Na pierwszy rzut oka zadanie zlecone studentom matematyki stosowanej na AGH było banalnie proste. Mieli oni stworzyć blogi internetowe, korzystając z domen udostępnionych przez uczelnię. Na stronie jednego z nich znalazły się jednak wyjątkowo obraźliwe treści, gdzie „j***ć dziekana” i „dziekan sk*****yn” to zwroty z kategorii tych łagodniejszych. Odkryto tam także materiały obrażające studentki AGH.
Jednym z wytłumaczeń całego zamieszania jest teoria o niewiedzy studenta, który miał nie uświadamiać sobie, iż jego strona będzie publiczne, a treści na niej zamieszczane będą możliwe do znalezienia przez wyszukiwarkę Google. Nieco inną wersję przedstawiła rzeczniczka uczelni, w oświadczeniu odnoszącym się do całej sprawy. Przedstawiony przez nią przebieg zdarzeń pokazuje wspomnianego studenta jako ofiarę okrutnego żartu, która po prostu niedostatecznie zabezpieczyła swoją pracę.
Afera na AGH. Rzeczniczka komentuje
– Studenci w ramach zajęć dydaktycznych mieli stworzyć proste strony, korzystając z zasobów serwera przeznaczonego dla studentów. Jeden ze studentów stworzył stronę, która zawierała błędy programistyczne pozwalające na wyświetlenie dowolnej treści na stronie. Błąd ten został wykorzystany przez użytkowników internetu, którzy spowodowali, że na stronie ukazały się niecenzuralne treści. Zostały one zaindeksowane przez wyszukiwarki, co spowodowało wyświetlanie strony w wynikach wyszukiwania po wpisaniu pewnych wulgarnych fraz. Student usunął całą stronę, gdy zauważył problem – przekazała Anna Żmuda-Muszyńska, rzeczniczka AGH.
Nie wiadomo jeszcze czy, ani jakie konsekwencje zostaną wyciągnięte wobec wspomnianego studenta.
Czytaj też:
Michał Wójcik niewzruszony swoją wpadką. „Bruksela czy Luksemburg, nie ma w istocie znaczenia”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS