A A+ A++

RPP powinna powoli podnosić stopy proc., lecz jeszcze nie w maju, do poziomów sprzed obniżek, w celu ochrony przed inflacją – powiedział PAP Biznes członek RPP Jerzy Kropiwnicki. Jego zdaniem, anemicznemu ożywieniu po recesji towarzyszyć będzie wzrost cen, bez groźby stagflacji, a polskie QE nie powinno doprowadzić do osłabienia PLN.

„Obecnie najbardziej pożądany mix polityki powinien być taki, że polityka fiskalna rządu koncentruje się na podtrzymaniu i stymulacji popytu, a polityka organu monetarnego, czyli RPP, skupia się na ochronie przed rozpętaniem inflacji, a więc na łagodnym podnoszeniu stóp procentowych. Czas powoli wracać do normalnego poziomu stóp” – powiedział ekonomista.

„Nie mówię, że od razu w jednym ruchu, ale przy rozłożeniu podwyżek na kilka etapów, co 2-3 miesiące, być może w ciągu bieżącego roku lub w nieco dłuższym okresie można byłoby wracać ze stopami procentowymi do poziomów, które do całkiem niedawna, przez kilka dobrych lat, dobrze służyły polskiej gospodarce. Oczywiście jest za wcześnie, by na najbliższym posiedzeniu RPP 28 maja składać wniosek o podwyżkę stóp. Należy ze spokojem obserwować gospodarkę i reagować adekwatnie do sytuacji” – dodał.

Kropiwnicki powiedział, że marcu głosował przeciw obniżce stóp procentowych, mając na uwadze doświadczenie, jeśli chodzi o zachowanie banków komercyjnych w Polsce.

„One (banki w Polsce – PAP) już od dłuższego czasu działają w nieco inny sposób, niż wynika to z podręczników, czy z zachowania banków na zachodzie Europy lub w USA. Po obniżkach stóp procentowych jedyne, co do tej pory widać w realnej gospodarce, a czego doświadczają posiadacze kont, to obniżanie oprocentowania depozytów i podwyżki opłat za prowadzenie rachunków. Żaden ze znanych mi banków komercyjnych nie poinformował natomiast o obniżeniu ceny kredytu, co jest głównym celem polityki monetarnej, gdy stopy procentowe idą w dół. Oczywiście nie lekceważę istotnego aspektu psychologicznego obniżek. Natomiast nie widać specjalnego efektu cięcia kosztu pieniądza w zachowaniu banków. Nawet duże i szybkie zasilenie możliwości banków przez obniżkę stopy rezerw obowiązkowych i obniżenie jej oprocentowania nie dało żadnych widocznych skutków w postaci większej akcji kredytowej” – powiedział.

Członek RPP poinformował, że w kwietniu głosował z kolei za obniżką stóp procentowych, z uwagi na psychologiczny aspekt takiego ruchu.

„Gospodarka składa się nie tylko z +pieniądza+, ale też z psychologicznego kanału oczekiwań. W kwietniu panowało powszechne oczekiwanie, że NBP powinien, tak jak inne banki centralne na świecie, +coś zrobić+, wiec należało temu oczekiwaniu wyjść naprzeciw, bo psychologia na rynkach finansowych jest równie ważna co pieniądze” – dodał.

Wyniki głosowania w trakcie kwietniowego posiedzenia RPP nie zostały jeszcze oficjalnie opublikowane.

W marcu i kwietniu RPP ścięła referencyjna stopę procentową łącznie o 100 pb, w krokach po 50 pb, do 0,50 proc. Obniżek dokonano 17 marca i 8 kwietnia.

Kropiwnicki określił siebie jako „zdecydowanego przeciwnika” cięcia stopy referencyjnej poniżej zera.

