A A+ A++

Zmarł Akira Toriyama. Twórca arcypopularnego Dragon Balla i jedna z najważniejszych postaci w historii mangi miał 68 lat.

Źródło fot. JIJI PRESS / AFP.

i

W wieku 68 lat zmarł Akira Toriyama, ojciec serii Dragon Ball. Jak informuje oficjalny kanał marki, mangaka odszedł z tego świata 1 marca wskutek krwiaka podtwardówkowego.

Pogrzeb odbył się z udziałem tylko najbliższej rodziny oraz nielicznych krewnych. Studio Bird oraz firma Capsule Corporation Tokyo (założona w zeszłym roku przez Akio Iyoku, redaktora od dekad związanego z DB) proszą fanów, by uszanowali „pragnienie spokoju” zmarłego i nie przesyłali żadnych kwiatów lub prezentów kondolencyjnych ani też nie odwiedzali lub nie próbowali przeprowadzać wywiadów z członkami rodziny.

Nie podjęto jeszcze żadnych postanowień w sprawie „spotkania upamiętniającego” autora.

Oficjalna informacja o śmierci Akira Toriyamy.Źródło: Dragon Ball / serwis X.

Akira Toriyama urodził się w 1955 roku, a jego debiut jako rysownika komiksowego w 1978 roku to jeden z najważniejszych momentów w historii mangi. Owszem, pierwsze dzieło, choć skądinąd popularne, było tylko kolejną z wielu mang ukazujących się w czasopiśmie Weekly Shonen Jump. Dopiero Dr. Slump z Aralką (1980-1984) ugruntował pozycję mangaki, ale i później nie wszystkie jego kreacje zyskały poklask.

O dziwo, niewątpliwie największe dzieło Japończyka nie od razu podbiło serca czytelników. Zresztą pierwsze rozdziały Dragon Ball mają niewiele wspólnego z tym, jak obecnie wygląda seria. Stąd przyszły różne zmiany, częściowo zainspirowane przez Kazuhiko Torishimę (ówczesnego edytora Toriyamy) oraz z doświadczeń z serią Dr. Slump. To przede wszystkim debiut Krillina (jako bohatera kontrastującego ze „zbyt prostym” Goku) oraz Turniej Sztuk Walki (czyli sławne Budokai Tenkaichi).

To od sagi związanej z tym turniejem Dragon Ball zaczął skupiać się na pojedynkach, które z czasem stały się podstawą serii zamiast – jak w Doktorze Slumpie – wszechobecnych gagów (przy czym te nigdy nie opuściły serii; dziś to wręcz stereotypowa formuła wszelkich „shonenów”, czyli mang dla młodzieńców).

Reszta jest historią: Dragon Ball to jedna z najlepiej sprzedających się mang wszech czasów, a przede wszystkim seria, która zainspirowała niezliczone rzesze twórców. Przygody Son Goku były i wciąż są wzorem dla wielu „shonenów”, wliczając w to Naruto oraz One Piece – absolutnie największy bestseller pośród japońskich komiksów, z ponad pół miliardem sprzedanych tomów (via CrunchyRoll). Autorzy obu tych mang – Masashi Kishimoto oraz Eiichiro Oda – powtórzyli to w komunikatach, w których wyrazili swój żal i podziękowali Toriyamie za jego pracę (via Anime Corner).

O nawiązaniach do DB nie ma nawet co pisać. Jeśli czytaliście / oglądaliście jakąkolwiek współczesną mangę / anime, najpewniej trafiliście na easter egga nawiązującego do Goku i spółki (a zapewne nie jednego). Zresztą do wpływu dzieł Toriyamy przyznają się też twórcy spoza Japonii (Steven Universe) lub branży komiksowej (Tekken, Mario). W końcu to on przyłożył rękę do powstania tak kultowych gier, jak Chrono Trigger oraz seria Dragon Quest.

O statusie Dragon Balla świadczy też fakt, że po prawie 40 latach (sic!) fani bynajmniej nie mają dość przygód Son Goku. Oczywiście narzekają na co gorsze dzieła na licencji lub odcinki najnowszej serii jako odrywanie kuponów od marki, a nawet starsze rozdziały i odcinki mają swoich krytyków.

Niemniej widać, że DB wciąż ma miejsce w sercach widzów – a także graczy. Dość zobaczyć, jakie zainteresowanie wzbudził powrót kultowej serii bijatyk (Sparking! ZERO jest obecnie jednym z tytułów najczęściej dodawanych do list życzeń na Steamie; via SteamDB).

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMOK zaprasza na 69. Ogólnopolski Konkurs Recytatorski
Następny artykułKierowca BMW dostał 4000 złotych mandatu i stracił prawo jazdy