A A+ A++

Andrzej Gryżewski: Pokolenie obecnych 40-50-latków łatwiej wchodziło w relacje. Może dlatego, że kiedy sami byli dziećmi i nastolatkami, spędzali więcej czasu ze swoimi rówieśnikami, na placach zabaw i podwórkach. To tam uczyli się nawiązywać znajomości, rozmawiać, ale także asertywności, tego, czym jest dotyk, kłótnia, wspólna zabawa… Dodatkowo bujne życie rodzinne, te wszystkie, biesiady, wspólnie spędzane obiady, imieniny u cioci, tylko to wzmacniało. Mówiąc kolokwialnie: oni nauczyli się być wśród ludzi. My psychoterapeuci, powiedzielibyśmy, że nauczyli się umiejętności miękkich, które są niezwykle istotne do nawiązywania i podtrzymywania znajomości. A z tym ogromny kłopot mają dzisiejsi 20-30 latkowie.

Dlaczego?

– Rozwój internetu i mediów społecznościowych w ciągu ostatnich kilkunastu lat miał gigantyczny wpływ na pokolenie dzisiejszych 20-30 latków. Jako dzieci i nastolatkowie spędzali większość czasu w domu przed komputerem czy smartfonem. Gdzie poza szkołą mieli zdobywać umiejętności rozmowy, small toku?

Często słyszę od młodych singli, że randki na żywo stają się coraz większym problemem. Ludzie nie potrafią utrzymać w miarę swobodnej konwersacji przez pół godziny, nie umieją patrzeć w oczy, czują się zagubieni bez dodatkowych ikonek, emotikonów, myślą hasztagami… Komunikacja w sieci różni się od realnej.

Kiedyś to lokalny trzepak był naszym Facebookiem. Tam nawiązywało się kontakty, znajomości, wymieniało informacje, uczyło bliskości, intymności.

Dzisiaj od moich młodszych pacjentów słyszę, że doskwiera im samotność, ale czują jakby mieli splątane ręce. Chcą coś zrobić, otworzyć się na drugą osobę, ale są tak kanciaści, niezdarni, zagubieni… Nie umieją zbudować relacji, okazać czułości, pożądania…

Jak to? Przecież jest tyle aplikacji, które ułatwiają nawiązywanie znajomości albo ułatwiają szybki seks?

– Z perspektywy mojego gabinetu widzę różnicę w podejściu do seksu, jakie mają 20-30-latkowie od pokolenie starszego od nich. Ci drudzy wiedzą, że seks polega na czułości, bliskości, grze wstępnej. Młodsi, wychowani na wszechdostępnej pornografii, w sypialni kopiują to, co widzieli na filmach: skreślają grę wstępną, uprawiają akrobatykę seksualną… Jakby nie zdawali siebie sprawy, że pornografia to fikcja w stanie czystym.

Dlaczego randki w epoce Tindera są tak mało skuteczne?

– Bo przypominają skok do wody „na bombę” z kilkunastometrowej wieży! Tinder to życie instant. Fajnie się o nim opowiada, śledzi w komórce, ale w życiu to nie działa. Dzisiaj się poznajemy w sieci i jutro się spotykamy na seks. Brzmi bosko, ale 80 proc. mężczyzn nie jest gotowa do seksu na zawołanie! Pojawia się u nich lęk zadaniowy, że trzeba sprostać oczekiwaniom partnerki i temu, co się widziało na filmach pornograficznych. Że trzeba zrzucić ubranie i rozpocząć bez pieszczot kilkudziesięciominutową penetrację, czy utrzymać członek we wzwodzie przez cały czas akcji. I partnerkę doprowadzić kilka razy do orgazmu – według mężczyzn to podstawa. Ale chwila, moment. Bez zbudowania poczucia bezpieczeństwa i zaufania – nic się nie wydarzy. Tak działają roboty, ale nie ludzie. Efekt jest taki, że większość mężczyzn ma zaburzenia erekcji przy próbie seksu z nową partnerką. Oczywiście biczują się za to surowo.

A kobiety czym się frustrują?

– Nakładają na siebie obowiązek przeżycia tych kilku szybkich i powalających orgazmów, choć znają siebie i wiedzą, że zwykle dochodzą wolno i nie przy nowym partnerze. To reguła, a nie – jak stereotypowo myślą pacjenci – wyjątek. Na dodatek mają poczucie, że muszą być superekspresyjne, kiedy czują rozkosz. Efekt jest taki, że moje pacjentki mówią, że w 90 proc. na takich „randkach” udają orgazmy, żeby nie było parterowi przykro, a one same nie wyszły na oziębłe. Przecież chcą się pokazać jako super kocice. Kłamią na potęgę. Co ciekawe, w stałych związkach kobiety w 60 proc. udają orgazmy, a wszyscy moi pacjenci mówią, że akurat ich partnerki nie udają. Mężczyźni nie są mistrzami w czytaniu subtelnej mowy kobiecego ciała (śmiech).

