A A+ A++

Straszenie medyków mówiących o koronawirusie staje się normą w internecie. Zwłaszcza że zgłoszenia często kończą się odmową wszczęcia postępowania.

Anonimowe groźby ścięcia głowy, powieszenia czy „bliskiego końca” to codzienność medyków informujących w mediach o koronawirusie. Coraz rzadziej zgłaszają je jednak do organów ścigania, bo te uznają, że skoro piszą o tym w mediach społecznościowych, to pewnie się nie boją.

Czytaj także:

Uciąć głowę diagnostce

„Przekażcie towarzyszce Kłudkowskiej, że po »pandemii« stanie przed międzynarodowym trybunałem” – taki e-mail przyszedł na skrzynkę e-mailową Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Medycznych Laboratoriów Diagnostycznych (KZZPMLD). Doktor Matylda Kłudkowska z Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych (KIDL) natychmiast pokazała jego fragment w mediach społecznościowych, ale na policję nie poszła.

– Kiedy w listopadzie KIDL zgłosiła do prokuratury komentarz pod moim postem na Facebooku, dotyczący eksperymentu z sokiem, który rzekomo ma koronawirusa, prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania, tłumacząc, że skoro napisałam o tym w mediach społecznościowych, to najwyraźniej się nie bałam – opowiada dr Kłudkowska. – Tymczasem trudno było się nie bać. Pierwszy raz faktycznie istniejąca osoba groziła mi ucięciem głowy – wspomina.

Komentarz, o którym mówi, był dużo ostrzejszy od wysłanego do KZZPMLD: „Wasz koniec jest bliski. Nie bój się o pominięcie. Twarze wszystkich zdrajców i bandytów jak Ty są zapamiętane i zapisane. Mam nadzieję, że niedługo zastosujemy rozwiązania planowo przewidziane dla nas. Pewnie się domyślasz, jakie to metody humanitarnej dekapitacji według FEMA. Tiktok”.

Groźby dostaje też konsultant wojewódzki chorób zakaźnych na Dolnym Śląsku prof. Krzysztof Simon. „Za mówienie oczywistych prawd jestem obrzucany błotem. Dzisiaj miałem kolejne życzenia śmierci” – powiedział w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. Dodał, że 30 proc. gróźb wysyłanych jest z kont rosyjskich i białoruskich.

Medycy w strachu

Polskiego nadawcę miał e-mail, który przyszedł we wrześniu na adres Marii Kłosińskiej, koordynatora ds. mediów Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie. „Michałkierowca” napisał: „Wstyd i hańba! Skończycie na szubienicy!” Chodziło o postępowanie prowadzone przez sąd lekarski względem jednego z lekarzy. Prawnicy izby złożyli zawiadomienie, ale postępowanie zostało umorzone.

– Bardziej niż strach odczuwałam zdziwienie, że ktoś poświęcił tyle energii, by odnaleźć adres i wysłać e-maila. Ale lekarze naprawdę się boją. Przesyłają mi zrzuty ekranu z groźbami śmierci. Internauci piszą, że po nich przyjdą, że wiedzą, gdzie mieszkają – mówi dr Kłosińska.

Łukasz Jankowski, prezes OIL w Warszawie, uważa, że mimo umorzeń zawiadomienia należy zgłaszać: – Jednym z zadań lekarza jest edukacja zdrowotna i profilaktyka. To straszne, że za propagowanie postaw prozdrowotnych można dziś spodziewać się hejtu.

Witold Zontek Katedra Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego

Każdy przypade … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZnamy najnowsze trendy paryskiej mody. Zobacz filmy!
Następny artykułPS5 Digital Edition za 2089 zł. Konsola z abonamentem PS Plus