A A+ A++

Co chwilę słyszymy, że kolejne linie lotnicze otwierają nowe połączenia na lato. Ten optymizm jest jednak bardzo ograniczony. Bo równie szybko jak je otworzą, mogą je potem zamykać.

Nowych połączeń wydaje się sporo, bo wcześniej przewoźnicy bezwzględnie redukowali siatkę. Latem 2021, w najlepszym razie, będzie dostępna połowa kierunków z rekordowego 2019 roku. I będą one obsługiwane rzadziej niż wówczas.


— Liczba zakażeń cały czas idzie w górę, a szczepienia nie nadążają za wcześniejszymi planami. Obawiamy się, że Europa może stracić drugie lato. I to kraje południa ucierpią najbardziej — wtóruje mu ekonomista Morgan Stanley, Jacob Nell.

Kolejnym sygnałem, że to lato może być nadal dalekie od normalności, było przełożenie dorocznej konferencji Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA) z końca czerwca na październik. IATA nie ukrywa, że chce, aby to spotkanie było tak normalne, jak tylko jest możliwe w obecnych warunkach. Docelowo więc mniej więcej 2 tysiące uczestników ma się spotkać w jednym miejscu w Bostonie. Zdaniem szefów tej organizacji jeszcze w czerwcu to nie będzie możliwe.

W tej sytuacji otwieranie nowych połączeń wydaje się desperackim krokiem, który zapewne ma przypomnieć potencjalnym pasażerom, że przecież wakacje można spędzić daleko od domu. Tymczasem rzeczywistość jest taka, że trzecia fala cały czas wzbiera, nie ma gwarancji, że się „nie wypłaszczy”, a kolejne kraje wprowadzają ograniczenia wymagając od wjeżdżających nie tylko negatywnych wyników testów, ale i kwarantanny.

Pesymistyczny ton widać było w ostatni piątek na giełdach, gdzie akcje linii lotniczych i firm związanych z turystyką taniały. To wpływ zamykania kolejnych departamentów francuskich i nowych ograniczeń wprowadzonych we Włoszech. W Polsce też mamy ostre ograniczenia obowiązujące już nie do końca marca, ale do 9 kwietnia.

Letni sezon w lotnictwie na naszej półkuli zacznie się już za tydzień. Tymczasem nic nie wskazuje, że dla przewoźników będą to finansowe żniwa, jak w czasach przed pandemią. — Popyt na podróże po prostu nie wraca — nie ukrywa Leah Ryan, analityczka Alton Aviation. Jej zdaniem złe wiadomości o kłopotach ze szczepieniami i kolejnymi ograniczeniami, jakie napływają z rynku, jeszcze bardziej ograniczają i tak już marny poziom rezerwacji. Najbardziej niepokojące są dane dotyczące wzrostu zakażeń COVID-19 w Grecji, która ma być hitem wśród tegorocznych kierunków i kilku innych „wakacyjnych” krajach oraz zamieszanie ze szczepionki wyprodukowanymi przez AstraZeneca, a także pojawianie się nowych mutacji COVID-19. Jedyna nadzieja, że po kolejnym oświadczeniu Europejskiej Agencji Leków przynajmniej większość wątpliwości co do brytyjsko-szwedzkiej szczepionki jednak zniknie.

W najlepszej sytuacji wydają się być niskokosztowe linie lotnicze, nauczone elastyczności, które potrafią równie szybko otworzyć, jak i zamknąć jakiś kierunek. I tak samo skutecznie regulują koszty. Na giełdach jednak widać, że inwestorzy mają wątpliwości co do tego, czy rzeczywiście ich model się sprawdzi, bo akcje Rayaniara, Wizz Aira i easyJeta tanieją tak samo, jak British Airways czy Virgin Atlantic bądź Air France-KLM. I coraz częściej słyszymy, że linie nie przetrwają bez drugiej rundy pomocy. — Niestety istnieje wielkie ryzyko, że nadejdzie fala bankructw jeszcze przed końcem tego roku — ost … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBrutalne zabójstwo w Kościerzynie
Następny artykułCzęstochowskie24: Pierwszy dzień wiosny? Niezupełnie