A A+ A++

Politycy PiS znów zaczęli składać obietnice dopłat, które miałyby zniwelować obywatelom wzrosty rachunków za prąd. Rzecz w tym, że składają te obietnice bez pokrycia już od trzech lat, na dodatek od lat prowadzą karkołomną politykę energetyczną, która wydatnie przyczynia się do wzrostu naszych rachunków. I zdają się nie dostrzegać związku między jednym a drugim.

„Zjednoczona Prawica nie jest w stanie realnie rządzić”. O co walczą koalicjanci PiS? [PODCAST]

Kiedy ceny prądu oszalały…

Pierwsze obietnice wyrównania podwyżek cen energii usłyszeliśmy ponad dwa lata temu. Ówczesny minister energetyki Krzysztof Tchórzewski w grudniu 2018 r. deklarował: „Podjęliśmy wszelkie działania, które mają ochronić naszych obywateli przed ewentualnymi wzrostami cen prądu”. W komunikacie zapowiadano, że resort energii przygotował projekt ustawy o rekompensatach: dla gospodarstw domowych oraz małych i średnich firm. Miał powstać Fundusz Efektywności Energetycznej i Rekompensat, wart 4-5 mld zł, z którego w 2019 r. firmy energetyczne miały wypłacać klientom rekompensaty. A dokładnie rabaty na rachunkach. Skąd owe 4-5 mld zł? Ze sprzedaży darmowych uprawnień do emisji CO2 i z budżetu.

Eksperci pukali się w głowę, bo plan był ekonomicznym absurdem: ceny energii w Polsce zaczęły rosnąć bardziej niż w innych krajach, bo nasza gospodarka produkuje prąd głównie z węgla (jeszcze do niedawna w 80-90 proc.). Węglowa energia musi drożeć, bo aby wypuścić do atmosfery dwutlenek węgla, trzeba wykupić na unijnej giełdzie odpowiednie pozwolenie. A ceny tych pozwoleń zaczęły szybować w górę: z 5 euro w 2017 r. do 16 euro w 2018 r. I w lecie 2018 r. ceny hurtowe na giełdzie energii w Polsce oszalały: ze 160 zł za megawatogodzinę skoczyły do ponad 330 zł. Stąd te paniczne działania rządu.

Ale sposób zasilania funduszu rekompensat był szczytem absurdu: oto rząd chciał rozdać obywatelom pieniądze, które powinien przeznaczyć na modernizację energetyki. Kiedy wprowadzano mechanizm handlu prawami do emisji CO2, Polska dostała pewną darmową ich pulę, by w odpowiednim czasie sprzedać je na wolnym rynku i te ekstra pieniądze przeznaczyć na unowocześnienie systemu energetycznego. Tymczasem rząd postanowił je przejeść.

Czytaj też: „Zobaczyłem, jak przy pomocy propagandy można zawładnąć sercami wyborców”

Obiecanki na wybory

To, co było absurdem ekonomicznym, tłumaczyło się politycznie: w 2019 r. miały się odbyć wybory do parlamentu. Wkurzanie suwerena wysokimi rachunkami za prąd mogło być przepisem na przegraną.

Z tekstów, audycji, wywiadów i projektów systemu rabatowego w energetyce, jakie ukazały się pod koniec 2018 i w 2019 r. można by ułożyć całą bibliotekę. W grudniu 2018 r. szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacek Sasin zapewniał: „Żaden Polak, indywidualny odbiorca prądu, nie zapłaci za prąd więcej”. Podobne zapewnienia składał Sasin także wobec małych i średnich przedsiębiorców: „Wszystkie informacje, które pojawiają się w przestrzeni publicznej o piekarniach, czy małych zakładach, które będą podnosiły ceny, nie mają żadnych podstaw. Jest tylko kwestia dużego biznesu. Tutaj również szukamy pewnych mechanizmów” – zapewniał. Słowem: miał się ziścić ekonomiczny cud: firmy energetyczne miały podnieść ceny prądu, a jednocześnie prawie nikt miał nie zapłacić na rachunku więcej.

