A A+ A++

Lipiec okazał się fatalny dla rozwoju epidemii afrykańskiego pomoru świń. W gospodarstwach wykryto 11 kolejnych ognisk tego wirusa, po obu stronach kraju. Zaraza jest już obecna na jednej trzeciej terytorium Polski.

Na lipiec przypadło ponad 60 proc. wykrytych w tym roku przypadków zakażenia wirusem afrykańskiego pomoru świń. Liczba ognisk wykrytych w 2020 r. skoczyła tym samym z 6 na 17. To pojawiający się od sześciu lat sezonowy efekt przyspieszenia rozwoju ASF w letnich miesiącach. Wirus jest też coraz bardziej powszechny wśród dzików – wykryta liczba chorych i padłych z tego powodu zwierząt przewyższyła już ubiegłoroczną.

ASF się rozszerza

O ile część krajów, jak Czechy czy Belgia, była w stanie wdrożyć zdecydowane działania i w krótkim czasie pozbyć się wirusa, o tyle w Polsce jeszcze żaden z podjętych kroków zaradczych nie wykazał się nadmierną skutecznością. Efekty widać w komunikatach Głównego Inspektoratu Weterynarii: do czerwca wykryto sześć ognisk ASF u świń, w lipcu – 11, a jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie – GIW przygotowuje właśnie informację o dwóch kolejnych ogniskach.

Wirus trafia i do małych gospodarstw, i do dużych. Ostatnie dwa ogniska choroby (16. i 17.) wykryto w gospodarstwach w województwie lubuskim i lubelskim, na przeciwległych krańcach kraju, gdzie utrzymywano po ok. 20 zwierząt. Z kolei 15. ognisko wykryto pod koniec lipca w warmińsko-mazurskim: w hodowli składającej się z 708 świń.

W sumie w całym 2019 r. wykryto 48 ognisk ASF u świń i 2477 przypadków u dzików. W tym roku ognisk jest 17, ale przypadków u dzików – 2879. Wirus największe postępy robi zwykle właśnie w lecie. – Nie znamy powodów tej sezonowości, czy wynika ona z tego, że rolnicy dalej są nieostrożni i stawiają pod chlewniami maszyny, którymi jeżdżą po polach, czy to muchy, czy zanieczyszczenia paszy wirusem – mówi Aleksander Dargiewicz, prezes stowarzyszenia hodowców PolPig.

Cios dla gospodarki

ASF szkodzi nie tylko właścicielom poszczególnych gospodarstw, a – całej branży: obniża ceny w strefach dotkniętych wirusem, niebieskiej i czerwonej, blokuje eksport. – Strefa niebieska to najgorsze, co się może trafić producentowi świń – mówi Dargiewicz. – Różnica w cenie skupu jest ogromna: jeszcze niedawno rolnicy w Wielkopolsce dostawali 3 zł za kilogram żywca, gdy dziś średnia cena to ok. 4,65 zł – dodaje. W Wielkopolsce, gdzie produkowana jest jedna trzecia polskiej wieprzowiny, nie ma żadnego zakładu, który by ubijał świnie ze strefy czerwonej i niebieskiej. Zwierzęta muszą jechać na wschód, a transport podwyższa koszty i ryzyko roznoszenia wirusa.

Branża domaga się silnej redukcji populacji dzików. W dużych polowaniach w pierwszym kwartale myśliwi odstrzelili blisko 30 tys. dzików. Wykryto u nich jednak tylko 122 przypadki ASF. Zarazem aż 1300 wykryto u znalezionych w lesie padłych zwierząt.

Na tym tle nieco zaskakują relatywnie wysokie ceny polskiej wieprzowiny: 6 zł w tzw. wadze bitej ciepłej. Są one tylko nieznacznie niższe od cen w Niemczech (1,47 euro), ale to już efekt uboczny epidemii koronawirusa. Cykl produkcji zwierząt trwa 3–4 miesiące, a w maju import prosiąt z Danii spadł o 13 proc. w ujęciu rocznym, bo część hodowców w środku epidemii wstrzymała produkcję. Dziś mamy więc na rynku mniej … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGareth Bale bardzo szczerze o zachowaniu kibiców Realu Madryt. “To niebywałe”
Następny artykułKLM wznawia loty z Wrocławia do Amsterdamu