A A+ A++

Masowy przymusowy pobór naprawi w Polsce demografię, służbę zdrowia,życie rodzinne, bezpieczeństwo energetyczne, braki mieszkań, budżet i statystyki wypadków drogowych.

Masowy przymusowy pobór jest panaceum na wszystkie nasze polskie problemy:

1. Powołajmy na ćwiczenia wszystkich alimenciarzy. Jest ich mniej więcej 200 tysięcy, państwo za ćwiczenia płaci rekompensatę i żołd, w sam raz by od razu potrącić to na poczet zaległych alimentów.

2. W ramach równości powołajmy do wojska wszystkie „osoby obywatelskie płci wszelakich” w wieku 19-29. Podobnie jak w Izraelu „osoby z macicami” będą zwolnione (w bieżącym roku!!) jeśli akurat będą w ciąży. Parę lat i dziura demograficzna będzie zakopana. W Izraelu chyba w takich sytuacjach wymagany jest ślub.

3. Żeby nie demoralizować Polaków, zamiast dawać łapówkę lekarzowi by zwolnił z wojska, będą oficjalne stawki (licytacja?) i po wpłaceniu odpowiedniej kwoty na MON otrzyma się kategorię B na rok. Podobne rozwiązanie proponował MSW Ukrainy, by za 5tyś dolarów pozwolić mężczyznom wyjechać za granicę mimo wojny. Ludzie na JDG będą mogli odetchnąć (ale nie odpisać tego od dochodu!).

4. Powołajmy na ćwiczenia wszystkich niechętnych wojsku delikwentów płci obojga i w ramach propozycji nie do odrzucenia dostają możliwość służby zastępczej w szpitalach jako pielęgniarze i pielęgniarki, na wypadek jakby wrócił covid.

5. Tych co nie mają w danej chwili kategorii A lub nie potrafią na wojskowej strzelnicy trafić do tarczy z urzędu pozbawiamy prawa jazdy (do następnej kwalifikacji wojskowej). Jak ktoś nie ma koordynacji oko-ręka to niech w domu siedzi, a nie stwarza zagrożenie na drodze.

6. Pobór koncentrujemy w dużych ośrodkach miejskich a wyludniające się wsie i małe miasteczka omijamy, żeby młodzi wybierali Polskę powiatową.

I tak oto jedną ustawą można naprawić w Polsce: demografię, służbę zdrowia, życie rodzinne, budżet wojskowy, korki na drogach i głód mieszkań w miastach. Zbyt pięknie by było prawdziwe? Tak. I właśnie tak należy traktować wszystkie wizje tego, że wystarczy przywrócić pobór ochotniczy, a jak ochotników braknie to przymusowy, by stworzyć w Polsce sprawną trzystutysięczną armię. Niby każdy z wymienionych przeze mnie punktów pozornie nie jest bez sensu, ale gdzieś w głębi duszy czujemy, że nic z tego by nie było, tylko katastrofa albo po prostu masowa emigracja wszystkiego co się rusza. Co prawda są tacy profesorowie i ministrowie, którym wydaje się, że to się może udać, wystarczy tylko wprowadzić do szkół więcej mówienia o patriotyzmie, obowiązkach i Janie Pawle II, ale przez grzeczność ich nie wymienię.

Bo tak przedstawiony pobór jest zwykłą branką i zamiast tworzyć wojsko o wysokim morale, składające się z obywateli przekonanych, że bronią ojczyzny w swoim interesie, tworzy bandę ludzi z jednej strony zbyt nieogarniętych by się wymigać, a z drugiej strony krnąbrnych i niechętnych służbie. Zastosowanie ma tu post-rosyjska „doktryna przekątnej”, by wysyłać do jednostek z dala od domu (ze Szczecina w Bieszczady). Tak łatwiej używać wojska do tłumienia protestów i mieć pewność, że mieszkańcy nie będą pomagać dezerterom. Tyle, że jest to bez sensu, bo zmienia to Polskę w państwo jawnie walczące ze swoimi własnymi obywatelami, a nam Polakom takie państwo niepotrzebne. A kto ma bronić państwa niepotrzebnego obywatelom? Chyba urzędnicy i inni otrzymujący pensję z budżetu, bo skoro ich prywatny dobrobyt zależy od istnienia Polski, to niech się o nią biją.

Dlatego powinniśmy, zamiast armii okupacyjnej stworzonej z krajowców, budować armię obywateli przekonanych, że służąc w wojsku i broniąc ojczyzny służą sobie. Czyli czerpać z najlepszych wzorców, z jednej strony Szwajcarii czy Finlandii, gdzie armia uczy się bronić swojego kraju i powiatu. A z drugiej strony z wzorca izraelskiego, czyli armii powszechniej (mężczyzn i kobiet), nastawionej na skuteczność i wyniki. Bo jak opowiadali mi moi koledzy z Izraela, to po pierwsze ich armia jest oparta o zasadę solidarności „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. A po drugie jest bardzo wyspecjalizowana i ci bardziej ogarnięci detonują zdalnie za pomocą wirusów komputerowych irańskie wirówki, a ci mniej ogarnięci chodzą na spacery po terytoriach okupowanych i komunikują się z czworonogiem przez walkie-talkie. A niektórym starszym kapralom marzy się zmuszanie nerdów do biegania w maskach gazowych aż wykitują. I co najważniejsze powinniśmy przyswoić sobie lekcję z Ukrainy, że największym beneficjentem silnej armii są właściciele nieruchomości. Bo ci co chcieli uciec z zaatakowanego kraju to uciekli, ale swoich mariupolskich mieszkań, bahmuckich daczy czy chersońskich segmentów nie mogli zabrać na plecy i zostali dziś z dosłownymi dziurami w ziemi. Zresztą historycznie ta triada występuje razem: obywatel decyduje o losie kraju, bo jest gotów przelać za niego krew i dlatego ma prawo nabywać posiadać ziemię na własność. [[PRZECZYTAJ DRUGĄ STRONĘ]]

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGorąco w Legii. Trener poleci?
Następny artykułSpięcia na linii Serbia-Kosowo. Rosja wskazała, po czyjej jest stronie