Kampania wyborcza pozwoliła jakoś problem przypudrować i odłożyć na później. Politycy PiS zapewniali: rekompensaty oczywiście będą, ale stworzenie tego mechanizmu nie jest takie proste. W 2020 r. na pewno będą zwroty za zbyt wysokie rachunki. W tzw. międzyczasie powstał nowy rząd, z nową strukturą. Zniknęło Ministerstwo Energii, odszedł Krzysztof Tchórzewski, powstało za to Ministerstwo Aktywów Państwowych, na którego czele stanął Jacek Sasin. Jeszcze w styczniu 2020 r. Sasin zapewniał, że dopłaty za prąd będą. Ba, zapewniał o tym nawet w maju zeszłego roku. Wszystko dlatego, że z kampanii parlamentarnej płynnie przeszliśmy do kampanii prezydenckiej i PiS chciał zrobić wszystko, żeby pozostawić w dużym pałacu prezydenta Dudę. Stąd kolejne „dodatkowe” emerytury (Duda rozpędził się na jednym ze spotkań i odliczał do 20!), no i zaległa obietnica rekompensat za prąd.

Wybory rozstrzygnęły się w lipcu. Duda został na drugą kadencję. A sprawa rekompensat nagle stała się gorącym kartoflem. Już we wrześniu Jacek Sasin zapewniał, że on przychyliłby konsumentom nieba, ale projekt ustawy miało opracować Ministerstwo Klimatu, więc sorry, no bonus.

Na otarcie łez suweren dostał za to już dwa razy solidną podwyżkę taryf za prąd – na początku 2020 r. o 10-12 proc. w zależności od dostawcy i w tym roku o kolejne 3,5 proc. Mało tego, od 2021 r. zaczynamy płacić wyższe rachunki także z powodu tzw. opłaty mocowej. Każde gospodarstwo domowe zrzuci się na energetykę po ok. 10 zł miesięcznie ekstra. Teoretycznie na modernizację energetyki, ale przecież i pula 55 mln pozwoleń na emisję też miała być na modernizację.

Polecamy: Partia na swoim. Tak Zjednoczona Prawica zawłaszczyła państwo

Czarna dziura bez dna

I może łatwiej byłoby znieść te podwyżki i nową opłatę, gdyby nie bałagan (by użyć delikatnego określenia) w energetyce i górnictwie węglowym, które stanowi główne zaplecze paliwowe tej energetyki. Splot wielu czynników – m.in. pandemicznego spadku zapotrzebowania na energię, rozwoju źródeł odnawialnych – sprawił, że ostatnio udział węgla w produkcji energii w Polsce spadł do ok. 70 proc. Ale wciąż jest to główne paliwo, z którego powstaje w Polsce prąd. Paliwo drogie (zwłaszcza kiedy mówimy o węglu wydobywanym w kraju) i brudne, więc do ceny prądu trzeba doliczać koszty zezwoleń na emisję CO2. A te drożeją jak oszalałe – ostatnio przekroczyły już 40 euro za tonę. W rządowym programie taki pułap cen miał się pojawić dopiero za kilka lat, może dekadę. Efekt? Już teraz na rynku dla firm mamy najdroższy prąd w Europie. Ceny na rynku dla odbiorców indywidualnych są regulowane, więc tu skok jeszcze udaje się przyhamować, ale i tak na tle Europy jesteśmy w czołówce (pierwsza piątka), jeśli mierzyć koszt prądu w stosunku do siły nabywczej.

Najgorsze, że na razie nie widać planu wyjścia z tego ślepego zaułka. Firmy górnicze generują od lat straty. W zeszłym roku Polska Grupa Górnicza była 2 mld zł pod kreską. Co nie przeszkadzało jej wypłacić 13. i 14. pensji. Oraz podwyżki. Łączny koszt: 900 mln zł.

