A A+ A++

Zdrowotne plotki i światła jupiterów

Z oczywistego powodu – pandemii koronawirusa – ostatnie miesiące przyniosły wyjątkową obfitość informacji mniej lub bardziej związanych z tematyką zdrowotną. Niejednokrotnie, wybitni eksperci dostarczali opinii publicznej rzetelnych informacji z pogranicza wielu dziedzin nauki, dzięki czemu sprawdzona wiedza zdrowotna mogła trafić pod strzechy (wcześniej pisałem o tym tutaj). W tym samym czasie byliśmy – i nadal jesteśmy – świadkami wysypu sensacyjnych pseudonaukowych doniesień oraz rosnącej popularności mitów zdrowotnych, wydawałoby się powielanych przez ich autorów w myśl zasady „Nie ważne co mówią, ważne aby mówili”. Jak podkreśla Milena Kruszewska, Prezes Fundacji Watch Health Care oraz inicjatorka akcji „Stop celebrytyzacji pseudonauki”, taka sytuacja jest szczególnie groźna, gdy mówimy o zdrowiu

– Kiedy dziesięć lat temu pracowałam w Naczelnej Izbie Lekarskiej, do samorządu zaczął się przebijać temat hochsztaplerów, zastanawialiśmy się, jak z tym zjawiskiem walczyć. Po tych dziesięciu latach okazało się, że walka jest permanentna, i jeszcze na dodatek włączyli się do niej celebryci, i to niestety po stronie hochsztaplerów, bo inaczej szerzenia pseudomedycznych bredni nie można nazwać. Każda bzdura dotycząca zdrowia może się skończyć nie tylko brakiem zdrowia, ale nawet śmiercią. M. Kruszewska dodaje, że obecnie widoczne jest szczególne nasilenie popularyzacji nieprawdziwych informacji związanych ze zdrowiem  – W czasie pandemii tych bzdur pojawiło się tyle, że nie można było na nie zareagować. Celowym założeniem była akcja (przyp. red. Stop celebrytyzacji pseudonauki) oparta na fundacjach i organizacjach pacjenckich, bo to instytucje, które mają autorytet i na co dzień spotykają się z pacjentami, także tymi, którzy stali się ofiarami pseudomedycyny”. Prezes Fundacji Watch Health Care przyznaje też, że akcja spotkała się z dużym odzewem – Nie spodziewałam się, że idea akcji zostanie tak szeroko podchwycona w innych branżach. W akcję włączyły się osoby publiczne, ideę przejęli też stand-uperzy.

Chodzi o sensację i klikalność?

Biorąc pod uwagę dużą dostępność sprawdzonych informacji medycznych, dlaczego nadal o wiele łatwiej przyjąć do wiadomości nieprawdopodobne, ale sensacyjne informacje, niż naukowe fakty? Mateusz Banaszkiewicz, psycholog zdrowia popularyzujący naukę w mediach społecznościowych podkreśla, że wiara w różnego rodzaju teorie spiskowe czy też mity zdrowotne, związana jest z wieloma uwarunkowaniami – Skłonność do ulegania koncepcjom spiskowym jest oczywiście wypadkową wielu czynników takich jak temperament, osobowość, doświadczenia życiowe, wykształcenie, otoczenie społeczne, w którym człowiek żyje, a także czy w toku edukacji został on zaznajomiony z metodą naukową. Banaszkiewicz zaznacza też, że różnego rodzaju „fake newsy” dyskredytują autorytet lekarzy czy naukowców, dodatkowo napędzając zjawisko – Istotnym składnikiem teorii spiskowych jest zdystansowanie odbiorców i zmniejszenie ich zaufania publicznego wobec lekarzy, naukowców, firm, organizacji czy rządzących. W ten sposób człowiek, który doświadczał lęku, czuje się jeszcze bardziej zagrożony. Silne negatywne emocje, poczucie bezradności i przytłoczenia, dodatkowo zakłócają przebieg krytycznego myślenia. Rośnie również liczba osób zaangażowanych w zgłębianie, propagowanie i obronę koncepcji spiskowych, co przejawia się hejtem np. wobec osób zajmujących się falsyfikacją takich teorii.

