A A+ A++

Józef Poniatowski. Konstytucja 3 maja

Książę jeszcze za życia stał się legendą, zaś po śmierci narodową świętością, ale jak każdy kandydat na świętego musiał wcześniej mocno nagrzeszyć. Zresztą gdyby nie Napoleon i jego zwycięska kampania na ziemiach polskich w 1806 roku, przeszedłby co najwyżej do historii skandali obyczajowych przełomu XVIII i XIX wieku. Na pewno nazwano by go pierwszym polskim playboyem i jednym z największych bankrutów w dziejach kraju. A gdyby nie jego stryj, zresztą król Polski, zostałby tym, kim był z urodzenia – austriacko-czeskim arystokratą. I dzielnym oficerem walczącym pod cesarskimi sztandarami, który tak jak jego ojciec zostałby generałem w służbie Habsburgów.

Fot.: Xinhua / Zuma Press

Urodził się w Wiedniu, w pięknym pałacu Kinskich, w rezydencji jednego z najświetniejszych rodów austriackich, który z racji zasług dla cesarzy otrzymał w XVII wieku ogromne dobra na terenie Królestwa Czech – ziemie skonfiskowane zbuntowanej szlachcie czeskiej. Po części też wychowywał się w Pradze, gdzie jego matka, hrabina Maria Teresa z Kinskich (Kinsky von Wchinitz und Tettau, 1740-1806), miała swoje rodzinne gniazdo. Dlatego rodzice nadali czeskie zdrobnienie „Pepi” jego pierwszemu imieniu, Józef. Dla bliskich i przyjaciół miał zostać odtąd księciem Pepim.

Ojcem urodzonego 7 maja 1763 roku Józefa Antoniego był Andrzej Poniatowski (1734-1773) herbu Ciołek, brat Stanisława Poniatowskiego, wkrótce wybranego z woli Rosji na króla Polski. Andrzej doszedł do wysokich godności w armii cesarzowej Marii Teresy. W chwili narodzin syna, który już jako roczne dziecko otrzymał tytuł książęcy, piastował buławę marszałka-lejtnanta (generała dywizji). Fakt, że polski arystokrata służył w obcej armii, nie był w tym czasie czymś niezwykłym: polska armia liczyła zaledwie kilkanaście tysięcy ludzi i nie było w niej miejsca dla potomków hetmana Stanisława Żółkiewskiego czy Jana III Sobieskiego. Ci musieli szukać szczęścia u potężnych sąsiadów Rzeczypospolitej, najczęściej właśnie w Austrii i Prusach.

W kosmopolitycznym świecie europejskiej arystokracji mały Pepi rozmawiał z matką po francusku, a z rodziną ojca i służbą po polsku – tymi językami posługiwał się swobodnie, podobnie jak niemieckim. Gorzej z polską ortografią. Tej ks. Józef nie zgłębił do końca, czego dowodem wpis w księdze Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Książę podpisał się tam jako „Juzeff”. Można oczywiście ten oryginalny zapis własnego imienia potraktować jako wyraz książęcej fantazji. A na tej nigdy mu nie zbywało, podobnie jak na odwadze, bitności, a także umiejętności zwracania na siebie uwagi.

Bez wątpienia po ojcu generale odziedziczył Pepi pasję do zawodu żołnierza. Z własnego wyboru wstąpił do wojska austriackiego, w którym to w 1780 roku został porucznikiem, a w roku 1788 doszedł do stopnia pułkownika. Został wtedy, co było wyróżnieniem, adiutantem cesarza Józefa II, następcy Marii Teresy. Cesarskie fawory były w pełni zasłużone: książę Pepi bił się niesłychanie dzielnie w serbskiej kampanii przeciwko Turcji, podczas której został ranny. Ocalił też życie młodszemu koledze, księciu Karolowi Filipowi Schwarzenbergowi, przyszłemu pogromcy Napoleona w bitwie pod Lipskiem – ostatniej, którą przyszło stoczyć Józefowi Poniatowskiemu.

