Dyskusję na temat potencjalnej obecności koronawirusa na Dakarze rozpoczął Jesus Calleja, telewizyjny prezenter, który wystartował w tegorocznej edycji imprezy. Hiszpan przyznał w wywiadzie z El Confidencial:
– Kiedy zacząłem się źle czuć, lekarz powiedział mi, że wygląda to na grypę. Jednak prawdą jest, że prawie połowa obozu to złapała. Najgorszy był dzień przerwy. Wtedy musiał mi pomagać syn, ponieważ nie miałem siły nawet wstać. Nic nie jadłem. To był okropny dzień. Źle czułem się jeszcze przez kilka kolejnych, ale ten jeden był kulminacyjny.
– W moim zespole nikogo nie oszczędziło. Wszyscy mechanicy mieli kaszel, gorączkę i dreszcze. To nie była grypa. Trwało to kilka dni i było przerażające. Dziwne żeby nagle pojawiła się taka infekcja. Potem gdy rozprzestrzeniło się to po świecie, takie same objawy zostały przypisane koronawirusowi.
– Personel medyczny Dakaru nie rozumiał o co chodzi z tą cholerną grypą, a doktor od organizatora powiedział mi, że około połowy obozu się z tym zmaga, nawet niektórzy zawodnicy z czołówki.
Calleja dodał, że powinien poznać odpowiedź na pytanie czy objawy były związane z koronawirusem, gdy tylko otrzyma wyniki serologicznego testu krwi.
Podobną opinię wygłosił Carlos Sainz w rozmowie z radiem Cadena Sur.
– Cudem tego uniknąłem. Wygląda na to, że na Dakarze byli mechanicy, którzy chorowali na coś, czego nie potrafiono zbyt dobrze zdiagnozować. Osobiście miałem w ekipie mechanika, który miał coś w rodzaju zapalenia płuc. Najgorzej było w dniu przerwy, ale generalnie nie było z nim dobrze przez tydzień, potem kolejny. Musiał być nawet podłączony do respiratora. Nie mam wątpliwości, że był to koronawirus.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS