A A+ A++

– Pielęgniarki ochrzciły mnie wodami płodowymi mamy i dały na imię Ewa. Od imienia pierwszej kobiety na świecie. Bo taka jest tradycja, jeśli dziecko nie ma szans na przeżycie. Miało mnie dziś nie być – mówi 28-letnia dziś Ada. Niemożliwe stało się możliwe, dzięki dostępnemu w szpitalu inkubatorowi, który był obklejony czerwonymi serduszkami z napisem „Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy”.

Ada wielokrotnie słyszała historię tego, jak cudem przeżyła, chociaż miała umrzeć tuż po przyjściu na świat. Sama oczywiście nie pamięta porodu, ale mama jej o tym opowiadała. Podobno była tak malutka, że najmniejsze dostępne w sklepie skarpetki dla noworodków sięgały jej pachwin.

Rodzice zostawili jej imię Ewa na pamiątkę tego zdarzenia. Drugie, to którego zazwyczaj używa, nadali jej dopiero podczas chrztu. – Na początku nie lubiłam tej „Ewy”. Byłam przekonana, że kiedyś się tego imienia pozbędę. Jednak im byłam starsza, tym mocniej docierało do mnie, co się wydarzyło. Zrozumiałam, że wcześniaki to prawdziwi wojownicy. Bycie Ewą mnie nobilituje – podkreśla.

Wzrusza się, gdy myśli o tym, że gdyby nie WOŚP, to w szpitalu mogłoby nie być tak nowoczesnego inkubatora, a tym samym jej nie byłoby na świecie. Nie spełniałaby marzeń, nie jeździła na wyścigi Formuły 1, nie zakochałaby się w swoim partnerze, nie miała psa, królika. – Wiadomo, bywają różne momenty, ale generalnie mam piękne życie. Jestem wdzięczna, że mogę je mieć – mówi.

To, czego doświadczyła, sprawiło też, że od najmłodszych lat jest wolontariuszką podczas finału WOŚP. – Gdy byłam dzieckiem podobała mi się przede wszystkim ta rywalizacja: komu uda się zebrać najwięcej. Teraz robię to po prostu, bo wiem, że to realna pomoc. Pieniądze na sprzęt, który może się przysłużyć komuś takiemu, jak ja. Dlatego co roku w zimną styczniową niedzielę wystaję na dworze z puszką od rana do późnego popołudnia i walczę ze swoim introwertyzmem. Uważam, że warto – opowiada Ada.

Dodaje, że chciałaby, żeby osoby, które są przeciwne WOŚP chociaż raz przeszły się na oddział pediatryczny czy neonatologiczny i zobaczyły, ile tam sprzętu kupionego dzięki fundacji. I zaznacza: – Jeśli ktoś nie chce wpłacać, to w porządku, ale myślę, że Owsiak oraz wolontariusze zasługują chociaż na „dziękuję”.

Gdyby nie WOŚP, byłby głuchy

Podobne podejście ma 27-letni Piotrek. – Nie ma nakazu wspierania, ale niech ludzie chociaż nie przeszkadzają – mówi. W tym roku po raz pierwszy nie będzie osobiście uczestniczył w finale zbiórki, bo przeprowadził się do innego kraju. Na pewno jednak przeleje jakąś kwotę – wie bowiem, że gdyby 30 lat temu Jerzy Owsiak nie stworzył fundacji, to dziś prawdopodobnie byłby głuchy.

Piotr od urodzenia gorzej słyszał. Potem pojawiły się nawracające zapalenia ucha. Kolejni lekarze przepisywali mu antybiotyki. Nic jednak nie pomagało. W końcu jego stan pogorszył się do tego stopnia, że rodzice zawieźli go na szpitalną izbę przyjęć. W gorzowskim szpitalu zbadano go nowoczesnym audiometrem zakupionym przez WOŚP. Okazało się, że w jednym uchu utracił do 85 proc. słuchu. Lekarze podjęli decyzję o niezwłocznej operacji.

Mężczyzna wie, że tylko ten precyzyjny sprzęt, pozwolił uratować mu słuch. – Gdybym ogłuchł to nie odkryłbym swojej muzycznej pasji i nie zaczął grać na gitarze. I nikt nie przyjąłby mnie do pracy stewarda linii lotniczych, a to było jedno z moich największych marzeń – podkreśla.

30. finał WOŚP. Jak wyglądały szpitale przed powstaniem fundacji?