Gdyby nie stryj, Stanisław August Poniatowski, który w 1764 roku został królem, przeszedłby do historii jako dowódca austriacki i odznaczyłby się w wojnach cesarzy z rewolucyjną i napoleońską Francją. Po śmierci Andrzeja Poniatowskiego (Józef nie ukończył jeszcze wówczas 11. roku życia) król Polski stał się faktycznym opiekunem młodego księcia, który spędzał sporo czasu ze stryjem w Warszawie. W 1780 roku oficjalnie reprezentował go na pogrzebie cesarzowej Marii Teresy. W 1786 roku Stanisław August nadał bratankowi Order Świętego Stanisława, a rok później zabrał na – jak wiemy, nieudane – spotkanie z carycą Katarzyną II w Kaniowie. Jednak nie tylko te awanse zdecydowały, że ks. Józef został ostatecznie i polskim poddanym, i całkowicie z własnego wyboru Polakiem.

Przesądziły o tym następne lata spędzone w Warszawie. W 1789 roku roku król Stanisław August zawezwał bratanka do stolicy Rzeczypospolitej i objęcia stanowiska generała w odbudowującej się armii polskiej. Był to drugi rok obrad sejmu, który miał przejść do historii jako Sejm Czteroletni, czyli Wielki (1788-1792). W jego trakcie podjęto wiele decyzji przesądzających o dalszych losach państwa polsko-litewskiego. Sejm zerwał z Rosją, ogłosił aukcję, czyli powiększenie wojska do 100 tys. żołnierzy, a 3 maja 1791 roku uchwalił słynną Ustawę rządową, czyli konstytucję państwa.

Fot.: Wojciech Kryski / PAP

Mimo zapowiadającej się obiecująco kariery w armii cesarskiej Poniatowski nie wahał się przyjąć z rąk stryja stopnia generała-majora oraz dowództwa IV dywizji stacjonującej na ziemiach obecnej Ukrainy. Ze strony ks. Józefa było to przecież wyrzeczenie – tracił przyjaciół, z którymi się wychował. Swoją godność w polskim wojsku otrzymał wraz z Tadeuszem Kościuszką (1746-1817), który kilka lat wcześniej powrócił ze Stanów Zjednoczonych w stopniu generała brygady, opromieniony sławą obrońcy młodej republiki północnoamerykańskiej. Pomimo różnic urodzenia, wieku, charakterów i doświadczenia (Kościuszko pochodził ze skromnej szlachty z litewskiej Mereczowszczyzny, był starszy od Józefa o 17 lat i miał demokratyczne poglądy), świeżo wyświęceni generałowie armii polsko-litewskiej bardzo przypadli sobie do gustu. Mało kto dziś pamięta, że poważny i stateczny Kościuszko został na pewien czas towarzyszem szalonych zabaw księcia Józefa.

Warszawa w dwóch ostatnich latach obrad sejmu była najweselszą stolicą Europy; Paryż, dotychczasowy lider rozrywki, stał w ogniu rewolucji. Centrum życia towarzyskiego Warszawy była rezydencja księcia Józefa – podarowany mu przez hojnego stryja pałac Pod Blachą znajdował się obok Zamku Królewskiego. Ku zachwytowi jednych i zgorszeniu drugich odbywały się tam nieustające bale, a gospodarz konsumował swoje niezliczone romanse.

Szlachecka młodzież z zachwytem i zazdrością patrzyła na fantastycznie szybkie zaprzęgi księcia Józefa. Sprowadził on z Anglii nieznany u nas wcześniej odkryty powóz zwany whisky, w Polsce zaś nazwany z francuska kariolką (franc. carriole – powóz). Kariolka była dwukółką, kabrioletem, którym powoziło się, stojąc, tak jak grecką kwadrygą. Z tyłu znajdowało się miejsce dla dwóch pasażerów. Poniatowski udoskonalił angielski wynalazek i w miejsce jednego konia zaprzęgał dwa, a niekiedy nawet cztery. Skutek był oszałamiający!