„Zdziwiłbym się, gdyby w gronie RPP znalazło się wielu zwolenników ujemnych nominalnych stóp procentowych. (…) Jak pokazują doświadczenia innych państw, które obcięły stopy do zera lub niżej, odchodzenie od efektów takich niestandardowych decyzji jest niezwykle trudne” – dodał.

Ekonomista poinformował, że RPP przełożyła termin majowego posiedzenia z początku na koniec miesiąca (28 maja), ponieważ po „ostrych interwencjach” w gospodarkę, należało przez pewien czas spokojnie obserwować jakie będą skutki podjętych przez NBP działań.

Kropiwnicki nie chciał się wypowiadać w kwestii, co mogłoby się wydarzyć, gdyby dotychczas zastosowane przez bank centralny środki nie sprawdziły się.

„NBP posiada cały arsenał narzędzi standardowych i niestandardowych, a po te ostatnie w zasadzie na dobre jeszcze nie sięgnęliśmy” – zaznaczył.

Ekonomista pozytywnie ocenia polskie QE, ale nie sądzi, by z tego powodu złoty stracił na wartości.

„Program skupu aktywów przez NBP oceniam pozytywnie, chociaż jego rozmiar jest na razie bardziej +sondażowy+, aniżeli taki, który mógłby odegrać bardziej poważną rolę w gospodarce. Na program skupu należy patrzeć nie tylko przez pryzmat jego celów, którym jest ułatwienie funkcjonowania polityki fiskalnej w niezakłócony sposób, by rząd miał środki na ratowanie gospodarki. Ważne jest także to, żeby przy tej okazji, tak jak dzieje się to w USA, a po trosze również w Niemczech, program QE był powiązany z realizowaniem ważnych przedsięwzięć gospodarczych, takich jak inwestycje w obronność czy infrastrukturę. QE będzie prowadzone tak długo jak będzie potrzeba i w skali nie większej od potrzeb” – powiedział.

„Nie sądzę, by polskie QE doprowadziło do osłabienia złotego, chociaż znam w gronie RPP osoby, które ucieszyłyby się deprecjacją polskiej waluty, ponieważ ich zdaniem byłoby to pozytywne dla ekspansji polskiego eksportu i ograniczenia importu” – dodał.

W ramach prowadzonego od marca skupu dłużnych papierów wartościowych NBP zebrał z rynku obligacje w sumie za 71,1 mld zł, z czego 50,3 mld zł obligacji rządowych i 20,8 mld zł gwarantowanych przez Skarb Państwa obligacji PFR i BGK.

Według szacunków różnych ośrodków analitycznych NBP mógłby skupić obligacje w sumie nawet za ponad 200 mld zł.

Jak podawał NBP, docelowa skala programu skupu przez NBP wybranych dłużnych papierów wartościowych nie jest określona. Operacje tego rodzaju będą kontynuowane do odwołania, a ich harmonogram będzie udostępniany w komunikatach.

NBP wyjaśniał wcześniej, że zasady, którymi kieruje się NBP przy skupie papierów dłużnych wynikają z regulacji dotyczących operacji otwartego rynku, w tym zawartych w „Założeniach polityki pieniężnej na 2020 r.”.

W informacji po posiedzeniu RPP w dniu 8 kwietnia 2020 r. RPP poinformowała, że NBP oprócz zakupu skarbowych papierów wartościowych będzie prowadził także skup dłużnych papierów wartościowych gwarantowanych przez Skarb Państwa – na rynku wtórnym w ramach strukturalnych operacji otwartego rynku.

Celem tych operacji jest zmiana długoterminowej struktury płynności w sektorze bankowym, zapewnienie płynności rynku wtórnego skupowanych papierów wartościowych oraz wzmocnienie oddziaływania obniżenia stóp procentowych NBP na gospodarkę, tj. wzmocnienie mechanizmu transmisji monetarnej.

Kropiwnicki ocenia, że unijne i konstytucyjne limity fiskalne będą utrudniać prowadzenie polityki gospodarczej w Polsce w pokryzysowych uwarunkowaniach.

