A A+ A++

Kwestia relacji pomiędzy rodzicami a dorosłymi dziećmi i związanej z nią decyzji o opuszczeniu domu jest złożona. Przyglądając się statystykom, zauważamy, że w Polsce 44,7 proc. młodych pomiędzy 25. a 34. rokiem życia mieszka z rodzicami (Eurostat 2019), średnio w UE znacznie mniej – 30 proc.

Wyjaśniać mogą to pewnie deficyt na rynku mieszkaniowym oraz wysokie ceny zakupu i wynajmu lokum. Nie jest to jednak jedyny czynnik opóźniający wchodzenie w samodzielność młodych Polaków i Polek. W znacznej mierze odpowiadają za to również relacje między członkami rodziny. Przyglądamy się im w trwającym od 2019 r. projekcie badawczym „I że Cię nie opuszczę aż do śmierci… Praktyki życia codziennego par w wieku 50-64 lata z przynajmniej 20-letnim stażem”. Dotychczas zbadaliśmy 50 gniazd z obojgiem rodziców, zamieszkałych w dużych miastach. Czego się dowiedzieliśmy?

Czas i przestrzeń w parze

Wyprowadzka dziecka to rewolucja. Podobnie jak pojawienie się potomka, jego usamodzielnienie się bywa papierkiem lakmusowym pokazującym kondycję związku rodziców. Wypowiedzi naszych rozmówców pokazują dość jednoznacznie, że ci, którzy zawsze lubili spędzać ze sobą czas i dbali o relację w parze równie mocno jak o relację z dzieckiem, nie boją się etapu pustego gniazda. Mówią o nim jako o kontynuacji bycia we dwoje. Choć dzieci były i są dla takich par ważne, równie istotna była dla nich relacja małżeńska. Wypady we dwójkę – na spacer, na wakacje – nie są dla nich niczym nowym. Tacy ludzie w rozmowie często mówią „my”, co podkreśla charakter zgranego związku.

W takich teamach etap pustego gniazda nie jest rewolucyjny. Dzieci powoli zostawiają parze coraz więcej miejsca. Partnerzy czasami mają wręcz wyrzuty sumienia, że ich związek funkcjonuje tak dobrze bez dzieci.

Zupełnie inaczej swoją sytuację postrzegają związki, które działały na zasadzie samonapędzającego się mechanizmu i których paliwem były dzieci oraz wymagający opieki rodzice. Oba te elementy odgrywały w nich rolę cementu spajającego chybotliwą relację. Dopóki były obecne, związek wydawał się dość stabilny. Gdy dzieci się wyprowadziły, sprawny dotąd mechanizm funkcjonowania pary zaczął się psuć. Pojawił się niepokój – co teraz, jakie inne paliwo można znaleźć, by maszyna kręciła się dalej? Pewnego rodzaju kołem ratunkowym może być w takich sytuacjach przygarnięcie lub zakup psa, który skupi uwagę pary tak jak niegdyś dziecko.

Zobacz także: Czego najbardziej potrzebują dzieci, kiedy rodzice się rozwodzą?

Ja bez dziecka

Wyprowadzka dzieci pozostawia nie tylko przestrzeń w relacji między partnerami, ale i w relacji człowieka samego z sobą. Ileż to razy rodzice narzekają, że nie mają chwili, by pobyć samemu ze swoimi myślami? Nawet dorastające czy dorosłe dzieci są absorbujące. Myśli się o tym, by wspólnie zjeść, a zatem ugotować, o tym, co przygotować, żeby wszystkim smakowało i na którą godzinę, żeby posprzątać (znów te buty rozrzucone po całym korytarzu), przypomnieć o wizycie u dentysty itp. Niektórzy z rodziców bywają nawet zmęczeni ciągłymi pogaduszkami z dziećmi, gdy sami chcą akurat poczytać czy obejrzeć film. Wyprowadzka dzieci sprawia, że czasu na pobycie z myślami jest więcej. Co to oznacza?