Na początku swoich rządów PiS wpadł na szatański pomysł, żeby podupadające spółki górnicze łączyć z bogatymi firmami energetycznymi. Przez chwilę to działało, ale w końcu rynek powiedział: sprawdzam. Efekt jest taki, że spółki energetyczne zaczęły niedomagać, a kopalnie i tak nie wyzdrowiały. Swoje inwestycje w górnictwo koncerny energetyczne musiały w księgach rachunkowych spisać na straty. To niejedyny zresztą przykład, jak w energetyce wyrzucano lekką ręką pieniądze w błoto. Minister Tchórzewski uparł się, żeby w elektrowni w Ostrołęce, przypadkowo akurat w swoim okręgu wyborczym, zbudować nowy blok węglowy. Nic to, że fachowcy tłumaczyli, że to nieopłacalne, i że przede wszystkim nikt przytomny nie da na to pieniędzy, bo na całym świecie inwestycje w branżę węglową są trędowate. Po kilku latach i utopieniu w projekcie ponad 1 mld zł Energa i Enea musiały spisać go na straty. Ministra Tchórzewskiego i jego resortu już wtedy w rządzie nie było, ale kilka dni temu wrócił – tym razem w charakterze szefa Rady Doradców ds. politycznych przy premierze. To grono 21 najtęższych umysłów państwa, wśród których są m.in. Marek Suski, Marek Kuchciński czy Marek Ast.

Polecamy: Więcej papieża? Czarnek ma chyba młodych ludzi za idiotów

Będzie taniej. Już za dziesięć lat

Swój powrót do kręgów rządowych Tchórzewski zaczął z niezłym przytupem. W rozmowie z Radiem Nowy Świat stwierdził: „Podwyżki cen prądu nie są dokuczliwe, bo coraz więcej zarabiamy. Rekompensaty nie są potrzebne”. Owszem, udział opłat za użytkowanie mieszkania i nośniki energii spada w tzw. koszyku inflacyjnym GUS (z 21,06 proc. w 2015 r. do 18,44 proc. w 2020 r.), ale nominalnie za prąd trzeba płacić coraz więcej. Tylko w tym roku średnia roczna podwyżka rachunku „dla Kowalskiego” to ok. 150 zł. A przecież rok temu też były znaczące podwyżki. Mało tego, Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, w czwartek mówił w „Poranku Rozgłośni Katolickich Siódma – Dziewiąta”: „Prąd będzie drożał, (…) to są koszty transformacji energetycznej, klimatycznej, którą przyjęto w UE, a energetycznej w związku z tym w Polsce. W perspektywie 9-10 lat będziemy musieli niestety zapłacić więcej za prąd elektryczny”. Żeby suwerena pocieszyć, Naimski zapowiedział… rekompensaty za wzrost cen prądu: „Do końca pierwszej połowy tego roku, czyli do czerwca ten projekt będzie dopięty, przedstawiony i wprowadzony.” Tym razem program miałby objąć najmniej zarabiających.

Tego samego dnia w Radiu Zet rzecznik rządu Piotr Müller potwierdził, że żadnych powszechnych rekompensat za prąd nie będzie, bo „w ostatnim roku wybuchła największa w historii po II wojnie światowej epidemia, która wpłynęła na gospodarkę, w związku z tym część środków finansowych siłą rzeczy została przekierowana na pomoc poszczególnym grupom pracowników.” Będzie za to program dopłat do kosztów energii elektrycznej dla najuboższych.

Gdyby kierować się logiką lat poprzednich, można by pomyśleć, że skoro w eterze krążą zapowiedzi rekompensat za prąd, to można spodziewać się wyborów. Tym bardziej że minister Naimski snuł też krzepiące opowieści o tym, że już po 2030 r. prąd będzie taniał. Zapewne dlatego, że w 2030 r. ma w Polsce stanąć elektrownia jądrowa. To będzie fascynujący wyścig: budowa „atomówki” w niecałą dekadę kontra budowa jednego z największych lotnisk w Europie w jakieś 6 lat. Bo wiceminister Horała zarzekał się kilka dni temu, że z Baranowa w 2027 r. wystartuje pierwszy samolot.

Stężenie bajek robi się takie, że ani chybi, trzeba szykować się na wcześniejsze wybory.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWyborcy mniejszego zła
Następny artykułSprawdzian młodych siatkarzy