Ks. Józef zawsze skłonny do szalonych pomysłów, założył się, że przejedzie przez całe miasto, powożąc kariolką nago! Łatwo sobie wyobrazić, że wiadomość o książęcym zakładzie błyskawicznie rozeszła się po Warszawie. W dniu, w którym wyznaczono przejazd nagiego księcia, na spodziewanej trasie wszystkie okna i balkony wypełnione były widzami. Przodowała płeć piękna, która darzyła księcia wielką estymą, i to z wzajemnością, o czym jeszcze poniżej. Oddajmy głos świadkowi wydarzeń, poecie i pamiętnikarzowi Kajetanowi Koźmianowi.

„Podczas sejmu konstytucyjnego [1788-1792] założył się, że na koniu całą Warszawę w dzień biały, obnażony, przejedzie i dobrawszy sobie towarzyszów: Ignacego Hryniewieckiego i podobno Sanguszkę, dokazał tego ze zgorszeniem wielu. Miał wzór do tej płochości w stryju swoim, ekspodkomorzym koronnym [Kazimierzu] Poniatowskim, który po ulicach Warszawy obwoził w karecie nagą aktorkę, sławną Józefkę, którą potem za Józefa Zapolskiego wydał”. Jednak według innej relacji, a jej autor nie miał powodów – tak jak Koźmian – cenzurować przebiegu wydarzenia, tym drugim pasażerem nie był wcale książę Sanguszko, tylko generał Tadeusz Kościuszko… Który powoził razem z księciem również w stroju adamowym…

Książę Józef zakład oczywiście wygrał. Wspomniane zainteresowanie płci pięknej jego osobą wynikało nie tylko z racji młodego wieku, pozycji i sławy królewskiego bratanka. Książę był mężczyzną niezwykle przystojnym. Tak zapamiętali go współcześni i takim widzimy go na licznych portretach. Jedynie męski hormon testosteron, którego miał w nadmiarze, mocno osłabił jego czuprynę. Jednak mankament urody książę zręcznie tuszował – nie tylko na portretach – tupetem, czyli półperuką zakrywającą pozbawione włosów miejsce.

Udzielmy w tym miejscu głosu innemu świadkowi, posłowi inflanckiemu Fryderykowi Schulzowi. Ten, przybywszy z Rygi do Warszawy, z wielkim znawstwem rejestrował najróżniejsze przejawy stołecznego życia, szczególnie obfitującego w skandale. Tak oto odmalował 25-letniego Poniatowskiego. „Książę Józef jest jedną z najdoskonalszych postaci, jakie widzieć można. Stopa jego, noga cała pełne [są] najpiękniejszego rysunku, odzież przyobleka ją całą jak ulana (…). Rysy twarzy mają wiele wyrazu męskiego, para czarnych wielkich oczu je ożywia”.

Dodajmy, że książę nie był wysokiego wzrostu, ale właśnie owa „najdoskonalsza z postaci” czyniła go tak atrakcyjnym. Kajetan Koźmian pisze w pamiętniku, że w Poniatowskim kochały się najbardziej powabne kobiety z arystokracji, ale on bardziej gustował w osobach niskiego pochodzenia: „Trzy były podczas sejmu konstytucyjnego najpiękniejsze młode kobiety w Warszawie: Kosowska, podskarbina koronna, Bielińska z domu (…) Rozalia księżna Lubomirska (…) która później pod gilotyną w Paryżu życie straciła, i Julia Potocka, z domu księżniczka Lubomirska (…). Te wszystkie i wiele innych dobijały się o serce księcia Józefa. Na jego święto zebrały się raz Pod Blachą, przekupiły kamerdynera, że je wpuścił w niebytności księcia do jego sypialnego pokoju, i w nim sobą samymi i kwiatami łóżko jego uwieńczyły. Gdy wtem książę niespodzianie nadjechał ze swoją faworytą, aktorką Sitańską, i wszedł do pokoju. Spotkanie to nie bardzo było dla obydwu stron przyjemne”.

