A A+ A++

Dla Zacka Snydera nie jest to pierwszy tego typu przypadek, bo z podobnym zmagał się przy okazji jednego z jego poprzednich dzieł, jakim było “Sucker Punch”. Ten film także był mocno krytykowany i również doczekał się rozszerzonej wersji, gdy okazało się, że przedstawiciele Warner Bros. – wbrew oczekiwaniom twórców – poważnie okroili film, kastrując go z większości niezwykle istotnych elementów fabularnych. To dla twórców ogromny cios, bowiem często wybrakowane wersje pozostają w głowach widzów jako te właściwe i rzutują na niską ocenę samych reżyserów.

Historia kinematografii pokazuje zaś, że za tego typu decyzjami stoją często dziwaczne oceny fokusowe, niechęć do trudniejszych – z punktu widzenia marketingowego – rozwiązań, a nawet presja deadline’u i konieczność wypuszczenia filmu w określonym momencie. Oceny widzów w pierwszych tygodniach często wpływają na to czy film okazuje się kasowym sukcesem czy też porażką. Niewiele w tej materii zmienia wypuszczenie reżyserskiej wersji, która okazuje się znacznie lepsza niż pierwotny, słaby filmowy produkt.

Zebraliśmy dziesięć przypadków, w których wersje rozszerzone znacznie różniły się od tych wypuszczonych (lub takich, które miały zostać wypuszczone) przez dystrybutorów. O dziwo nie wszystkie z nich wydają się lepsze po dodaniu dodatkowego materiału. Lista ta z pewnością nie kończy tematu, bo powinny się na niej znaleźć takie produkcje jak choćby “Troja”, “Aleksander” Olivera Stone’a, “Star Trek: The Motion Picture”, Touch of Evil” Orsona Wellesa, a nawet niesławny “Daredevil” z Benem Affleckiem. Niektóre nie do końca udane obrazy nadal czekają na swoje wersje reżyserskie; należy tu wymienić przede wszystkim “Prometeusza” Ridleya Scotta. 

Dawno temu w Ameryce

Chyba największy rozdźwięk pomiędzy artystyczną wizją reżyserską a potrzebami dystrybutorów możemy zaobserwować na przykładzie dzieła Sergio Leone z 1984 roku. Mające swoją premierę w Cannes dzieło włoskiego mistrza trwało niemal cztery i pół godziny, a i tak było już okrojone, bo pierwsza wersja zakładała sześciogodzinny film pokazywany w dwóch częściach. Europejska wersja tego filmu została przycięta o około 40 minut, ale to nic w porównaniu z amerykańską. Tę bowiem skondensowano do zaledwie 139 minut co jak łatwo się domyśleć zakończyło się totalną katastrofą.

Z oczywistych względów cięcia doprowadziły do wielu dziur w fabule, która stała się kompletnie niezrozumiała dla postronnego widza. Szczęśliwie kilka lat po premierze amerykańska telewizja wyświetliła pełną, canneńską wersję filmu, a ta zachwyciła swoim bogactwem i oczywiście wywołała szeroką dyskusję na temat wszelkich przeciwności z jakimi muszą się zmagać, podczas tworzenia swych dzieł, filmowi wizjonerzy, do których z pewnością zalicza się Leone. 

Blade Runner

Dzieło Ridleya Scotta jest legendarne także ze względu na ilość wersji, które krążyły od 1982 roku, choć żartobliwie można dodać, że nie było ich wcale 2048. W latach 90-tych pojawiły się plotki o istnieniu Director’s Cut, problem jednak w tym, że nie przyznawał się do niej sam reżyser. Scott w 1992 roku pracował nad własną, ostateczną wersją filmu, ale mimo wielu poprawek nie był z niej do końca zadowolony i dopiero w 2007 roku pojawiło się coś pod czym sam mógł się podpisać. W porównaniu do pierwotnych wersji, których też było kilka, poprawiono parę błędów technicznych, a także zrezygnowano z wymuszonego przez wytwórnię szczęśliwego zakończenia.

Czas Apokalipsy

O realizacji wielkiego dzieła Francisa Forda Coppoli można by napisać duży artykuł prasowy, który zresztą powstałby zapewne na podstawie dokumentu “Hearts of Darkness: A Filmmaker’s Apocalypse”. Dość powiedzieć, że samo kręcenie zdjęć trwało aż 238 dni i było wyczerpujące dla wszystkich członków ekipy. Nic dziwnego, że w końcu pojawiły się także dłuższe wersje reżyserskie. Z taką można się obecnie zapoznać na Netflixie, bo słynne “Apocalypse Now: Redux” jest tam dostępne. Dokłada ono 49 minut dodatkowego materiału. Dodatkową wersją bootlegową jest trwające 289 minut “First Assembly”, które nie dostało jednak błogosławieństwa Coppoli i nie jest oficjalną wersją reżyserską. W kwietniu 2019 roku z okazji 40-lecia wyświetlania odbyła się premiera “Apocalypse Now Final Cut” na Festiwalu Tribeca. Obecna, preferowana przez twórcę wersja, trwa trzy godziny i trzy minuty. Wycięto z niej około 20 minut wersji Redux. 