Poza tym kobiety stały się niewolnicami Instagrama, gdzie świat jest nie mniej wykreowany niż w pornografii. Te wszystkie ciała ułożone w odpowiednich pozach, oświetleniu, podrasowane przez filtry, wyselekcjonowane jedno zdjęcie z kilkudziesięciu podobnych… Idąc do łóżka z dopiero co poznanym mężczyzną młoda kobieta zabiera ze sobą te wszystkie porównania do pięknych modelek, które widziała na Instagramie. I którym w większości oczywiście nie dorównuje. Zaczyna ustawiać się tak, żeby nie pokazać cellulitu na udach, oponki na brzuchu, pieprzyka na piersi… Traci poczucie pewności siebie i wartości. Całą uwagę koncentruje na tym, by dobrze wypaść, a nie na tym by wczuć się w podniecenie, w erotyzm chwili i zaczyna gubić radosne przeżywanie seksu… Zaczyna się jakaś akrobatyka, teatr, w którym nie ma miejsce na bliskość, a tym bardziej na rozkosz.

Tinder całkowicie zmienił relacje między ludźmi?

– Zamiast chodzić na randki i sprawdzać czy z kimś się dobrze czuje, ludzie zaczynają traktować innych jak towary w supermarkecie. Ktoś nam się spodobał, miło się z nim koresponduje, ale trudno przerwać poszukiwania. Wydaje się, że na następnej stronie będzie ktoś jeszcze bardziej atrakcyjny, jeszcze lepsza okazja, ktoś kto da nam jeszcze więcej szczęścia. To taki sklep z kochankami, tyle że otwarty 24 godziny na dobę i uzależniający tak samo jak inne używki.

Dużo profili oglądamy, ale mało z tego buduje się związków?

– Tinder i media społecznościowe zepsuły kulturę randek, a więc dobierania się w pary. Jeśli dzisiaj młoda osoba poznaje kogoś na randce, wystawia mu w głowie ocenę, np. 7/10. Ale natychmiast włącza się „syndrom supermarketu”. A może na następnej randce poznam kogoś 8/10, albo nawet 10/10. Tak jak może w następnym sklepie znajdę sukienkę, w której jeszcze lepiej będę wyglądała, albo spodnie które będą świetnie na mnie leżały…

Kiedyś na kilku randkach można było poznać lepiej daną osobę. Zacząć od średniego wrażenia, a po kilku spotkaniach albo się rozczarować albo odwrotnie, zobaczyć że jest coraz lepiej. Dzisiaj pacjenci opowiadają, że jest coraz więcej jednorazowych randek. Sami siebie określają „mistrzami pierwszej kawy” (śmiech). Jeśli widzą jakąś „rysę” na charakterze czy w wyglądzie, wystarczy jakieś niewłaściwe zdanie i nie dają drugiej szansy. Szukają dalej. Miałem pacjenta-singla, który w ostatnich dwóch latach wypił chyba 80 kaw z poznanymi na Tinderze kobietami i z żadną się nie związał. No nie wierzę, że wśród nich nie było co najmniej kliku bardzo fajnych kobiet.

To co się stało?

– Ciągle liczył na więcej, na kogoś jeszcze bardziej atrakcyjnego. Poza tym media społecznościowe ułatwiają dzisiaj kończenie znajomości. Nawet nie musisz z kimś rozmawiać. Po prostu po spotkaniu blokujesz kogoś na odpowiednim portalu i w ten sposób druga osoba dowiaduje się o końcu relacji. Zostaje z poczuciem wadliwości, byciem gorszym, że coś z nim jest nie tak, że nie można ich pokochać… A jeśli zostaliśmy w ten sposób spławieni, to rośnie prawdopodobieństwo, że kogoś też tak potraktujemy. Tak się tworzą Niekochalni.

A może singlom pomaga ekonomia? Zarabiają coraz lepiej i nie muszą wchodzić w związki, żeby podzielić z kimś czynsz, kredyt…

– To prawda, w wielu przypadkach odpadły powody ekonomiczne. Ostatnio przychodzą do mnie kobiety w wieku 39 lat i mówią, że chcą zrobić sobie prezent na 40-tkę: wreszcie być z kimś w związku, zamieszkać, mieć seks… To nie są single z wyboru, oni nie mają narzędzi do budowania relacji, mają poczucie wadliwości. Choć wielu ich znajomym wydaje się, że są to osoby spełnione. Ba, oni taką fasadową historię też prezentują światu. Nawet z niezłym skutkiem, bo świat to kupuje.

Jakiś czas temu otwarto sieć salonów, w których można wykupić usługę przytulania się do obcej osoby. Najwięcej gości jest wśród 30-latków.

– Miałem kilku pacjentów, którzy korzystali z tych usług. I w pełni rozumiem ich bezradność: to pokolenie nie miało gdzie oswoić się z dotykiem. Relacje w internecie odcinają od takich doświadczeń. Dzisiejsi 30-latkowie są pod tym względem dzikusami.

Mało tego, od kilku pacjentów słyszałem, że w Japonii działa sieć kawiarń, w których poza jedzeniem można wybrać z menu usługi, jakie świadczy kelnerka, np. że ma się uśmiechnąć, dotknąć naszej dłoni, włosów, rozpiąć bluzkę, pokazać piersi, pocałować… Dla mnie to było zaskoczenie, że płaci się za coś tak podstawowego jak pogłaskanie po włosach.