Józef Poniatowski


Józef Poniatowski

Fot.: Wikimedia

Aktorka, a właściwie śpiewaczka operowa Małgorzata Zelia Sitańska, była wraz z siostrą Dorotą, tancerką, wieloletnią kochanką księcia. Ze związku Józefa z Zelią narodził się w 1791 r. syn, który otrzymał imiona Józef Szczęsny Maurycy oraz nazwisko Chmielnicki (zmarł w 1860 roku). Książę pozostawał w związku z Zelią jeszcze podczas insurekcji kościuszkowskiej w 1794 r. Plotka warszawska głosiła, że broniąc przed Prusakami odcinka wałów stołecznych na Powązkach, noc całą spędził z siostrami Sitańskimi. Kiedy rano przybył do podkomendnych, odcinek już był stracony. Swoim zwyczajem, który miał jeszcze wielokrotnie okazywać na polu walki, chwycił za karabin i z nieodłączną fajką w zębach ruszył na czele oddziału do kontrataku. Skutecznego. Na żołnierzy, także tych prostych, szeregowców i podoficerów, miał niebywały wpływ. Kochali go i szli za nim w ogień. Pod tym względem przypominał Bonapartego.

W okresie Księstwa Warszawskiego, kiedy książę Józef był ministrem wojny i zwierzchnikiem armii polskiej, jego stałą kochanką była mężatka, Zofia Czosnowska z domu Potocka. Z tego związku narodził się w 1809 roku drugi syn, Józef Poniatycki (to nazwisko przybrane dla podkreślenia pewnego związku z rodem biologicznego ojca). Józef junior polegnie w 1855 roku w służbie francuskiej w Algierze. Związek z Czosnowską miał jeszcze inne znaczenie: był ostatnim w życiu księcia. Rozstali się jesienią 1813 roku w Krakowie. Poniatowski wierny do końca Napoleonowi, z resztkami armii polskiej ocalałej z kampanii rosyjskiej pomaszerował na zachód, do Niemiec. W Saksonii zakończył życie 19 października w bitwie narodów pod Lipskiem. Spośród dziesiątek, jeśli nie setek przelotnych romansów księcia, wspomnieć warto zwłaszcza jeden. Podczas pobytu w napoleońskim Paryżu w 1811 roku został kochankiem ulubionej siostry Bonapartego, demonicznej Pauliny Marii Bonaparte (1780-1825), primo voto generałowej Leclerc, secundo voto księżnej Borghese. Była w jego życiu jeszcze inna kobieta urodzona we Francji, starsza od niego o 10 lat hrabina de Vauban, którą zabrał ze sobą do Warszawy i uczynił marszałkinią swojego dworu w pałacu Pod Blachą.

Zapewne wielość nieformalnych związków sprawiła, że ks. Józef pozostał do końca życia kawalerem. Chciał się żenić tylko raz. Jeszcze w czasach wiedeńskich zakochał się, oczywiście z wzajemnością, w młodszej od siebie o sześć lat pięknej Marii Karolinie Thun. Małżeństwo z Austriaczką pokrzyżował Stanisław August Poniatowski, który planował dla Józefa świetniejsze mariaże. Także i te nadzieje królewskie legły ostatecznie w gruzach.

Książę Józef po upadku powstania Kościuszki, pod którego komendą służył jako zwykły oficer, i po trzecim rozbiorze Polski stał się poddanym aż dwóch monarchów. Jego dobra leżały zarówno na terenie zaboru rosyjskiego, jak i pruskiego. Władcy mocarstw rozbiorowych kusili go różnymi dostojeństwami, a w dobie Napoleona nawet koroną Polski. On jednak propozycje odrzucił, choć skorzystać musiał z pomocy króla pruskiego w sprawie spłaty gigantycznych długów, jakie dostał w spadku po zmarłym w lutym 1798 r. stryju, Stanisławie Auguście.

Po ostatnim rozbiorze w 1795 roku książę Józef osiadł w rządzonej przez Prusaków Warszawie, w pałacu Pod Blachą. Pomieszkiwał również w pięknej rezydencji w podwarszawskiej Jabłonnie – odziedziczył ją po drugim stryju, Michale Poniatowskim, ostatnim prymasie niepodległej Polski. W następnych latach, aż do powstania Księstwa Warszawskiego w 1807 roku, książę Józef wiódł żywot udzielnego niemal władcy, niekoronowanego króla Warszawy, zdegradowanej teraz do rangi siedziby prowincjonalnych władz pruskich.

