A A+ A++

Podobno wszedł niedawno na ekrany polski (choć z obsadą częściowo włoską) erotyk „365 dni” na podstawie powieści niejakiej Blanki Lipińskiej. Filmu nie oglądałam, książki nie czytałam, niemniej skojarzenie z „50-ma twarzami Grey’a” nasuwa się samo. A z tego, co mówią i piszą recenzenci obydwu pozycji (tak literackich, jak i ich ekranizacji), chodzi o identyczny schemat: bierna, uległa i nijaka samica zostaje zniewolona przez zamożnego, pociągającego samca, który z niewiadomego powodu szaleje na jej punkcie, a w łożnicy nie zamierza bynajmniej okazywać jej specjalnego szacunku, tylko bierze za włosy i…

No cóż, w zasadzie nie powinno dziwić, że obydwie bajeczki (odnoszę się do książek) zostały napisane przez kobiety. To, co przez tysiąclecia było ukryte lub przynajmniej podawane w sposób mniej lub bardziej zawoalowany (że niewiasty uwielbiają być pożądane, zdobywane, a nawet lekko tłamszone przez mężczyzn, oczywiście w określonych okolicznościach, określonym czasie, na określony sposób), w naszych czasach jest wykładane jasno, otwarcie i bez owijania w bawełnę. Fantazje o gwałcie, zniewoleniu, o atrakcyjnym, szalejącym z pożądania mężczyźnie, który musi, po prostu musi umiejscowić swoje napęczniałe pod wpływem oszałamiającej urody samicy przyrodzenie w którymś z jej otworów, to coś dla naszej płci tak naturalnego, jak macierzyństwo, plotki, niezrozumienie fenomenu piłki nożnej czy rozczulanie się nad małymi kotkami.

Różnica jest taka, że dzisiaj takie książki (tudzież idące za nimi filmy) nie wywołują już (niestety) skandali. Nawet Kościół siedzi cicho jak mysz pod miotłą, zamiast kulturalnie zrobić im większą reklamę, wpisując je chociażby na indeks ksiąg zakazanych. Owszem, krytycy mogą dzieło zjechać, bardziej jednak za niskie walory literackie niż za wywołane erotycznymi scenami zgorszenie. Albowiem zgorszenia już nie ma. Białogłowy nie dzielą się już w powszechnej opinii na dziwki i madonny, dzielą się na te, które masturbują się przy książkach E L James lub Lipińskiej oraz na te, które masturbują się przy czymś bardziej wyrafinowanym. Można trochę ponarzekać, iż fantazje naszej rodaczki zatwierdzają „kulturę gwałtu”, czymże jednak jest cały ruch #metoo z jego agresją wobec dawnych krzywdzicieli przy jednostkowych, intymnych wyborach milionów (nie tylko polskich) kobiet? Przystojny, jurny, posiadający władzę i pieniądze facet, który dostaje kompletnie nieuzasadnionego bzika na punkcie najzwyklejszej pod słońcem baby, do tego rżnący ją ostro niczym drwal nieszczęsne drzewa, ba!, wręcz przymuszający ją do seksu, co automatycznie (he he) wyklucza jej grzech, winę, współodpowiedzialność czy brak przyzwoitości – to się nie może nie podobać kobietom. 🙂 Schemat „słaba, niewinna i urodziwa dziewoja na początku z oporami, a później z coraz większą ochotą daje się wychędożyć mężczyźnie, który z racji swojego wyglądu i statusu mógłby mieć – teoretycznie – każdą inną” chyba zawsze się dobrze sprzedawał, a jedyną różnicę pomiędzy dawnymi romansami a dzisiejszymi powiastkami dla dorosłych stanowi dosadność w opisywaniu scen erotycznych.

I właściwie – czemu się tu dziwić? Panowie mają setki tysięcy pornoli, których poziom artystyczny woła o pomstę do nieba. Obecnie do głosu dochodzą także fantazje pań. Nie ma co się czepiać fikcji, że niemądra, dziecinna, kompletnie rozmijająca się z rzeczywistością. Równie dobrze można by załamywać ręce nad bylejakością czy absurdalnością literatury i filmów fantasy. Wyobrażanie sobie „romantycznego gwałtu”, najlepiej poprzedzonego paroma standardowymi zabawami sado-maso, będącego owocem nie jakichś zaburzeń czy nienawiści do kobiet, a wręcz przeciwnie – niepohamowanej namiętności samca alfa, pozwala przeciętnej kobiecie uciec w krainę specyficznej baśni, zapomnieć o szarudze powszedniości, spędzanej z kimś ze zdecydowanie niższej „półki społecznej”. Kobiety nie chcą być gwałcone, one chcą, żeby piękni mężczyźni za nimi szaleli, walczyli o nie, molestowali w sposób, jaki im (kobietom) się podoba, czasami lekko przymusili, ale bez autentycznego okrucieństwa. A potem ślub i miłość aż po grób. Noo, może niekoniecznie u pisarzy czy filmowców, ci bowiem mnożą trudności przed „zakochaną parą”, gdyż umożliwia to dopisanie bądź nakręcenie paru sequeli. 🙂

A skoro już jesteśmy przy fantazjach o przemocy i zniewoleniu, mam dla Państwa zagadkę. Jaki tytuł nosi powieść (napisana – a jakże! – przez kobietę), której fragment prezentuję poniżej?

Rozkazano jej się zbliżyć, co zrobiła nieco niepewnym krokiem i poczuła, że stoi przed rozpalonym kominkiem, gdzie zasiadło czterech mężczyzn: czuła żar i słyszała syk płonących polan. Stała naprzeciw ognia. Czyjeś ręce podniosły jej okrycie, dwie inne przesunęły się w dół, wzdłuż jej lędźwi, sprawdziwszy uprzednio czy bransolety trzymają się mocno: te dłonie nie były odziane w rękawiczki, a jedna z nich zagłębiła się naraz w obydwa jej otwory tak gwałtownie, że krzyknęła. Ktoś zaśmiał się. Ktoś inny powiedział:

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolicja Augustów: Uszkodził pojazd- został zatrzymany
Następny artykułPolicja Ruda Śląska: Rudzcy policjanci wsparli akcję #GaszynChallenge