A A+ A++

“Jeśli spotkasz niewidomego żebraka, daj mu jałmużnę, bowiem nie ma nic gorszego na świecie niż być ślepcem w Granadzie” – powiedzenie to cytuje Joanna Sienkiewicz, która w Polsce prowadzi szkołę językową Gran Via, a w Hiszpanii studiowała i bywa bardzo często. Często też przygotowuje plan wycieczek swoim przyjaciołom i studentom, i jest przekonana: – Jeden dzień wystarczy, by poczuć klimat Granady i zakochać się w tym mieście. Aczkolwiek dla mnie zawsze o ten jeden dzień jest za mało – uśmiecha się.

W ciągu tego jednego dnia na pewno dostrzeżemy i docenimy szereg typowych dla Granady, tworzących jej urok drobiazgów, jak np. owoce granatu wyryte na słupach, posadzkach czy talerzach, zawieszanych często na andaluzyjskich balkonach. Albo ceramiczne płytki azulejos zdobiące nie tylko legendarną Alhambrę, ale i najzwyklejsze bary i kuchnie w każdym domu.

To często właśnie dla Alhambry, ósmego cudu świata turyści ciągną do Granady, miasta w Andaluzji, na południu Hiszpanii. Zanim jednak zabłądzimy w labiryncie dzieł sztuki, warto poznać historię tego niezwykłego miejsca.

Joanna opowiada: – Zalążkiem Granady była mała osada iberyjska, podbijana najpierw przez Rzymian i Wizygotów, a dopiero muzułmanie pokazali jej piękno. W 1293 roku na tronie ostatniego niepodległego emiratu al-Andalus zasiadł Mohamed I z dynastii Nasrydów. Dzięki sprytowi i dyplomacji, płaceniu danin królom katolickim i wspieraniu ich wojsk w najazdach na inne miasta, zapewnił Granadzie bezpieczeństwo i umożliwił rozkwit architektury, sztuki i handlu, który trwał do XV wieku.

Dopiero sułtan Muley Hacen odmówił płacenia coraz większych danin władcom Kastylii i Aragonii, na co król Ferdynand miał zareagować: “Wydłubię nasiona z tego granatu, jedno po drugim!”. W 1491 jego wojska najechały emirat, po ośmiomiesięcznym oblężeniu i kapitulacji zaczęły się prześladowania, a Granada zamieniła się w żywą ruinę. Dziś jest ona na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

“Czerwona twierdza” Alhambra to coś więcej niż pałac, to całe królewskie miasto, dobudowywane i rozbudowywane na bazie konstrukcji, która powstała w XI w.

– Osoba, która chciała stanąć przed obliczem władcy, musiała przejść przez te wszystkie ogrody i pałace. Po godzinnym marszu wśród tych wspaniałości była tak oszołomiona, że gdy trafiała w końcu do króla, zgadzała się na wszystko – opowiada Joanna. Zwraca uwagę na zdobienia: – Symetryczne, w nieskończoność powtarzające się wzory miały chwalić Allaha, jednak stworzenie czegoś idealnego byłoby przecież bluźnierstwem wobec Boga, więc rzemieślnicy okazywali swoją pokorę wyborem bardzo słabych materiałów: gipsu, gliny, drewna. Takich, które z założenia miały nie przetrwać. To, że teraz mamy okazję podziwiać Alhambrę, to cud.

Przestrzega też, że zwiedzanie Alhambry bez przemyślenia nie wchodzi w grę. Raz, że nie ma gwarancji czy dostanie się bilety, dwa, że możemy stracić kilka cennych godzin stojąc w kolejce po nie. Jeśli więc planujemy jakieś popandemiczne wojaże, warto kupić bilety dużo wcześniej, przez internet. I koniecznie wziąć ze sobą kanapki i wodę, bo nie ma miejsca piękniejszego na piknik niż ogrody Alhambry.

Jeśli mamy naprawdę tylko jeden dzień, to możemy zamiast Alhambry odwiedzić Palacio Dar al-Horra, pałac równie piękny, choć mniejszy, ukryty w labiryncie ulic w położonej na wzgórzu dzielnicy Albaicin.

Inne atrakcje, które warto zobaczyć, to m.in. muzeum i dom pisarza Federico Garcia Lorki, stary uniwersytet La Madraza, nowy park nauki, łaźnie arabskie, muzeum jaskiń Sacromonte (zarówno w tej dzielnicy, jak i w Alhambrze trzeba uważać na kieszonkowców).

Najważniejszą dla zwiedzających ulicą będzie przecinająca miasto i skupiająca całe życie Gran Vía de Colón. Na jej początku stoi katedra z kaplicą, w której spoczywają Ferdynand Aragoński i Izabela Kastylijska ze swoją córką Joanną Szaloną i wnukiem Karolem V.