Ten okres jego życia przeszedł do legendy w stopniu większym niż czasy warszawskich zabaw w trakcie Sejmu Czteroletniego. Stało się tak zapewne dzięki wielkiej poczytności „Popiołów”, epickiej powieści Stefana Żeromskiego wydanej w 1902 roku. Żeromski opisał w niej ekscesy złotej młodzieży, której prowodyrem i niedoścignionym wzorem był książę Pepi. Na podstawie powieści Andrzej Wajda zrealizował w 1965 roku film, w którym rolę Poniatowskiego kreował znakomity aktor Stanisław Zaczyk. W pamięci zarówno czytelników, jak i widzów pozostały sugestywne obrazy towarzystwa „spod Blachy” awanturującego się i demolującego sklepy, w których następnego dnia książę pokrywał z nawiązką poczynione szkody.

Jałowość i pustkę porozbiorowej egzystencji starał się Poniatowski utopić w szampanie, w którym ówczesnym obyczajem kąpano frywolne towarzyszki zabaw. Olbrzymie dochody roczne księcia, przez historyków obliczone na ćwierć miliona złotych, dalece nie wystarczały na zaspokojenie potrzeb jego dworu. Poniatowski wydawał sumę trzykrotnie wyższą – ponad 750 tysięcy złotych – w ten sposób wciąż się zadłużał, spłacał przy tym lichwiarskie odsetki. Łatwo zgadnąć, że zakończyłoby się to bankructwem i życiową katastrofą, gdyby nie nadzwyczajne wypadki dziejowe.

Błyskawicznie podjęta u schyłku 1806 roku decyzja, aby stanąć po stronie wkraczającego do Poznania, a później do Warszawy cesarza Francuzów Napoleona I przesądziła o reszcie życia księcia Józefa. Został ministrem wojny w rządzie utworzonego latem 1807 roku Księstwa Warszawskiego – państewka polskiego, zależnego od Francji. Potem objął dowództwo nad szybko formowaną przez siebie armią Księstwa. Błyskotliwa kampania wojenna 1809 roku, podczas której Poniatowski odbił Austriakom Galicję z Krakowem, by Napoleon mógł ją przyłączyć do Księstwa, odmieniła niemal wszystko. Zapomniano o starzejącym się i tyjącym już trochę gospodarzu pałacu Pod Blachą, utracjuszu i deprawatorze szlacheckiej młodzi. Rodziła się legenda wybitnego stratega, zarazem wspaniałego wodza, troszczącego się o swoich żołnierzy. Powszechnie znane stały się również uprzejmość księcia i troska o podległych mu ludzi.

Kiedy przed wyprawą na Moskwę ogłosił w Księstwie powszechny pobór do wojska, zwróciła się doń starszyzna żydowskiego kahału z prośbą, by młodzież starozakonna mogła podczas służby wojskowej wykonywać obowiązki religijne. Książę długo zastanawiał się, jak można by zadośćuczynić temu życzeniu. Stwierdziwszy, że nie ma takiego sposobu, zwolnił młodych Żydów ze służby. Dzielnie znosił też osobiste porażki. Był, jak wiadomo, wolnomularzem, jeszcze z czasów stanisławowskich. Potem należał do wojskowej loży Bracia Polacy i Francuzi Zjednoczeni. Kiedy w 1810 roku kandydował na wysoki urząd w tworzonym właśnie Wielkim Wschodzie, przegrał wybory. Skończyło się na wystawnym bankiecie wydanym przez przegranego kandydata.

Książę Józef Poniatowski był rzeczywiście wspaniałym człowiekiem. Dowiódł tego w ostatnich miesiącach i dniach życia. Przed bitwą i w czasie walk pod Lipskiem opuścili Napoleona wszyscy sojusznicy, w tym wierni mu dotąd Sasi i ich król. Pozostał samotny ks. Józef z polsko-francuskim korpusem. 16 października mianowany został marszałkiem, 19 października zginął w nurtach rzeki Elstery pod ogniem Francuzów, którzy jak dziś wiemy, pomylili w ciemnościach oddział Poniatowskiego z rosyjskim.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułŚmierć w Dallas. Amerykańskie teorie spiskowe wokół zamachu na Kennedy'ego
Następny artykułJak Wałęsa spał pod Leninem