Szara naga jama. I kilka rur wychodzących z betonu. Tyle zostało po szalecie za ponad 430 tysięcy złotych, który jeszcze w poniedziałek (12 czerwca) stał na białostockich Plantach.
Mieliśmy szalet. Piękny, błyszczący. Może nie w kształcie bramy triumfalnej – jak piec z wiersza Białoszewskiego – ale w formie prostopadłościanu. Mieliśmy szalet, z którego nikt nigdy nie skorzystał. Popsuty. Niezdatny do użytku. Nieodebrany i porzucony. Słynny na Polskę. Stał sobie w cieniu drzew. Obrabiany przez ptaki. Zarastający powoli kurzem i grzybem. Ale go mieliśmy…
Aż tu raptem zabrali nam szalet. Nie wiem, dokładnie kiedy. Czy pod osłoną nocy, w świetle księżyca czy może gdy gwiazdy zza chmur wychodziły na chwilę. W poniedziałek jeszcze był. We wtorek się zmył. Zabrali nam szalet. Nie w kształcie bramy triumfalnej – jak piec z wiersza Białoszewskiego – ale za to za ponad 430 tysięcy złotych…
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS