A A+ A++

“1968. Biegnij, mała, biegnij” to spektakl dla młodych. Dla tych, którzy maszerują i wrzeszczą, ale przede wszystkich dla konformistów, którzy z elektronicznym papierosem w ustach układają pasjansa.

Oglądając świetny spektakl, jaki pokazał Teatr Nowy, myślałam o “Zewie włóczęgi. Opowieściach wędrownych”, książce, w której Rebecca Solnit z pasją opisuje rewolty miejskie, parady, procesje i strajkowe pikiety, zauważając: “Chód staje się cielesną manifestacją politycznych lub kulturowych przekonań i jedną z najpowszechniej dostępnych form publicznej ekspresji” (przekład – Anna Dzierzgowska i Sławomir Królak, wyd. Karakter).

Reżyser Remigiusz Brzyk na próbie medialnej spektaklu ‘1968. Biegnij, mała, biegnij’ Fot.Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta

Realizatorzy “1968. Biegnij, mała, biegnij” zachęcają do zagęszczania ruchów. Tytułowy “bieg” to nie tylko ucieczka (np. przed, jak to zgrabnie ujął Remigiusz Brzyk, “rządem odklejonym od społeczeństwa”), ale też próba dogonienia – z jednej strony marzenia, z drugiej: cywilizacyjnego postępu. Ten wątek bardzo wyraźnie w spektaklu wybrzmiewa dzięki zderzeniu perspektywy zachodniej z polską.

Tekst napisała młodziutka dramaturżka Anna Mazurek (reżyserowała m.in. czytanie performatywne “Dropii” Natalki Suszczyńskiej o ciężkim losie młodego polskiego prekariatu) i autorka powieści “Dziwka”, nazwanej przez wydawcę (Korporaca Ha!Art) “literaturą protestu”. I słusznie, bo opowieść o buncie powinni toczyć młodzi, a nie weterani Pomarańczowej Alternatywy.

Można się zżymać, że szkielet scenariusza współtworzonego przez aktorów Nowego – a więc w partnerstwie i modnym duchu partycypacji – jest historycznym brykiem, a inspiracją do ekspresowego skrótu wydarzeń była dla realizatorów Wikipedia. Powiedzmy sobie jednak wyraźnie: to nie jest spektakl dla dinozaurów, tylko dla tytułowej “małej”, która wcale nie musiała uważać na historii.

Dobrą decyzją realizatorów było zaproszenie do spektaklu Izabelli Dudziak, która w ubiegłym roku skończyła łódzką Szkołę Filmową, oraz Damiana Sosnowskiego, studenta krakowskiej AST. To oni stali się przedstawicielami młodego pokolenia, którym starsi aktorzy (np. Barbara Dembińska, która pamięta, jak po 1968 roku z Łodzi zniknęli Żydzi) opowiadają o potrzebie i sensie buntu.

Performatywność “1968. Biegnij, mała, biegnij” – powstawanie spektaklu w rozmowie, w międzypokoleniowej dyskusji – to jego wielka zaleta.

Odplamiacz Tri zamiast LSD

1968. Co to był za rok! Trwa wojna w Wietnamie i kosmiczne podboje, szaleje wolna miłość, kwitnie życie w komunach i beatlemania. W Stanach Roman Polański żeni się z Sharon Tate, na Broadwayu ma premierę “Hair”. We Francji rozpoczynają się studenckie protesty, których apogeum nastąpi w maju. W kwietniu zastrzelono Martina Luthera Kinga, a w czerwcu radykalna feministka Valeria Solanas rani Andy’ego Warhola. W listopadzie prezydentem USA zostaje Richard Nixon, kończy się misja Apollo 8… A w Polsce?

Punktem wyjścia do zarysowania lokalnej perspektywy była książka reporterska Cezarego Łazarewicza i Ewy Winnickiej “1968. Czasy nadchodzą nowe”.

“W zachodniej Europie najbardziej nie podoba się autorytaryzm francuskich szkół, złe traktowanie byłych kolonii, hitlerowska przeszłość rodziców, zaangażowanie w wojnę w Wietnamie oraz społeczne nierówności. We wschodniej Europie problemem są cenzura, zamordyzm, cień Wielkiego Brata. To osobne światy” – pisali reporterzy.

I wskazywali na różnice: w San Francisco ogłoszono koniec ruchu hipisowskiego, a w Polsce młodzież dopiero zapuszcza włosy. W USA szaleje Timothy Leary, niestrudzony promotor otwierającego świadomość LSD.

Kiedy Amerykanie zaczynają porzucać LSD dla heroiny, w Warszawie trwa moda na wdychanie odplamiacza Tri. W Stanach trwają protesty przeciwko wojnie w Wietnamie, a tymczasem wojska Układu Warszawskiego pacyfikują Czechów i Słowaków. Z książki Winnickiej i Łazarewicza Mazurek zapożyczyła opowieść o rodzeństwie z Kalifornii, za bunt zesłanym do Gliwic. Pod opieką bardzo polskiego dziadka miała nastąpić ich “odnowa moralna”. W konsekwencji dziadek ze wstydu umarł na zawał, a wypuszczeni na wolność młodzi stworzyli hipisowski dom otwarty.

Śliwki lepsze niż Trubadurzy

Łącznikiem pomiędzy dwoma światami przedzielonymi żelazną kurtyną była muzyka – i to w spektaklu Remigiusza Brzyka zostało wyeksponowane.

Świetnym pomysłem była “reaktywacja” łódzkiego zespołu bigbitowego Śliwki, który przestał istnieć po Marcu 1968. W jego członków wcielili się Adam Mortas, Wojciech Oleksiewicz oraz – gościnnie – Damian Sosnowski, student krakowskiej AST. Dawali czadu! Słuchając walącej w perkusję Julii Zbrojewskiej, czułam się jak na manifestacji.

Z premiery w Teatrze Nowym wyszłam z ulgą i myślą, że “1968. Biegnij, mała, biegnij” Mazurek i Brzyka to obiecujący sygnał repertuarowy. Nowa dyrektorka Dorota Ingatjew stawia na młodych. I dobrze! Takiego teatru chcę więcej.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBiały Dom zamraża zawierający groźną broń pakiet pomocy wojskowej dla Ukrainy
Następny artykułRafał Dubicki Quartet | konert