Jeśli przed przeprowadzką w parze kluczowa była kondycja związku, po odejściu dzieci najważniejsza okazuje się jakość relacji z samym sobą. Jeśli w wielości ról, jakie odgrywamy w świecie, rola rodzica, szczególnie tego poświęcającego się, zapominającego o sobie i lękowego, wiecznie zatroskanego o dziecko, była nadmiarowa, wyprowadzka potomka może być trudna. W takich sytuacjach rodzice, nie mogąc poradzić sobie z nagłym odcięciem informacji o dziecku, odczuwają lęk. Zdarza się, że próbują kontrolować dziecko wirtualnie, za pomocą czatów i komunikatorów, sprawdzając na przykład miejsce „zameldowania” dziecka.

Niektórzy rodzice proszą dziecko o SMS-y z informacją, czy i co zjadło danego dnia. Jeszcze inni, by zachować częściową kontrolę nad życiem potomków, przygotowują im obiady – w weekend obdarowują słoikami z posiłkami na kilka dni. Wydaje im się, że wtedy dziecko zje „coś porządnego”.

Dla takich lękowych rodziców odwiedziny dzieci stają się okazją do tego, by zająć czas i energię przeżywaniem spodziewanej wizyty już wcześniej; można wtedy zaplanować posiłek i zapytać syna czy córkę, na co mieliby ochotę. Niektóre matki na te okazje nawet specjalnie sprzątają dom.

Zdarza się, że rodzic walczy sam ze sobą i stosuje autodyscyplinę. Pilnuje się, by nie dzwonić co chwila, nie pytać, nie radzić, nie upominać, nie odwiedzać, nie zapraszać zbyt często. Powodem może być przekonanie, że trzeba w końcu odciąć pępowinę albo też lęk przed odrzuceniem. Bywa, że narracje rodziców przypominają zwierzenia nieszczęśliwie zakochanych, którzy martwią się, że obiekt westchnień odrzuci ich starania. Nie chcą konfrontować się z odmową przyjścia na obiad, więc narzucają sobie dyscyplinę, by nie zapraszać.

Są wreszcie osoby, które nie martwią się zbyt wiele albo i wcale. Żyją w przekonaniu, że dziecko sobie poradzi. Na ogół są to rodzice, którzy także przed wyprowadzką dzieci byli pochłonięci czymś innym niż rolą rodzica – pracą, hobby, przyjaciółmi, jogą albo po prostu lubili spędzać czas samotnie i dbali o to, by mieć na to czas. Etap pustego gniazda jest dla nich okresem, w którym mogą zadbać o siebie jeszcze bardziej – bez wyrzutów sumienia pójść na siłownię, do kolegi czy obejrzeć telewizję. Ten etap bywa również czasem pogłębionej refleksji nad sobą i światem.

Ale i w tym scenariuszu – w którym rodzic chce i lubi być z samym sobą – pojawiają się czasem ciemniejsze chmury. Zdarza się, że rodzic, szczególnie matka, zaczyna zastanawiać się, czy jej spokój i zadowolenie są zdrowe, normalne – przecież inni rodzice zamartwiają się o dzieci, są nieszczęśliwi i tęsknią.

Różne odcienie ulgi

Po odejściu dzieci uczucia ulgi doświadczają zarówno ci, którzy bardzo się o nie martwili, jak i ci, którzy martwili się mniej. Zmieniają się też zwyczaje żywieniowe rodziny. Dopóki dzieci były w domu, obiad był rzeczą świętą. Kiedy się wyprowadziły, wiele par przestaje regularnie gotować obiady. Ulga wiąże się więc z brakiem obciążenia wynikającym z obowiązków domowych, przede wszystkim żywieniowych i związanych z nimi zakupowych. Rodzice mogą odetchnąć tym bardziej, gdy dzieci miały specyficzne wymagania co do diety, gdy preferowały posiłki wysokobiałkowe i niskotłuszczowe albo, ku rozpaczy niektórych rodziców, dietę wegetariańską lub wegańską. Jednak nawet jeśli nie były wymagające kulinarnie, rodzice na ogół poczuwali się do obowiązku zapewnienia obiadu. To z kolei wiązało się z nieustannym planowaniem, zakupami, gotowaniem i synchronizowaniem rytmów dnia wszystkich członków rodziny.