Oprócz mechanizmów psychologicznych, istnieją również inne, o których warto wspomnieć, a które mogą mieć znaczący wpływ na rozprzestrzenianie się mitów zdrowotnych w przestrzeni publicznej. Łukasz Sakowski, biolog i autor naukowego bloga „To Tylko Teoria”, zaznacza, że obecnie w mediach społecznościowych istnieją mechanizmy, które sprzyjają rozprzestrzenianiu się tzw. „fake newsów” – Nieprawdziwe informacje bardzo łatwo rozchodzą się w mediach społecznościowych. Algorytmy Facebooka promują tego typu treści, bo są one klikalne, ludzie chętnie je udostępniają i komentują. Dlatego w mojej opinii za rozprzestrzenianie się tzw. fake newsów odpowiadają obecnie w bardzo dużej mierze media społecznościowe i ci, którzy decydują o tym, jakie algorytmy mają w nich działać, jakie zachowania użytkowników i ich posty promować.

Uprościć język

Zdaniem Alicji Baski, lekarza i członka Zarządu Polskiego Towarzystwa Medycyny Stylu Życia (PTMSŻ) popularność konkretnych mitów zdrowotnych może być też wskaźnikiem dla tego, jakiej aktualnie wiedzy poszukują i potrzebują pacjenci – Zdrowotne „fake newsy” często odzwierciedlają potrzeby pacjentów, zwłaszcza w kontekście dziedziny, którą zajmuję się na co dzień – medycyny stylu życia. Często prezentują szybkie, atrakcyjne rozwiązania zamiast tych wymagających wiele czasu i cierpliwości, do jakich należy trwała zmiana nawyków. Z drugiej strony stanowią doskonały materiał do tworzenia „click-baitowych” nagłówków, a media walczą dzisiaj o każdego czytelnika i kliknięcie. Zdrowy styl życia jest …nudny, w porównaniu do „rewolucyjnego sposobu na błyskawiczną redukcję masy ciała, który właśnie opracowali naukowcy ze Stanów Zjednoczonych”. A. Baska dodaje też, że popularność zdrowotnych „fake newsów” może być związana ze sposobem komunikowania rzetelnej wiedzy medycznej – Nie mogę też nie wspomnieć o tym, że część winy spoczywa na nas – środowisku profesjonalistów ochrony zdrowia posługującym się niedostępnym, specjalistycznym językiem, unikającym obecności w mediach – tradycyjnych czy społecznościowych, niewyedukowanym w zakresie budowania skutecznych komunikatów czy psychologii zdrowia. Zamiast tego nasz głos w przestrzeni publicznej zaczęły zabierać osoby nieposiadające żadnych kompetencji czy wykształcenia w tym zakresie. Wierzę, że nadszedł czas to zmienić, a obserwując działalność wielu moich koleżanek i kolegów wiem, że jest to możliwe!

Nauka, nauka i jeszcze raz nauka

Dr hab. Mariusz Panczyk z Zakładu Edukacji i Badań w Naukach o Zdrowiu Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego podkreśla, że publikacje naukowe są pewnym źródłem informacji, ale pod warunkiem umiejętnej interpretacji zawartych w nich informacji

– Aktualnie najważniejszym kanałem w komunikacji naukowej są publikacje, które ukazują się w mniej lub bardziej znaczących specjalistycznych czasopismach naukowych. Badacze w ten sposób dzielą się wzajemnie informacjami, których przedmiotem są najczęściej wyniki przeprowadzonych badań, a także polemiki czy też komentarze do ważnych dla nauki odkryć. Ten rodzaj komunikacji nie jest raczej dostępny dla ogółu, ale czasami jest on wykorzystywany przez media ogólnodostępne, w tym także np. przez influencerów. I tu czasami mamy do czynienia z nierzetelnym dziennikarstwem, które sprawia, że część tego rodzaju doniesień ma charakter sensacyjnej wiadomości,  opatrzonej chwytliwym, często prowokacyjnym tytułem. Następuje w dużym stopniu uproszczenie informacji, która u źródeł była zupełnie inna albo miała wiele aspektów, których w takim newsie lub w poście w mediach społecznościowych nie uwzględniono. Ponadto, zdarza się coraz częściej, że w tego rodzaju wiadomościach podważa się istotę nauki i badań naukowych. – dodaje dr hab. M. Panczyk. 

 – Częstym argumentem osób doświadczających lęku i szukających wsparcia w koncepcjach spiskowych lub uproszczonym rozumowaniu jest powoływanie się na to, że naukowcy w jakiejś kwestii na pewnym etapie zmienili stanowisko, jakaś instytucja np. Światowa Organizacja Zdrowia wydawała błędne rekomendacje lub powoływanie się na fakt, iż istnieją lekarze, którzy mają inne zdanie niż to oficjalnie deklarowane przez środowisko medyczne. – dodaje Mateusz Banaszkiewicz, w którego ocenie bardzo istotnym elementem procesu edukacji jest też weryfikacja informacji – Warto pamiętać, że właśnie falsyfikacja, czyli sprawdzanie jest podstawą metody naukowej i odróżnia ją od dogmatu. W wielu zawodach znajdują się osoby, które ignorują dorobek nauki i budują swój sukces ekonomiczny oferując odbiorcom Święty Graal. 