Joanna Sienkiewicz snuje opowieść: – Juana la Loca była szalona. Z miłości. Po całej Hiszpanii woziła zwłoki swojego zmarłego męża – niesamowitej urody Filipa I Pięknego. Nie mogła się pogodzić z jego stratą. Nie mniej szalony był ich syn Karol V, który w ogromnym meczecie w Kordobie wybudował kościół.

Jednak nie tylko historią i zabytkami żyje przecież turysta. Joasia wszystkich swoich przyjaciół i studentów kieruje na nocleg do hostelu Atenas na ulicy Gran Via.

Mają też zapamiętać Plaza Nueva – punkt spotkań na początku tejże ulicy. Oraz ulicę równoległą do Gran Via – Calle Elvira. To na niej są najlepsze tapas, na które wychodzi się po godz. 22. Co ciekawe, w Granadzie tapas są darmowe! Im więcej zamówimy napojów, tym więcej przekąsek dostaniemy. Po prostu idealne miasto studenckie.

Typowe tapas, których trzeba spróbować, to: pan tumaca – tosty z pomidorami, crocquetas i oliwki aceitunas, ostre sardele boquerones, pescaito frito – smażone rybki serwowane zamiast frytek, patatas bravas, czyli ziemniaki z pikantnym sosem oraz tortilla de patatas – omlet z ziemniakami.

A inne smakołyki? Za pierwszym budynkiem na Plaza Nueva rozciąga się arabska dzielnica z licznymi sklepikami, można tam usiąść i napić się herbaty, której smaków jest mnóstwo. Gdy zawrócimy na początek Gran Via, znajdziemy lody Los Italianos, a najlepsze ich smaki to: tutti frutti, mora – jeżynowy i leche merengada – mleko z cynamonem i gotowanymi skórkami pomarańczy i cytryny. Idąc w dół ulicy, za katedrą trafimy na plac Bib Rambla, gdzie wszyscy chodzą do baru Alhambra na gęstą chocolate con churros.

Do Albaicin można dotrzeć piechotą albo busikiem, mijając po prawej stronie znaną z koncertów dzielnicę Sacromonte. Wysiadamy na pierwszym przystanku na samej górze i idziemy na plac Aliatar naprzeciwko kościoła. Nasz cel to mały bar o tej samej nazwie – Aliatar, gdzie zamawiamy pikantne ślimaki caracoles. Dalej uliczką Panaderos idziemy do Plaza Larga, gdzie próbujemy migas – podsmażonego chleba z mięsem i koniecznie w cukierni Casa Pasteles zamawiamy leche frita (smażone mleko, jakkolwiek by to nie brzmiało).

Wieczory w Granadzie należą do flamenco. Miasto słynie ze swojego stylu i konkuruje ze szkołami w Sewilli i Kadyksie. Jest w nim około 400 barów flamenco, ale cztery są wyjątkowo warte polecenia. Numer jeden to Eshavira Club na Calle Elvira, niewidoczny dla niewtajemniczonych, ukryty pod schodami, otwarty od godz. 22 do 6 rano, o którym wiedzą wyłącznie pasjonaci flamenco. Można tam spotkać gwiazdy, nawet Rosalia tam przychodzi!

Inne świetne kluby to: Cuevas los Tarantos w dzielnicy Sacromonte, Tablao Flamenco le Chien Andalou przy Plaza Nueva oraz La Chumbra Auditorio Municipal z cudnym widokiem na oświetloną Alhambrę.

Inna wyjątkowość Granady to jej mieszkańcy, a przede wszystkim mieszkanki, które słynną z demonstracyjnych fochów. Wściekłą i obrażoną la malafolla uwiecznia wiele murali w mieście.

Słoneczną Granadę najlepiej zwiedzać wiosną, kiedy pachną kwitnące drzewa pomarańczowe. Za tą mieszaniną aromatów – gdzie z oliwkami i pomarańczą łączy się… flamenco – najbardziej tęskni Joasia. Kiedy się mocno skupi, potrafi przywołać specyficzny zapach Granady.

Zdradza: – Jest takie miejsce, dzięki któremu Granada jest moją prawdziwą miłością, to mirador, punkt widokowy San Nicolas. Miejsce magiczne, by zatrzymać się na chwilę i pogadać ze sobą.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCzęstochowskie24: Mieszkańcy dzielnicy Gnaszyn: nie dla przetwarzania odpadów!
Następny artykułIga Świątek komentuje wygraną i awans do kolejnej rundy turnieju w Dubaju