A A+ A++

Oto nasz subiektywny ranking politycznych przegranych i zwycięzców 2020 roku.

Jego jedynym sukcesem był wybór na przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Pierwsza kampania prezydencka popieranej przez niego od samego początku Małgorzaty Kidawy-Błońskiej skończyła się niepowodzeniem i koniecznością zmiany kandydata. W drugiej kampanii był – na wyraźne życzenie Rafała Trzaskowskiego – praktycznie niewidoczny. Po wyborach prezydenckich Platforma wciąż nie zdążyła wystartować z żadnym nowym przekazem, a jej lider nie nabrał wagi pierwszoligowego polityka.

Fot.: Rafał Guz / PAP

Mateusz Morawiecki

Przegrał głównie z pandemią, z którą przynajmniej dwukrotnie we własnym mniemaniu wygrał. Przegrał też swoją przyszłość w polityce. Miał zostać wiceprezesem PiS, ale na razie ta decyzja została przesunięta w czasie. Musiał pogodzić się z tym, że Kaczyńskiego tak bardzo zirytowały jego wojenki ze Zbigniewem Ziobro, że wpakował mu się na tylne siedzenie (czyli na stanowisko wicepremiera), skąd wpływa na całą politykę rządu.

Od kilku tygodni coraz częściej powtarzane są także plotki o tym, że będzie musiał pożegnać się ze stanowiskiem. Premier miał szansę ten trudny rok wykorzystać, żeby udowodnić przede wszystkim, że jest podmiotem politycznym, a nie tylko narzędziem w rękach Jarosława Kaczyńskiego. Trudne czasy wymagają twardych polityków, a Mateusza Morawieckiego zapamiętamy głównie z wręczania kartonowych czeków w kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy.

Fot.: Adam Chełstowski / Forum

Łukasz Szumowski

Chyba największy przegrany tego roku. Zaczął od zimowych ferii we Włoszech, skończył na wakacjach w Hiszpanii. Od wyśmiewania maseczek, do dziwnych zawirowań z koronawirusem, którego przechodził dwukrotnie w ciągu miesiąca. Od najbardziej zapracowanego ministra rządu z najbardziej podkrążonymi oczami, do posła, który nie odzywa się na żaden temat.

W międzyczasie było kompletne nieprzygotowanie Polski do pierwszej fali pandemii, kupno respiratorów od samego diabła, którym okazał się handlarz bronią i interesy z zaprzyjaźnionym instruktorem narciarstwa. Odszedł przekonując, że zostawia kraj gotowy do drugiej fali pandemii. Jego plan zawierał 6 stron bardzo ogólnych zaleceń sprowadzających się do zachowania dystansu, noszenia maseczek i mycia rąk.

Fot.: Łukasz Dejnarowicz / Forum

Rafał Trzaskowski

Wygrał, ale przegrał. Prawie wygrał wybory prezydenckie i prawie został liderem całej opozycji. „Prawie” czyni wielką różnicę. Po dwóch miesiącach bardzo dziwnej – bo prowadzonej w czasie pierwszej fali pandemii – kampanii, zastąpił w wyścigu do prezydentury Małgorzatę Kidawę-Błońską. Jego własna kampania trwała niespełna półtora miesiąca i zakończyła się przegraną w wyborach prezydenckich. Chociaż trzeba przyznać, że walka była bardzo nierówna i na Andrzeja Dudę grały też trybuny i sędzia, a TVP nie przestawała opowiadać, że Trzaskowski to w sumie mason, stypendysta Sorosa i człowiek Tuska. Nie zabrakło oskarżania go o zbrodnie takie jak kupienie dżemu w rocznicę Bitwy Warszawskiej czy znajomość francuskiego.

Ale to nie przegrana w wyborach jest największą porażką prezydenta Warszawy. W wieczór po drugiej turze jego ludzie i sam kandydat powtarzali, że ma niespotykane społeczne poparcie i obudził energię Polaków. Od początku było jasne, że 10 milionów głosów oddane na niego w II turze wyborów prezydenckich to głosy „przeciwko” Andrzejowi Dudzie, czyli głosy wszystkich wyborców opozycji. Jednak zwolennicy Trzaskowskiego uważali, że można je wszystkie zagospodarować: przejąć i przyciągnąć do lidera, a być może także do partii, na dłużej.