Problem dezorientacji odbiorców, będących świadkami naukowej debaty wydaje się podsycać teorie spiskowe czy różnego rodzaju mity zdrowotne. Jednak jak wskazuje dr hab. Mariusz Panczyk, dyskusje naukowe były i są naturalną częścią świata naukowego, o czym również trzeba głośno mówić – Jednym z częstych mitów dotyczących nauki jest stwierdzenie, że spory i dyskusje między naukowcami oznaczają, że w procesie naukowym istnieje jakiś problem. Tymczasem toczące się w nauce nieustanne debaty są nierozerwalnie związane z tym jak nauka i naukowcy poszerzają nasz zasób wiedzy o świecie. Pojedyncze badania, a nawet wiele badań z danego obszaru zwykle nie pozwalają na jednoznaczne postawienie twardych wniosków końcowych. Stąd rodzą się spory i dyskusje naukowe, których celem jest doskonalenie warsztatu naukowego i metodologii badań, a także torowanie drogi do konsensusu, co ma często miejsce w przypadku nauk medycznych. 

Oprócz rzetelnej nauki, potrzebna jest również efektywna edukacja i współpraca w środowisku medycznym, dodaje Alicja Baska – Przede wszystkim potrzebna jest nasza obecność wszędzie tam, gdzie informacje na temat zdrowia są poszukiwane oraz współpraca między nami – medykami. Nauczanie pacjentów, społeczeństwa przy każdej możliwej okazji, o tym, że nie bez znaczenia jest to, skąd czerpią informacje i jak powinni je weryfikować. Potrzebne są zarówno działania indywidualne (a mamy już mnóstwo fantastycznie działających medyków „w sieci” czy mediach tradycyjnych – od lekarzy, przez dietetyków, farmaceutów czy fizjoterapeutów) po aktywizację i dostosowanie do obecnych czasów działań instytucji państwowych. Ogromnie cieszy mnie aktywność oraz wzrastające liczby „obserwatorów” profili Głównego Inspektoratu Sanitarnego czy Narodowego Centrum Edukacji Żywieniowej.

 A. Baska podkreśla jednocześnie, że te działania ciągle pozostają niewystarczające – To wciąż jednak za mało w kontekście liczby krążących w przestrzeni publicznej pseudonaukowych informacji i zjawiska celebrytyzacji nauki. Wierzę, że potrzebne jest także prawne uregulowanie tych kwestii. Pamiętajmy, że skutki bieżącego stanu rzeczy mogą kosztować ludzkie życia – jako konsekwencja opóźnienia procesu diagnostycznego i wdrożenia leczenia, odstępowania od terapii o naukowo udowodnionej skuteczności, sięgania po niebezpieczne i niesprawdzone suplementy czy metody.

Przyszłość

Czy w najbliższych latach możemy spodziewać się dalszego nasilenia obecności zdrowotnych „fake newsów” w przestrzeni publicznej? Nadzieją wydają się być kompleksowe działania łączące oddolne, społeczne akcje, ale też systemowe inicjatywy i rozwiązania, jak to zaproponowane w  ostatnim czasie przez Komisję Europejską (KE). Pandemia koronawirusa oraz wysyp nieprawdziwych informacji z tym związanych zwrócił uwagę KE na problem dezinformacji w zdrowiu, dlatego też zdecydowano się na wzmocnienie działań ujętych w Planie przeciwko dezinformacji z 2018 r KE i ujęcie w nim zagadnień związanych z SARS-CoV-2. Jak czytamy w oficjalnym komunikacie KE – Pandemii koronawirusa towarzyszy ogromna fala fałszywych i wprowadzających w błąd informacji bazujących na lęku ludzi oraz nieustająco pojawiających się masowo nowych doniesieniach. Wprowadzające w błąd informacje zdrowotne oraz niebezpieczne wiadomości oparte na fałszywych teoriach zagrażają zdrowiu publicznemu.- czytamy. Czy powyższe działania KE zostaną rozszerzone o inne obszary zdrowotne ponad te związane z koronawirusem? Miejmy nadzieję. 

dr Paweł Koczkodaj

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułVuelta a Burgos 2020. Bennett i Evenepoel w akcji
Następny artykułMożna zgłaszać zadania do Oleśnickiego Budżetu Obywatelskiego