A A+ A++

Ma 10 lat i jest kundelkiem, który trafił do pani Antoniny ze schroniska. Jego poprzedni opiekun umarł, gdy Pixel miał trzy lata. Gdyby nie sąsiedzka pomoc, psiak znów straciłby dom. Udało się tego uniknąć, bo ktoś usłyszał przez ścianę płacz.

Raport Głównego Lekarza Weterynarii podaje, że w schroniskach przebywa ponad 100 tys. psów i około 30 tys. kotów. W Polsce oddanie psa do adopcji w świetle artykułu 6 ustawy o ochronie zwierząt oznacza porzucenie zwierzęcia i uznawane jest za przejaw znęcania się nad czworonogiem – to przestępstwo, które podlega karze. Nikt jednak nie prowadzi statystyki, ile z tych zwierząt musi opuścić swój dotychczasowy dom z powodu tego, że opiekunowie nie są w stanie udźwignąć ciężaru utrzymania i leczenia psa czy kota. A to koszty, które ciągle rosną; drożyzna, którą na co dzień obserwujemy w sklepach czy kupując leki, przekłada się też na karmę dla zwierząt i ich leczenie. Zwykła wizyta kontrolna u weterynarza to koszt około 100 zł, jeśli trzeba zrobić badania (krew, mocz), koszt wzrasta dwukrotnie. Gdy trzeba zrobić usg, dopłacimy od 150 do 250 zł. Do tego leki, które nie są refundowane. Właśnie z takimi wydatkami zderzyła się pani Antonina, 74-letnia emerytka z Krakowa, która opiekuje się 10-letnim kundelkiem. Pixel jest z nią od 7 lat – wzięła go z fundacji, do której trafił po śmierci swojego pierwszego opiekuna. Gdyby nie sąsiedzka pomoc, pies musiałby zamieszkać ponownie w schronisku. Ta historia dobrze się skończyła, a opowiada ją w liście do “Wyborczej” czytelniczka Katarzyna. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJuż dziś odbywa się Dzień Otwarty Muzeów Krakowskich 2023
Następny artykułPamięci “Cymy”, “Orkana” i “Norblina”