Rafał Trzaskowski po pierwszej zapowiedzi, że zbuduje wielki ruch społeczny, nagle stracił rozpęd. Zamiast od razu ruszyć do pracy i pokazać, że nic się nie kończy – pojechał na wakacje. Potem, kiedy już miał startować z nową społeczną propozycją, przeszkodziła awaria oczyszczalni Czajka. W końcu, kiedy już udało mu się zebrać, nikt właściwie nie pamiętał po co ten ruch i co ma na celu. W dodatku w jego macierzystej partii podniosło się sporo głosów, że to niezrozumiała konkurencja dla PO. Jedyne co jego Wspólna Polska na razie zrobiła to wystartowała.

Fot.: MACIEJ GOCLON / Forum

Zbigniew Ziobro

Minister sprawiedliwości i lider Solidarnej Polski dwa razy poszedł na zwarcie z Jarosławem Kaczyńskim i dwa razy przegrał. Rok swoich 50. urodzin Zbigniew Ziobro postanowił wykorzystać, żeby udowodnić, że tylko on może zastąpić Jarosława Kaczyńskiego w roli lidera prawicy. Udowodnił tylko tyle, że bardziej od utraty twarzy boi się utraty miejsc w spółkach Skarbu Państwa.

Za pierwszym razem Jarosław Kaczyński po prostu powiedział: „nie to nie, koalicji nie ma i radźcie sobie, panowie”. Od razu koalicjanci zrobili się bardziej chętni do współpracy i zawarcia kolejnej umowy koalicyjnej. W dodatku Ziobro musiał pogodzić się z utratą jednego resortu i nadzorem Jarosława Kaczyńskiego nad swoim dotychczasowym dominium. I chociaż jego ludzie nieustannie piszą narrację o tym, że prawdziwym przegranym jest tu Mateusz Morawiecki prawda jest taka, że obaj panowie są teraz na celowniku szefa.

Drugie starcie było dla Ziobry jeszcze trudniejsze. Jego żołnierze używając hasła „weto albo śmierć” wepchnęli na minę całą Solidarną Polskę z liderem na czele. Weta nie było, premier zgodził się na konkluzje do rozporządzenia, które nie zmieniają clue, czyli uzależnienia wypłat z UE od przestrzegania praworządności. Ziobro musiał uznać, że nie jest gotowy na polityczną śmierć i jedyne, co mu pozostaje to wyrażać niezadowolenie.

COŚ POSZŁO NIE TAK

Fot.: Onet / BRAK

Krzysztof Bosak

Jeden z liderów Konfederacji miał bardzo udany początek roku. Oczywiście mowa o politycznym początku roku, chociaż prywatnie w lutym wziął ślub. Kampania wystartowała w marcu i Krzysztof Bosak okazał się może nie czarnym koniem, ale na pewno bardzo dobrze zapowiadającym się kłusakiem. Jego wynik potwierdził, że wejście Konfederacji do Sejmu nie było wypadkiem przy pracy, a sama kampania była po prostu dobra i dopasowana do wyborców Bosaka.

Konfederacja zresztą pokazała się też jako merytoryczna opozycja w Sejmie, z której poglądami i programem można oczywiście się nie zgadzać, ale trzeba zauważyć, że jest chyba najbardziej legalistyczną w tej chwili partią w polskim parlamencie.

Potem jednak coś się zepsuło. 11 listopada, który zawsze jest marszem triumfu środowisk narodowych i nacjonalistycznych, tym razem zamienił się w regularną bitwę z policją. Orzeczenie TK w sprawie ustawy antyaborcyjnej przyniosło wzrosty Hołowni, a nie radykałom z jednej i drugiej strony sceny politycznej. To co mogło być potencjalnymi, kolejnymi sukcesami Konfederacji i samego Bosaka – rozmyło się.

Fot.: Radek Pietruszka / PAP

Andrzej Duda

Wygraną w wyborach prezydenckich należy oczywiście zaliczyć do sukcesów, ale poza tym Andrzej Duda nie zrobił niczego wyjątkowego. Mógłby mieć jeszcze jeden sukces, gdyby wyciągi narciarskie jednak pozostały otwarte na czas zimowych ferii, ale niestety rząd nie poszedł w tej sprawie prezydentowi na rękę.

Od wyborów głowa państwa właściwie jest nieobecna. Cały potencjał polityczny jaki prezydent mógł zgromadzić i zbudować po kampanii gdzieś się rozmył. Podjął jedną próbę wejścia do gry przy okazji orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy antyaborcyjnej i złożył swój projekt, ale już wiadomo, że dla tego pomysłu nie ma większości nawet we własnym środowisku politycznym. Zatem zapewne znowu PiS dyskretnie wsadzi pomysł prezydenta do niszczarki i tak się skończy samodzielność Andrzeja Dudy.