Riad Haidar, pediatra i wieloletni ordynator oddziału neonatologicznego w szpitalu w Białej Podlaskiej, zapewnia, że historii, jak ta Piotra i Ada są tysiące, a może i setki tysięcy. Sam podczas swoje pracy uratował wiele żyć. Pamięta poród podczas którego kobiecie odkleiło się łożysko. Dziecko zostało donoszone, ale było blade jak ściana, ledwo żyło. Reanimacja trwała 45 minut. Chłopca udało się uratować, a rodzice z wdzięczności na drugie imię dali mu Riad. W pamięci lekarza zapisała się też dziewczynka, która urodziła się w 22 tygodniu ciąży i ważyła 480 gram. Teraz ma cztery lata i żadnych śladów, bo zbyt wczesnym przyjściu na świat.

– Inkubator hybrydowy, pompy infuzyjne, ultrasonograf, oksymetr, tomograf. To narzędzia, które pozwoliły ocalić tym maluchom życie. Wszystkie zakupione z pieniędzy WOŚP. W ogóle 90 proc. sprzętu na moim oddziale pochodziło od fundacji – mówi.

Zanim zaczęła działać Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy polskie szpitale nie były tak dobrze wyposażone. Riad pamięta, jak pod koniec lat 80. jeździł do placówek na Zachodzie i czuł zazdrość. Na swoim oddziale miał tylko jeden respirator, który działał tak głośno, jak traktor i kilka inkubatorów węgierskiej produkcji, które pamiętały zamierzchłe czasy. Smutny obraz dopełniały stare łózka z metalowymi prętami.

Chciał to zmienić, wnioskował do dyrekcji szpitala i radnych miasta. Wszyscy się z nim zgadzali: dla dobra pacjentów konieczny jest remont i nowoczesne maszyny. Na słowach się jednak kończyło, bo brakowało pieniędzy. To nie był odosobniony przypadek, neonatologia w kraju była w opłakanym stanie. – A to skutkowało wysoką umieralnością noworodków – podkreśla Haidar.

Sytuacja zaczęła się zmieniać wraz z pierwszymi finałami WOŚP. Owsiak zdecydował się, że pieniądze będą przekazywane właśnie dla tych, którzy pomagają przeżyć najmłodszym. Szpitale zaczęły zapełniać się sprzętem z charakterystycznymi serduszkami. – To od początku było bardzo dobrze pomyślane. Fundacja przekazywała maszyny tam, gdzie wykazano, że rzeczywiście będą używane. W końcu bez sensu, żeby stały i się kurzyły. Tak się zresztą dzieje do dziś, gdy sprzęt trafia też na oddziały geriatryczne czy otolaryngologiczne – mówi lekarz. Jest dobrze zorientowany w sytuacji, bo od czwartego finału – czyli 26 lat – jest szefem lokalnego sztabu fundacji.

“Mówił, że Owsiak to diabeł, szybko zmienił zdanie”

Haidarowi zdarzyło mu się spotkać z osobami, które krytykowały WOŚP, a potem – gdy sprzęt kupiony dzięki fundacji, ratował życie ich bliskich – zmieniały swoją postawę o 180 stopni. – Znam radnego z opcji politycznej nieżyczliwej WOŚP, który wygadywał straszne rzeczy. Mówił, że Owsiak to diabeł wcielony, a zebrane podczas finału pieniądze, idą na narkotyki. Przestał, gdy urodził mu się wnuczek. Był wcześniakiem. Ocaliła go aparatura, którą sfinansowała fundacja – opowiada.

Wyjaśnia, że nie życzy nikomu, żeby musiał się przekonać o wartości Wielkiej Orkiestry w ten sposób. – Mam jednak nadzieję, że ludzie się opamiętają i przestaną dawać się propagandzie, która bije w tak dobre osoby, jak Jurek. Jego działalność jest niezwykle potrzebna. Tym bardziej, że hejt może mieć tragiczne skutki. Przecież wszyscy pamiętamy historię zabójstwa prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, który zginął podczas finału Orkiestry w 2019 roku. Życzyłbym sobie, żeby coś takiego nigdy się nie powtórzyło – dodaje.

Według lekarza, takich Owsiaków mogłoby być jeszcze kilku. – Świat potrzebuje tej energii i charyzmy, jaką posiada szef WOŚP. Coroczny finał zawsze przynosi wszystkim dużo pozytywnej energii. A mam wrażenie, że bardzo jej potrzebujemy, szczególnie w tych trudnych czasach, kiedy wisi nad nami pandemia i widmo kryzysu gospodarczego – zauważa Haidar.

Przekonuje też, że 30. finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, to dopiero początek. – Liczę, że zgodnie z zapowiedziami, orkiestra będzie nam grała do końca świata i jeden dzień dłużej – śmieje się lekarz.

Czytaj więcej: Zapaść ochrony zdrowia. „Ciągle słyszę, że to ja nie chcę kogoś przyjąć i skazuję na śmierć”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułAndrij Szewczenko “wygryzł” Adama Nawałkę i Stanisława Czerczesowa?
Następny artykułTaryfy za odprowadzenie ścieków i wodę można skrócić