A A+ A++

Wojna cywilizacyjna jest faktem! Pierwsze strzały w przenośni i dosłownie rozległy się pod Bastylią, szybko zastąpione świstem gilotyny, dla tych, dla których wolność, równość i braterstwo znaczyło coś innego niż dla Jakobinów. Owa skrwawiona wolność prosto spod gilotyny trafiła do dziewiętnastowiecznych myślicieli, odzianych w kapcie bogatego mieszczaństwa i w ideologiczną przekorę, którzy z jakąś zadziwiającą, diaboliczną  przewrotnością, postanowili stworzyć utopię mającą urzeczywistniać się przy pomocy takich potworów jak Stalin, Mao czy Pol pot, zamieniając wszystko w krwawą rzeczywistość, przewyższająca poczynania jakobińskich gilotynowców miliony razy.

Komunizm jednak przegra. Nie przekroczona została masa krytyczna. Więcej było bowiem ludzi dobrych i mądrych niśli komunistów. Jednak idea przebudowania świata w globalny kołchoz, w którym nic nie jest już takie jak być powinno, a to co znaliśmy i kochaliśmy odeszłoby wśród krwawego krzyku do jakiego doprowadzili świat globalni czekiści, idea ta przetrwała, ucharakteryzowana  w prawo  zwalniające człowieka z dotychczasowych zobowiązań wobec ojczyzny wiary i moralności. Owa maskirowka nazywana prawem do wolności miała osiągnąć to, czego nie udało się Robespierrowi, Stalinowi czy Mao – stworzyć ludzi wykastrowanych z człowieczeństwa, rządzonych przez bezwzględnych dyktatorów w imię odwiecznego zniewolenia, teraz w pełni rozwiniętego i silnego jak nigdy.

Rok 1968-my był rokiem próby generalnej, przygrywką do wielkiej inscenizacji, mającej zmienić świat. Komunizm przepoczwarzony w nową formę, przybrany hipisowskimi koralikami z pacyfą, będącą w rzeczywistości parafrazą odwróconego krzyża, komunizm wołający o wolną miłość wyszydzający dawne wartości i urągający religii katolickiej (o dziwo w ogóle nie dotykał judaizmu i buddyzmy, a nawet je afirmował) ponownie zaczął szerzyć jakobińsko- marksistowskie: wolność, równość i braterstwo, – hasła tym razem przystosowane do zachodniej, kawiorowej młodzieży, nigdy nie zaznajomionej z realnym, stalinowskim komunizmem, jego terrorem, gułagami i Łubianką. To właśnie ten nurt wywiódł ze swoich szeregów Cohn’a Bendit’a, Joschke Fischera, Guy’a Verhowstadt’a oraz wielu innych obecnych polityków zachodnich zainfekowanych komunizmem, z którego, jak się okazuje, nigdy nie zrezygnowali. Należy pamiętać, że z tej samej retorty wyszli także polscy politycy – Kuroń, Modzelewski, Geremek czy Michnik i cała opozycja doradczo-KORowska, a z nich z kolei Tusk, Schetyna, Budka, Trzaskowski i inni obecnie, najczęściej o POwskm rodowodzie.

Próbowałem zrozumiem ów fenomen oddania się w służbę neo komunizmowi, owej walki z tym, co zawsze było bliskie człowiekowi. Choćbym bardzo chciał to i tak nie mogę rozwikłać stosując tradycyjne parametry logiki przekazu, nakazującego rozregulowywać ten odwieczny mechanizm trzymający całą cywilizację w kupie. Owo rozkręcanie śrubek świata dotyczy religii będącej od zawsze spoiwem społeczeństwa, moralności budującej rodzinę i idei jako drogowskazu rozwoju. Jeśli już dojdziemy do tego, co owi neokomuniści chcą zrobić, pozostaje pytanie podstawowe i egzystencjalne: po co w jakim celu? Przecież nie chodzi o człowieka! Jak realny komunizm obchodził się z człowiekiem, wystarczy spojrzeć za Bug i dalej za Żółtą Rzekę. Jest jednak pewna rzecz lepsza i od seksu i pieniędzy mogąca dać zrozumienie przyczyn działania neokomunizmu, to władza – realna i absolutna, decydująca o życiu i śmierci nie jednego człowieka, ale całych narodów. I to jest główna przyczyna owej walki ideologicznej, zamieniającej się z zimnej w gorącą, główna ale nie jedyna. Bowiem czas demokracji, tej prawdziwej, wywodzącej się z greckich ideałów minął. Okazała się ona zawodna i niewydolna, powolna i bezproduktywna, rzecz jasna dla jej kontestatorów, dająca prawo głosu pogardzanym jednostkom (a tak jest i pogarda, bowiem demiurgowie gardzą pojedynczymi atomami, ich interesuje materia całych narodów), traktowanym przez nowych ideologów niemal jak zwierzęta, które można poddawać aborcji i eutanazji, nie martwiąc się o etykę. 

Ów neokomunistyczny i ultraliberalny porządek (kiedyś sądziłem, że nie da się połączyć obu przymiotników – myliłem się), o który walczą “nowe” elity ma dać oprócz przemożnego uczucia nieskrępowanej władzy także możliwość, w przekonaniu owych elit, lepszego zarządzania ludzkim stadem. W niepamięć odejdą wszelkie aspekty prawdziwej, bez przymiotnikowej demokracji.Zostanie ona zastąpiona przez sterowane odgórnie zamienniki, zależne bezdyskusyjnie i jednoznacznie od swoich mocodawców. Tak jak rada komisarzy ludowych zastępowała władzę ludu, albo współcześnie, lewaccy parlamentarzyści są głosem, także tej nie lewackiej części Europy. Zatomizowane, pozbawione dotychczasowych atrybutów w postaci politycznych przekonań, patriotycznych odwołań i moralnych oporów oraz religijnych drogowskazów, społeczeństwa przypominać będą stada owiec prowadzone do ubojni (tu kłania się depopulacja -mniejszym lepiej się zarządza). Wszystko w imię poczucia władzy absolutnej nowej elity, która gdy tylko osiągnie swój cel neokomunizm przekształci w narzędzie nowego ucisku tak wielkiego jakiego nie znał świat i na skalę równie niespotykaną. Odwieczny problem władzy zostanie wreszcie rozwiązany, w ten sposób, że już zawsze pozostanie ona w rękach syndykatu polityczno-biznesowego tym różniącego się od podobnych, już istniejących tworów, że posiadającego niewyobrażalną i nieskrępowaną niczym władzę i dzięki nowej jakości terrorowi ideologiczno-socjalnemu, wspieranemu rozwiniętą technologią, niemożliwemu do obalenia.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWszedł do sklepu w wkrótce już został zatrzymany przez policję
Następny artykułMinister odpowiada na zarzuty opozycji