Egzorcysta

Zwykło się uważać, że rozszerzone wersje są lepsze, bo wszelkie cięcia są utożsamiane z wrażymi działaniami wytwórni, która po prostu chce sformatować film na potrzeby przeciętnego widza. Czasami jednak zdarza się, że usunięty materiał wcale nie sprawia, że obraz jest lepszy i z takim przypadkiem mamy do czynienia przy “Egzorcyście” Williama Friedkina. Znakomity amerykański reżyser tworząc dzieło współpracował z autorem literackiej podstawy, Williamem Blatty’m, z którym dzieliły go jednak przekonania religijne.

Blatty był osobą głęboko wierzącą i próbował wymóc na Friedkinie bardziej optymistyczne zakończenie, które wyraźnie akcentowało by to, że demon przegrał rywalizację z ojcami Merrinem i Karrasem. Friedkin nie uległ jednak jego naciskom i przedziwna końcówka (szczególnie ostatnie zdanie), zaczynająca przyjaźń ojca Dyera i porucznika Kindermanna, będąca osią fabularną trzeciej części cyklu, wyreżyserowanej przez Blatty’ego, znalazła się dopiero w wersji  rozszerzonej. Tymczasem zakończenie kinowej wersji obrazu z 1973 roku jest powszechnie uznawane za zdecydowanie lepsze.

W reżyserskiej wersji można zobaczyć również scenę słynnego spaceru pająka opętanej Regan. Tę od początku w filmie chciał zobaczyć Blatty, ale nie zgodził się na nią Friedkin. Argumentował on bowiem, że pojawia się ona w filmie zdecydowanie zbyt wcześnie i kompletnie nie pasuje do budowania dramaturgii. Poza tym w latach 70-tych nie było jeszcze możliwości cyfrowego usunięcia całej konstrukcji, na której utrzymywała się wykonująca ten mocno specyficzny chód kaskaderka. Oczywiście kilka dekad później nie stanowiło to problemu i scena została dołączona do wersji reżyserskiej. Co ciekawe była ona wykorzystywana w wielu niskobudżetowych filmach od lat 70-tych m.in. w “Ruby” Curtisa Harringtona. 

Wodny Świat

Legendarny film Kevina Reynoldsa z Kevinem Costnerem w roli głównej jest do dziś wskazywany jako jedna z największych porażek w historii kinematografii, zawinionej głównie przez ogromny budżet, którego jednak nie widać w filmie, bo część drogich elementów scenograficznych po prostu zatonęła podczas huraganu. Pierwotnie film miał trwać blisko trzy godziny, ale ostatecznie zdecydowano o cięciach, za sprawą których skondensowano go do dwóch godzin. Ta wersja nie spotkała się z entuzjazmem widzów i krytyków, a sam film nie zarobił nawet połowy własnych kosztów. Dopiero rozszerzona wersja pokazała, że produkcja jest zdecydowanie lepsza niż pierwotnie sądzono i z całą pewnością nie jest tak kiepska jak się wydawała na początku. Można ją zatem nazwać najbardziej pechowym (podwójnie: ze względu na zatonięcie scenografii i skrócenie pierwotnej wersji) dziełem w historii. 

Królestwo Niebieskie

Wspólnego języka z przedstawicielami wytwórni znów nie potrafił znaleźć Ridley Scott, przy realizacji epickiego “Królestwa Niebieskiego”, opowiadającego o wyprawach krzyżowych. Obraz ten został przyjęty przez widzów z rezerwą i trudno się dziwić, bo jego oficjalna wersja sprawia wrażenie niepoukładanej, zwłaszcza jeśli chodzi o ekspozycję i motywacje głównego bohatera. Okazuje się, że nie jest to przypadek, bo przedstawiciele Foxa zdecydowali o wycięciu 45 minut filmu, a ten za ich sprawą stał się niemal kompletnie nieczytelny. Ridley Scott postanowił jednak zająć się sprawą i już pod koniec 2005 roku pojawiła się wersja Director’s Cut, która oddaje jego dziełu sprawiedliwość. Po seansie właściwej produkcji widać wszelkie braki wynikające z kastrowania obrazu z drobnych, ale w kontekście całości niezwykle ważnych elementów, bez których cała historia głównego bohatera, granego przez Orlando Blooma, zupełnie traci sens.