W tym roku prezydent zaliczył także jedną z najbardziej dotkliwych porażek: po raz trzeci przegrał z Jackiem Kurskim. Publicznie i bardzo ostro zażądał jego dymisji ze stanowiska szefa TVP. Ten w bardzo dziwnej procedurze oddał się do dyspozycji prezydenta, prezesa i partii. Przez chwilę nawet prezesem TVP nie był, ale prawie natychmiast został doradcą zarządu po czym wrócił na swój dawny fotel. Jednym z ulubionych powiedzeń prezesa Kaczyńskiego jest „cnotę stracić, rubelka nie zarobić”. Dokładnie to przydarzyło się prezydentowi Dudzie.

Fot.: Maciej Kulczyński/PAP / PAP

Władysław Kosiniak-Kamysz

Lider PSL przez miesiąc był liderem całej opozycji, ale jego gwiazda paliła się jasno, krótko i niezbyt wysoko. Kiedy Małgorzata Kidawa-Błońska zaapelowała do swoich wyborców o bojkot wyborów prezydenckich 10 maja, nagle na drugą pozycję w wyścigu wskoczył prezes ludowców. Ale szczęście partii trwało tylko do momentu, kiedy Platforma wymieniła kandydata. Władysław Kosiniak-Kamysz zaliczył bardzo bolesny upadek. 2,36 proc. głosów to trzy razy mniej niż Krzysztof Bosak.

Trudno było wyjaśnić, jak to się stało – chociaż wybory prezydenckie dla PSL zawsze są trudne, to jednak wielu miało nadzieję, że tym razem uda się dostać przynajmniej tyle, ile w wyborach do Sejmu. Nie udało się.

W dodatku raptem rok po wyborach rozpadła się Koalicji Polska. Paweł Kukiz został wyrzucony z klubu, a jego posłowie są teraz posłami niezrzeszonymi. W dodatku, jak głoszą sejmowe plotki, coraz trudniejsza jest sytuacja lidera w samej partii i coraz częściej słychać głosy, że chyba czas na zmianę.

WYGRANI

prof. Jerzy Buzek Fot.: Radek Pietruszka / PAP

Jerzy Buzek

Były premier i były szef Parlamentu Europejskiego został uznany przez „The Parliament Magazine” za najlepszego europosła. Nie najlepszego europosła z Polski, tylko po prostu najlepszego. W dodatku w kategorii ponadbranżowej (był zgłoszony także w kategorii europosłów zajmujących się energetyką). Zdaniem jurorów Buzek ucieleśnia wartości europejskie, takie jak szacunek czy szukanie kompromisu. W tym roku był jedynym nominowanym Polakiem.

Jerzy Buzek jest europosłem ze Śląska od 16 lat. W zeszłym roku zdobył ponad 420 tysięcy głosów, co dało mu drugi wynik w kraju po byłej premier Beacie Szydło.

Fot.: Mateusz Włodarczyk / Forum

Michał Dworczyk

Chociaż szef Kancelarii Premiera w rankingu zaufania wciąż zajmuje jedno z ostatnich miejsc – w tym roku zaczął budować, a raczej umacniać, pozycję lidera młodego pokolenia prawicy. Jest człowiekiem do zadań specjalnych. Jest tym, kogo najchętniej zapraszają media. To on był organizatorem dużych propagandowych przedsięwzięć: Szpitala Narodowego oraz akcji logistycznej związanej ze szczepieniami.

Powoli, bez specjalnego rozgłosu i wpychania się na pierwszą linię, buduje nie tylko swoje środowisko polityczne wewnątrz Zjednoczonej Prawicy, ale – nie biorąc udziału w codziennej walce między Morawieckim a Ziobrą – zdobywa zaufanie prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Nie zostanie premierem w miejsce Morawieckiego, ale za trzy lata po kolejnych wyborach będzie bardzo poważnym graczem po prawej stronie sceny politycznej.

Fot.: Radek Pietruszka / PAP

Jarosław Gowin

Znalazł sposób, by wyjść z politycznej próżni. Piąty rok piastował stanowisko wicepremiera, ale tak naprawdę do kwietnia to nic nie znaczyło. Ten rok udowodnił, że lider Porozumienia znacznie lepiej rozumie politykę (i grę, do której usiadł z Jarosławem Kaczyńskim), niż Zbigniew Ziobro.