Ostatnio do mojego gabinetu trafiło kilka prostytutek, które żaliły się, że coraz więcej ich klientów (około 40 procent) płaci im nie za seks, ale za rozmowę, żeby się wygadać o pracy, kłopotach z rodzicami… Jak duży musi być lęk przed bliskością, żeby iść do prostytutki i płacić jej za rozmowę.

Media społecznościowe to wielkie targowisko próżności. Może na randce w kawiarni trudniej o skuteczną autokreację?

– Kiedy dwie osoby się spotykają na randce, powinny wejść w dialog: opowiadają o sobie, są ciekawi drugiej osoby, wymieniają się doświadczeniami, obserwują siebie… Tymczasem w gabinecie słyszę, że randki wyglądają jak korporacyjna rozmowa kwalifikacyjna. Singiel nie jest ciekawy, z jakim człowiekiem się spotkał. On cały czas jest skupiony, żeby jak najlepiej się zaprezentować. Najważniejsze to tak poprowadzić rozmowę, żeby okazało się, że jest tak zajęty, rozchwytywany, że ledwo znalazł czas na to spotkanie.

Ale kiedyś też tak było.

– Nie w aż takim natężeniu. Przez 15 lat mojej pracy zawodowej z uwagą śledzę, jak się zmienia seksualność Polaków. Instagram doprowadził do absurdu strategię autokreacji. Tam nie pokazujemy, że jesteśmy smutni czy mamy problem. Jeden z moich pacjentów opowiadał, że ma ponad 1000 osób znajomych na FB. Ale nie może napisać wprost: „Słuchajcie, nie wiem co robić w weekend. Może ktoś chce ze mną się spotkać, pojechać na rowery?”. To by znaczyło, że ma jakiś problem, jest loserem, że nie jest rozchwytywany.

Według badań dzisiejsi 20-latkowie mają bardzo kiepską samoocenę: nie są zadowoleni ze swoich ciał, nie wierzą w przyjaźnie i więzi rodzinne… Jak mają tworzyć związki?

– Dlatego budują często substytuty tych związków. Niektórzy godzinami oglądają pornografię. Inni godzinami korespondują na komunikatorach z osobami, które znają tylko wirtualnie. Jeszcze inni uciekają w świat gier online. Ale jest też spora grupa, która wchodzi w relacje z osobami, z którymi nie można z definicji tworzyć pełnoprawnego związku: z żonatymi facetami albo mężatkami, z uzależnionymi… Zapędzają się w lata i ślepą uliczkę. Wiedzą, że to bliskość tylko na jedną nogę, ale lecą, jak ćma do światła. Cierpią, ale też mają komfort, że pozornie mogą się z takiego związku szybko wypisać.

Substytutem związku może być też pornografia?

– Oczywiście! Widzę, że staje się to coraz częstsze. Jest więcej osób, które całymi godzinami oglądają takie treści, masturbują się i wpadają w pułapkę. Najpierw wydaje im się, że nie potrzebują związku, a potem już nie potrafią go zbudować.

Na pornografię stawiają też mężczyźni, którzy mają konsumpcyjne podejście do życia, przeliczają wszystko na czas i pieniądze. Z wewnętrznych wyliczeń wychodzi im, że szybciej i taniej zaspokoją się pornografią. Wystarczy kwadrans. A jest powiedzenie, że żeby doszło w nocy do seksu, trzeba zacząć grę wstępną już od śniadania. Warto być w ciągu dnia czułym, uważnym, pójść do kina, na kolację, zaproponować pocałunki i pieszczoty… Realne życie i seks to nieustanne inwestowanie czasu i uwagi w drugą osobę, bez żadnej gwarancji, że to się zwróci. A dzisiaj ludzie chcą natychmiastowej gratyfikacji!

15 lat prowadzi pan psychoterapię. Młodzi ludzie uprawiają więcej seksu czy mniej?

– Zdecydowanie mniej. Nie mówię już o singlach, bo wbrew stereotypowym opiniom ci mają najmniej udany seks. Teraz pary już po kilku latach stwierdzają, że lepiej się wyśpią jak położą się w oddzielnych łóżkach. Coraz więcej osób wstydzi się rozebrać przy partnerze. W Japonii już 49 proc. osób w stałych związkach nie sypia ze sobą. Mam nadzieję, że w Polsce nie wygra lęk przed bliskością i nie ziści się podobny scenariusz. Dlatego uważam, że dla odważnych ludzi napisałem książkę „Niekochalni”, bo życie zaczyna się tam, gdzie kończy się lęk.

Andrzej Gryżewski – psycholog, seksuolog, wydał m.in. książki „Macho. Instrukcja obsługi”, „Sztuka obsługi penisa”, a ostatnio z Sylwią Sitkowską „Niekochalni. Lęk przed bliskością”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJustyna Kowalczyk-Tekieli wyszła za mąż
Następny artykułPolicja Ciechanów: Ciechanowscy policjanci zabezpieczyli ponad 17000 sztuk papierosów