„Na świecie zaczyna się bardzo mocny spór, co powinna robić władza publiczna w obliczu bezprecedensowego kryzysu. W USA dominuje nurt, zarówno w polityce fiskalnej, jak i monetarnej, nawołujący do zwiększenia bodźca fiskalnego. W Europie tak jednolitego stanowiska nie ma, a nawet instytucje, które powstały kiedyś z inspiracji amerykańskiej, jak OECD, ostrzegają, że nadmierny stymulator finansowy może spowodować niebezpieczne napięcia inflacyjne. Z kolei w krajach UE obowiązują przyjęte w Traktatach ograniczenia dotyczące poziomów deficytu i długu publicznego. Na nieszczęście w Polsce wstawiliśmy niektóre ograniczenia do Konstytucji, ale nie wiem w jakim celu. To wszystko będzie utrudniało swobodę kształtowania polityki gospodarczej w Polsce” – powiedział.

PO WZGLĘDNIE PŁYTKIEJ RECESJI ANEMICZNE ODBICIE Z INFLACJĄ, NIE MA GROŹBY STAGFLACJI

„Ważniejsze ośrodki analityczne zakładają, że PKB Polski spadnie w 2020 r. o ok. 3-4 proc., a w następnym roku dynamika wzrostu ma odbić mniej więcej w tej samej skali. Ponadto, niemal wszystkie prognozy opracowywane przez poważne instytucje, oprócz EBOiR, wskazują na to, że PKB Polski nie wróci w 2021 r. do poziomów z końca 2019 r. Jest to więc perspektywa, z którą należy się liczyć: względnie płytka recesja, odbicie, ale bez odrobienia wszystkich strat. Byłbym bardzo zadowolony, gdyby rząd nadal kontynuował w tym okresie aktywną politykę fiskalną, zarówno po stronie różnego rodzaju ulg podatkowych, jak też wydatków społecznych kompensujących straty poniesione przez różne branże, również po stronie zwalnianych pracowników” – powiedział Kropiwnicki.

Członek RPP wyraził obawę, że tegorocznej recesji i następującym po niej „anemicznym” ożywieniu towarzyszyć będzie inflacja.

„Niestety w tej chwili nie mamy żadnych wiarygodnych danych na temat rzeczywistych zmian cen, ponieważ z obiektywnych przyczyn GUS nie może wysłać w teren ankieterów. W niedługim czasie GUS zapewne ponownie zacznie zbierać dane w tradycyjny sposób i wówczas zapewne okaże się, że inflacja utrzymuje się na podwyższonym poziomie, co widać obecnie zwłaszcza w cenach żywności” – powiedział.

„Ponadto, w miarę odmrażania gospodarki i ustępowania lęków społecznych przed wychodzeniem z domu, w rynek uderzy nagromadzony strumień pieniędzy, nagromadzony popyt, który nie ma obecnie dobrego ujścia. To może spowodować, że wskaźniki cen jeszcze mocniej wzrosną. Tym bardziej, że recesja, z którą będziemy się borykać, częściowo związana jest z zerwaniem kanałów zaopatrzenia i kooperacji. Wobec powyższego dodatkowo możemy mieć do czynienia z niedopasowaniem uderzenia w rynek odroczonego popytu i możliwościami jego zaspokojenia. Nie grozi nam natomiast stagflacja, bo to oznaczałoby sytuację, w której przez dłuższy czas wzrost gospodarczy byłyby bliski zeru, a presja inflacyjna utrzymywałaby się na wyraźnie podwyższonym poziomie” – dodał.

Rafał Tuszyński (PAP Biznes)

tus/ ana/

Źródło: PAP Biznes

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKto i kiedy będzie odbierał śmieci z Ełku
Następny artykułPoznań: Malina Prześluga-Delimata z Nagrodą Artystyczną Miasta Poznania