A A+ A++

Robert Kasperczyk pokonał Macieja Skorżę. Niby przesądził strzał życia Roginicia, więc jak tu mówić o taktycznym zwycięstwie – ale jednak można. Kasperczyk ustawił zespół w sposób bardziej wyrachowany. Kasperczyk zneutralizował atuty ofensywne Lecha Poznań. Kasperczyk zareagował zmianami, dając swojej drużynie impuls. Kasperczyk zagrał na zero z tyłu, choć to się bielszczanom praktycznie nie zdarza.

Podbeskidzie zgarnia być może kluczowe punkty w grze o utrzymanie, a Kolejorz umacnia się na pozycji faworyta do wicemistrzostwa Wielkopolski.

IMPAS W PIERWSZEJ POŁOWIE

Po szalonym meczu ze Śląskiem bielszczanie ewidentnie chcieli zagrać bardziej odpowiedzialnie w tyłach. I to wychodziło od pierwszych chwil – Lech klepał, przyspieszał na połowie Górali, ale niejeden z takich ataków nagle się załamywał, bo ktoś zdążył wrócić, bo zagęszczenie graczy było za duże.

Problem Podbeskidzia polegał na tym, że owszem, ta defensywa była zauważalnym postępem, ale pierwsza połowa z przodu? Bezzębna. Taki sobie strzał Ubbinka z dystansu, a wszyscy w lidze wiedzą, że Ubbink lubi się podpalić ze strzałem na notę. Jakiś zagubiony centrostrzał, jakieś wrzutki, w tym również z korner Danielaka w boczną siatkę. O celnych strzałów Podbeskidzia do przerwy w sumie oddawało ich grę w ofensywie.

Lech w tym etapie gry? Większa płynność, większa ochota do gry kombinacyjnej. Ale konkretów też niewiele. W sumie najlepsza ich sytuacja jest dosyć dziwna, bo Skóraś ma pustą bramkę. Sęk w tym, że stał tyłem do niej i – co potwierdził w przerwie – o tej pustej bramce w sumie nie wiedział. Spróbowałby tu piętą, duża szansa na gola. Zamiast tego wycofał i to tak, że wyrzucił Ishaka.

Naprawdę, widać gdzie był w tej sytuacji Pesković – na wczasach. A potem jak Skóraś pozwolił mu wrócić.

Skóraś mógłby też mieć dobrą sytuację, gdyby tutaj przyjął piłkę:

Generalnie jednak trudno powiedzieć, żeby Lech miał jakąś czystą sytuację. Nawet jak po niezłej, szybkiej wymianie podań próbował Ishak, to był trochę wyrzucony i miał go kto blokować. Nieźle broniło się Podbeskidzie, szczególnie jak na Podbeskidzie.

STRZAŁ ŻYCIA ROGINICIA

Zastanawialiśmy się: Kasperczyk będzie chciał zagrać va banque? Ruszy po punkty za wszelką cenę? Frontalny atak we Wrocławiu nie przyniósł trzech punktów, ale przecież gole jednak tak. Tam to była loteryjna końcówka, mogło się powieść.

A jednak Kasperczyk pozostał konsekwentny. Dalej raczej defensywa, niż atak za atakiem. Po meczu trener bielszczan przyznawał, że taki był plan: gra Góralom, jego zdaniem, ostatnio się “przelewała”. Za dużo zostawiali miejsca, za dużo było fantazji. Poza tym to były intensywne piłkarsko dni, wymiana ciosów mogła skończyć się tragicznie również ze względów energetycznych.

Dlatego mecz do końca pozostał zamknięty. Dla Lecha mógł go otworzyć błąd Peskovicia, względnie polot Kamińskiego lub piłka dograna do Tiby na czwarty metr, ale generalnie: czy Lech stworzył sobie, od początku do końca samodzielnie, jakąkolwiek klarowną sytuację? Taką stuprocentową, przy której Pesković musiałby się wspiąć na wyżyny? W sumie to nie.

Lech nie dał rady tego zrobić przeciwko najgorszej defensywie sezonu.

Przeciwko drużynie, która jeśli chodzi o popisy defensywne, flirtuje z historycznie złymi wynikami.

I w której bramkarz dzisiaj grał dosyć nerwowo.

No, to naprawdę nie wystawia dobrej recenzji Lechowi.

Podbeskidzie? Podbeskidzie miało tę akcję, odbiór Tulio po błędzie Satki i petardę Roginicia. Z miejsca bramka kolejki.

To, po prostu, wystarczyło. To i rzetelna gra przez cały mecz w tyłach. Bo choć myśleliśmy, że Lech po stracie gola może ruszyć w pogoni za bramkami, a Podbeskidzie lubi wypuścić wynik w końcówce, tak tym razem nawet tym poważnie nie zapachniało.

Brawa dla Górali, że nie podłamali się tym, co zdarzyło się we Wrocławiu. Choć to mogłoby, biorąc pod lupę wagę spotkania i moment sezonu, podłamać niejedną mocną ekipę. Tymczasem dzisiaj byli skoncentrowani, zwarci, wiedzący dokładnie co mają grać. To było znowu Podbeskidzie jak w dwóch pierwszych meczach wiosny, o których już zdążyliśmy zapomnieć. Te trzy punkty to wielki haust tlenu dla bielszczan, ale i gorąco może zrobić się w takiej Wiśle Płock, jeśli Stal też sprawi niespodziankę.

Lech? A Lech niech już kończy ten sezon, bo wstyd.

Fot. FotoPyK

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPowiat Wadowice: Zostań rodzicem zastępczym…
Następny artykułByły doradca Johnsona nazwał go “szalonym i nieetycznym”