Superman II

A teraz coś bliższego filmowi Zacka Snydera. Podczas kręcenia filmu “Superman Returns” Bryana Singera, znaleziono nieznane wcześniej fragmenty (należące do Marlona Brando) drugiej części serii, która pod wieloma względami była ciekawa. Już w trakcie jej realizacji doszło bowiem do zmiany reżysera: Richarda Donnera zastąpił Richard Lester, który pozbył się dużej ilości materiału i zdaniem obserwatorów skupił bardziej na aspekcie komediowym, tworząc zupełnie inną wersję filmu. Opublikowana w 2006 roku wersja “Richard Donner Cut” przypadła do gustu fanów bardziej niż oficjalny film w reżyserii Lestera.  

Brazil

Arcydzieło Terry’ego Gilliama to przykład filmu, którego dwie dostępne na rynku wersje kompletnie różnią się od siebie. Sam reżyser za właściwą uznaje tą 142-minutową, która kończy się źle. Tę wersję pokazywano w Europie i taką dystrybuował 20 Century Fox. Rozpowszechnianiem obrazu w Stanach Zjednoczonych zajmował się jednak Universal, który dostrzegł, że fatalna w wydźwięku końcówka niezbyt dobrze sprawdzała się we wszelkich testach przedpremierowych. Szef wytwórni, Sid Sheinberg wymógł na twórcy zrobienie dodatkowej wersji optymistycznego zakończenie, a następnie sprawdzenie tego, które z nich zostanie lepiej przyjęte. 

Po długim okresie bez premiery Gilliam wykupił w Daily Variety całostronicową reklamę z pytaniem kiedy Universal ma zamiar wprowadzić film do kin, a dodatkowo w tajemnicy pokazał również własną wersję obrazu krytykom. Dzięki temu “Brazil” otrzymało nagrodę za najlepszy film, ufundowaną przez towarzystwo krytyków Los Angeles, kosztem m.in. innego filmu Universalu “Pożegnania z Afryką” i Sheinberg musiał się wycofać z planów premiery filmu we własnej wersji, ze szczęśliwym zakończeniem. “Brazil” to więc przykład produkcji, której reżyserską wersję znamy jako tę oficjalną. Drugą, zatytułowaną “Love Conquers All”, można zobaczyć na DVD wydanym w serii Criterion Collection. Powinna ona został opatrzona komentarzem: “Tylko dla odważnych!”.

Władca pierścieni

Reżyserskie wersje trylogii Petera Jacksona były potrzebne po to by oddać sprawiedliwość niektórym postaciom. Jedną z nich jest z pewnością Saruman, którego losów widzowie nie byli pewni i co ciekawe doprowadziło to do sporego konfliktu pomiędzy ekipą realizującą dzieło a Christopherem Lee, otwarcie wyrażającym swoją rezerwę wobec niego po premierze “Powrotu Króla”. Innym interesującym momentem wydaje się dodanie kilku scen z Boromirem, które wyjaśniają jego działania w końcówce pierwszej części filmu. Te są naturalnie oczywiste dla czytelników trylogii Tolkiena, ale nie dla tych, którzy znają tę historię z filmów Jacksona. Dobrze zatem się stało, że powstały wersje reżyserskie tych filmów. Tym samym pierwszy film wydłużył się o pół godziny, drugi o 47 minut, a trzeci o 51. 

Otchłań

Trwająca ponad dwie godziny produkcja Jamesa Camerona spotkała się z mieszanymi odczuciami widzów i krytyków, głównie ze względu na dziwaczne zakończenie, w którym ewidentnie czegoś brakowało. Okazało się to prawdą, gdyż twórcy znaleźli się w trudnej sytuacji w związku z planowaną na lato 1989 roku premierą. Zdecydowano się więc, by usunąć około 30 minut materiału, a także nie dopracowano samego zakończenia. Po wielkim sukcesie sequela do “Terminatora” Cameron przeznaczył 500000 dolarów na właściwą obróbkę swego poprzedniego filmu, która uwzględniała rozwiązania, wymagające więcej czasu, a twórcy nie mogli się ich podjąć mając nad sobą sztywny deadline. W wersji z 1992 roku poprawiono też większość technicznych usterek. O realizacji tego dzieła opowiada zresztą ciekawy film dokumentalny, który można zobaczyć na Youtube. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPoznań: Schronisko dla zwierząt wkrótce się przeprowadzi
Następny artykułPokazali swoje dobre, policyjne serca