Po odejściu dzieci powstaje poczucie ulgi, że już nie trzeba się starać, ale jednocześnie skutkuje to pogorszeniem jakości posiłków.

Obiady to tylko jeden z domowych obowiązków, które po opustoszeniu gniazda stają się lżejsze. Odpada też ciągłe pranie, prasowanie, sprzątanie czy konieczność codziennych zakupów.

Pojawiają się za to oszczędności: na prądzie, wodzie i żywności. Niektóre pary przeznaczają je na wspólne przyjemności, np. podróże.

Drugi rodzaj ulgi widoczny po wyprowadzce dzieci to ta związana z zakończeniem wykonania zadania – wychowania potomków, doświadczenie uczucia, że nam się udało: dzieci są szczęśliwe, samodzielne, dobrze sobie radzą, same budują udane związki, rozwijają się zawodowo.

Respondenci zauważają, że ulga związana jest z radością, że dzieci są samodzielne i nie musimy się już o nie martwić, możemy sobie odpocząć ze spokojem w sercu. Dla niektórych ważne jest też to, że nie muszą dłużej znosić emocji i nastrojów dzieci.

Zadbajmy o relacje

Kiedy wychodzimy za mąż lub kiedy pojawiają się dzieci, dla otoczenia i dla nas samych jest dość jasne, że otwiera się przed nami nowy życiowy rozdział. Na ślubie goście życzą nam wszystkiego dobrego na nowej drodze życia, a gdy spodziewamy się dziecka, ostrzegają, że już nic nie będzie takie samo. Te wydarzenia okraszone są też żartobliwymi poradami. Kobieta w ciąży słyszy: „Wyśpijcie się na zapas”, a mąż na ślubie: „Słuchaj we wszystkim żony”.

O wiele mniej społecznych oczekiwań i wyobrażeń wiąże się z etapem pustego gniazda. Badania pokazują jednak, że jest to równie ważny i rewolucyjny etap biograficzny. Warto o tym pamiętać, żeby zadbać o siebie i relację z partnerem z wyprzedzeniem. Jak wskazują wypowiedzi uczestników naszych badań, najwięcej satysfakcji i najmniej lęku czy samotności doświadczają te osoby, które w sposób długoterminowy dbały zarówno o związek, jak i relację z samym sobą.

Czytaj więcej: Od straty do straty. Jak stać się dla siebie współczującym dorosłym?

Dr Magdalena Żadkowska – socjolożka, badaczka, wykładowczyni akademicka. Adiunktka na Uniwersytecie Gdańskim. Bada relacje kobiet i mężczyzn w domu, na rynku pracy i na migracji. Zajmuje się wdrażaniem rozwiązań równościowych w instytucjach akademickich i w środowisku biznesowym. Prowadzi projekt badawczy: Sonata Bis 8 NCN, „I że Cię nie opuszczę aż do śmierci… Praktyki życia codziennego par w wieku 50-64 lata z przynajmniej 20-letnim stażem”

Marta Skowrońska – doktor socjologii; pracuje na Wydziale Socjologii UAM. Autorka artykułów oraz książek na temat relacji człowieka z kulturą materialną, w szczególności zamieszkiwania; współredaktorka książki na temat polskiej gościnności. Współpracuje z biznesem i instytucjami kultury. Miłośniczka badań jakościowych, szczególnie poświęconych socjologii życia codziennego

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUrząd Stanu Cywilnego w Tychach podsumował 2020 rok
Następny artykułNowe fotele w ciechanowskim kinie