Gowin w kwietniu postawił wszystko na jedną kartę: zapowiedział, że nie zgadza się na wybory 10 maja. Mimo prób buntu we własnych szeregach, nacisków na jego posłów, a nawet szantaży ze strony Prawa i Sprawiedliwości – wytrzymał ciśnienie i postawił Jarosława Kaczyńskiego pod ścianą. Prezes PiS musiał ustąpić. Pierwszy raz. Przez chwilę wydawało się, że to koniec rządu w tym składzie i że Kaczyński zrobi wszystko, żeby pozbyć się Gowina. Ale okazało się, że prezes PiS po prostu nie ma ruchu. Zwłaszcza, że większe problemy zaczął stwarzać Zbigniew Ziobro.

Co prawda w trakcie rekonstrukcji Gowin musiał zrzucić z sań Jadwigę Emilewicz, byłą minister rozwoju, ale to nie on na tym przegrał. To pani minister znika ze sceny równie szybko, jak się na niej pojawiła.

Drugi raz, kiedy Gowin poszedł wbrew narracji PiS i Solidarnej Polski też okazał się strzałem w dziesiątkę. To wicepremier zaczął przekonywać, że z Unią trzeba negocjować, a nie stawiać sprawę na ostrzu noża. Okazało się, że miał rację. Po tym roku Gowina nie można już ignorować. W PiS ucichły żarty o jego kręgosłupie, a opozycja chętnie skusiłaby go i przeciągnęła na swoją stronę, bo – w przeciwieństwie do Solidarnej Polski – Gowin, zajmując miejsce po konserwatywnej stronie centrum, otwiera sobie wiele możliwości na przyszłe koalicje i rozmowy.

Dziennikarz Szymon Hołownia podczas spotkania “Dlaczego i po co?”, Fot.: Adam Warżawa / PAP

Szymon Hołownia

Wygrał, bo niewiele zrobił. Szymon Hołownia jest typowym kandydatem „zamiast”.

Dla wyborców znudzonych Platformą jest zamiast Budki, a dla wyborców zniechęconych do PiS jest zamiast Kaczyńskiego. Jego dobry wynik w wyborach prezydenckich dał od razu możliwość budowania czegoś na przyszłość. W dodatku, w przeciwieństwie do Rafała Trzaskowskiego, budował swój ruch od paru miesięcy, więc był kilka długości do przodu.

Dość nieoczekiwanie to on zarobił najwięcej na protestach związanych z orzeczeniem Trybunału w sprawie ustawy antyaborcyjnej. I chociaż to nie dziwi – gdy przeanalizować zachowania wyborcze i preferencje Polaków – i tak było zaskoczeniem dla lewicy. Hołownia zyskał, bo mówi to, co chcą usłyszeć wyborcy – a jednocześnie nie ma bagażu Platformy. Konserwatywno-liberalny prawicowo-centrowy elektorat PiS po prostu uznał, że orzeczenie TK to krok w złym kierunku i przeniósł swoje sympatie na najbliższą w stronę centrum formację. Padło na Hołownię. Polska 2050 idzie do przodu, bo jej lider niczego na razie nie zepsuł.

Fot.: Wojciech Stróżyk / East News

Strajk Kobiet

To jedyna organizacja w tym zestawieniu, ponieważ trudno powiedzieć, że jego najbardziej znane liderki wygrały. Strajk natomiast uświadomił rządowi, że sprawa aborcji to nie jest spór historyczny sprzed 30 lat, ani sprawa nad którą można przejść do porządku dziennego.

Chociaż od ponad dwóch miesięcy nie wydrukowano orzeczenia i wiele szpitali trwa w zawieszeniu – demonstracje Strajku Kobiet i wyprowadzenie tysięcy ludzi na ulicę nie pozostaną bez wpływu na wynik następnych wyborów.

Po drodze popełniono wiele błędów, postawiono absurdalne żądania i ultimata, ale bilans jest na plus. Polki w miastach, miasteczkach, a nawet wsiach stanęły razem, by bronić swoich praw. Strajk obudził w ludziach bunt. A ten bywa początkiem zmian.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułFajerwerki, amunicja i dezodoranty – zakazane przedmioty w paczkach
Następny artykułDodatkowe 500 miejsc dla przedszkolaków w Lubuskim