A A+ A++

Leeds United nie bez powodu jest uznawane za jedną z najciekawszych ekip tego sezonu Premier League. Zawsze agresywni, głodni gry, stwarzający sobie masę sytuacji, no i przeciętnie broniący. Tylko, że dzisiaj przeciwko Brighton nie pokazali nic ze swoich znaków szczególnych. No może poza tym ostatnim elementem. 

Drużyna Grahama Pottera zupełnie zdominowała pierwszą część spotkania. Mewy korzystały z nieporadności Leeds United w środkowej strefie, gdzie w oczy rzucał się brak Kalvina Phillipsa, którego zastąpił Struijk, a także fatalna dyspozycja Mateusza Klicha i Rodrigo. Żaden z trzech piłkarzy nie udźwignął ciężaru meczu, zostawiając zawodnikom Brighton zdecydowanie zbyt dużo miejsca. Co więcej, nie dołożyli nic w ofensywie – Pawie wykreowały sobie… zero sytuacji. Szczególnie rozczarowywał Polak, bo to na niego skupiony był wzrok większości ekspertów. Tymczasem nasz reprezentant był nieporadny, gorzej niż słoń w składzie porcelany. Nie chcemy go tutaj przesadnie krytykować, ale kurde. Kłopoty w przyjęciu piłki, niecelne przerzuty, podania nie w tempo. Możemy i musimy oczekiwać więcej.

W tej sytuacji ekipie z The Amex nie pozostało nic innego, jak wykorzystać błędy gospodarzy. Ruszyli na nich od samego początku – już w czwartej minucie niezłą okazję miał Neal Maupay, ale wówczas został uprzedzony przez Luke’a Aylinga. Angielski defensor był jednak bezradny kilka chwil później, gdy Brighton rozegrało popisową akcję i piłkę do siatki wepchnął właśnie francuski napastnik.

Futbolówka szła jak po sznurku, aż w końcu dotarła do Alexisa Mac Allistera, ustawionego na skraju pola karnego. Argentyńczyk posłał podanie wzdłuż linii bramkowej, a najlepszemu strzelcowi Mew w tym sezonie nie pozostało nic innego, jak tylko podwyższyć swój dotychczasowy dorobek. Leeds przegrywało i przegrywało bardzo zasłużenie, bo w pierwszej połowie tylko statystowało przyjezdnym.

Nic więc dziwnego, że Brighton mogło do przerwy prowadzić wyżej. Strzał Leandro Trossarda spoczął jednak na słupku, po tym jak zdołał zainterweniować jeden z defensorów Marcelo Bielsy. Nie mogło to jednak w żaden sposób wpłynąć na narrację – Leeds było tragiczne. Nie! Leeds w pierwszej połowie było katastrofalne – nie zdołało oddać nawet jednego celnego strzału.

Po przerwie bez zmian, dzida dalej nie działała

Wydawało się przez chwilę, że Leeds zdoła cokolwiek wykombinować w drugiej części meczu. Początek był całkiem obiecujący – Brighton cofnęło się niespodziewanie nisko, co pozwoliło Pawiom nieco rozwinąć skrzydła. Dobrą okazję miał Jack Harrison, ale jego rogal o kilkanaście centymetrów minął słupek Roberta Sancheza. Zamiast jednak iść za ciosem, beniaminek pozwolił Mewom złapać oddech i wrócił do tego, co grał w pierwszej połowie. Dzidy do nikogo.

Na oko, Leeds wykonało jakieś 53 centry, z czego sens miało może pięć i to też przy przychylnym spojrzeniu na tę kwestię. Większość dośrodkowań brała się z braku pomysłu na akcję i paniki, która ogarniała zawodników pod polem karnym Brighton. Raz po raz posyłano lagi, które niby miały być skierowane do Patricka Bamforda, a w gruncie rzeczy lądowały na głowie Lewisa Dunka lub Adama Webstera. Obrońcy Mew byli dzisiaj nie do przeskoczenia, a angielski napastnik nie zdołał wygrać żadnego pojedynku główkowego. Żadnego. A oni i tak grali te centry przez bite 90 minut. Mała kreatywność jak na standardy zespołu prowadzonego przez trzeciego szkoleniowca Europy.

Brighton też było konsekwentne, ale w ich wypadku jest to plusem. Konsekwentnie wybijali rywali z rytmu, świetnie sprawował się cały blok defensywny, a także Ben White oraz Yves Bissouma, który mecz dość niespodziewanie zaczął na ławce. Przez cały mecz zachowali koncentrację, która została wynagrodzona trzema punktami.

Szkoda jedynie, że poza jedną sytuacją z pierwszej połowy, był to okropny mecz do oglądania. Nieporadne Leeds kontra Brighton skoncentrowane na obronie własnej bramki. To nie mogło się skończyć dla widzów dobrze i uwierzcie – nie skończyło. Cztery celne strzały z czego ze dwa konkretne? Śmiech na sali, proszę nam zapłacić za oczu kąpiel.

LEEDS UNITED 0:1 BRIGHTON
N. Maupay 17′

fot. NewsPix.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPuchar Świata w Zakopanem. Polacy na drugim miejscu! Pierwsze miejsce stracili na ostatniej prostej
Następny artykułZwłoki kobiety w jednym z domów w powiecie włoszczowskim. Jaka była przyczyna śmierci?