mahiena, P. Buiniego oraz J. Minasowicza, do śmierci Sobieskiego doprowadziła uremia, czyli ostra niewydolność nerek. Jak stwierdzili przeprowadzający autopsję medycy: „chociaż ledwie który organ był bez winy, bądź to z tych, co służy sprawie odżywiania, bądź to przeznaczonych oddychaniu, jednak sądzimy, że przede wszystkim zmiany w nerkach wywołały katastrofę”. Jak zatem było naprawdę?
Kuracja gorsza od choroby
Niewykluczone, że żadna z powyższych teorii nie była prawdziwa. Obecnie wielu historyków uważa, że na tamten świat zaprowadził Lwa Lechistanu syfilis, którym zaraziła go zapewne jego ukochana Marysieńka (choć możliwe, że otrzymał krętki kiły „w prezencie” od jednej z licznych kochanek; władca słynął bowiem z niepohamowanego apetytu seksualnego).
Dr hab. Aleksandra Skrzypietz potwierdza, iż: „pośrednią przyczyną śmierci Jana III Sobieskiego była właśnie kiła. Towarzyszące jej komplikacje mogły wywołać u króla inne schorzenia, m.in. puchlinę wodną i ataki apopleksji. Poza tym kiłę leczono wtedy rtęcią, która mogła zniszczyć nerki”.
Co ciekawe, według jednej z wersji to właśnie terapia stosowana przez nadwornego medyka Sobieskiego, Symchę Menachema z Jony, ostatecznie wpędziła króla do grobu. Zdaniem części badaczy lekarz niezbyt udolnie usiłował uzdrowić władcę z kiły i niechcący „przedobrzył”, doprowadzając do zatrucia Jana III rtęcią. Istnieje też alternatywna – zdecydowanie bardziej sensacyjna – hipoteza, jakoby doktor działał z premedytacją. Jak pisze Isak Gath:
Anonimowy list wysłany w dniu 30 czerwca 1696 roku informował o śmierci Jana III Sobieskiego i był prawdopodobnie pierwszym źródłem oskarżenia żydowskiego lekarza o otrucie króla. W ten sposób, wkrótce po śmierci Jana Sobieskiego świat obiegło fałszywe oskarżenie królewskiego lekarza o otrucie go medykamentem z zawartością rtęci.
Nadworny medyk w związku z podejrzeniami o zamordowanie króla został nawet uwięziony, lecz wkrótce z braku dowodów musiano go wypuścić. Poza tym epizodem cała sprawa rozeszła się właściwie po kościach, a Symcha Menachem do końca życia prowadził praktykę lekarską we Lwowie.
Sobieski nie padł zatem ofiarą morderstwa. Trudno też mówić o błędzie lekarskim, skoro terapia rtęcią – jakkolwiek toksyczna – była wówczas powszechnie stosowana. Zresztą jak na tamte czasy Jan III żył całkiem długo – w chwili śmierci był już grubo po sześćdziesiątce).
Po przeszło 300 latach nie sposób jest jednoznacznie rozstrzygnąć, która z rozlicznych chorób zaprowadziła Lwa Lechistanu na tamten świat. Prawdopodobnie każda po trochu. Najpewniej jednak władca po prostu… umarł z miłości – czy też z powodu jej „powikłań” w postaci choroby wenerycznej.
Bibliografia:
- I. Gath, Deformowanie prawdy medyczno-historycznej o chorobie i śmierci króla Polski Jana III Sobieskiego, „Archiwum historii i filozofii medycyny” 2017, 80, s. 65–82.
- M. Maciorowski, B. Maciejewska, Władcy Polski. Historia na nowo opowiedziana, Agora 2018.
- K. Stojek-Sawicka, Plagi królewskie, Bellona 2018.
- S. Szpilczyński, Najprawdopodobniejsza przyczyna zgonu Jana III Sobieskiego, „Sobótka” 1980, 2, s. 329–336.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS